Artykuły

Czekanie na kobietę

"Zygfryd" w reż. Hansa-Petera Lehmanna w Operze Dolnośląskiej we Wrocławiu. Pisze Jacek Marczyński w Rzeczpospolitej.

Jeśli premiery dwóch pierwszych części "Pierścienia Nibelunga" były sukcesem Ewy Michnik, to trzecia - "Zygfryd" - jest jej triumfem

Cztery tysiące widzów w Hali Ludowej z niesłychaną uwagą śledziło przez pięć i pół godziny tę najdłuższą i nie ukrywajmy - najnudniejszą dramaturgicznie - część tetralogii Richarda Wagnera. Większość z 12 tysięcy biletów na spektakle w następny weekend już sprzedano.

Co prawda dla Wagnera "Zygfryd" ma znaczenie kluczowe, to tu pojawia się jej najważniejszy bohater - rycerz gotów do heroicznych czynów i zdolny do czystej miłości. A bóg Wotan, uświadomiwszy sobie, że poniósł klęskę, próbuje podjąć ostatnią próbę zmiany biegu zdarzeń świata, choć dla innych jest już tylko błąkającym się wędrowcem. Tę boską tragedię można jednak zrozumieć, gdy zna się zamysł całej tetralogii i gdy pamięta się zdarzenia wcześniejszych części.

Na dodatek Wagner, pisząc "Zygfryda", absolutnie zlekceważył możliwości percepcyjne widza. W trwającym półtorej godziny akcie pierwszym pojawiają się jedynie trzej mężczyźni. Trzeba potem przetrwać godzinę aktu drugiego, by doczekać się pierwszej śpiewającej kobiety, i dwie kolejne godziny, by usłyszeć wreszcie duet miłosny Zygfryda i Brunhildy.

W Hali Ludowej nikt nie okazał znużenia. I choć stworzono widowisko dla masowej publiczności, nie sprzeniewierzono się zamysłowi kompozytora. Podobnie jak w poprzednich częściach reżyser Hans-Peter Lehmann dodał sporo efektów (są ognie, dymy i efektowna gra świateł). Zrobił spektakl z musicalową wręcz dynamiką i wyostrzeniem charakterów postaci, ale wszystkie pomysły wynikają z tekstu dramatu.

To nie jest Wagner uproszczony, co więcej, w "Zygfrydzie" wrocławianie dali najdojrzalszą muzycznie interpretację, mimo że na premierze fachowcy od nagłośnienia nie utrzymali właściwych proporcji między solistami a orkiestrą na niekorzyść tej ostatniej. Muzycy pod batutą Ewy Michnik niemal przez cały czas grali niesłychanie precyzyjnie, a orkiestra Opery Dolnośląskiej wypracowała własne wagnerowskie brzmienie: miękkie, nie pompatyczne, lecz gdy trzeba, monumentalne.

Wyrównany był tym razem zestaw solistów: Leonid Zakhozhaev tak rozłożył siły, by jako Zygfryd efektownie zaprezentować się w finałowym duecie z Brunhildą (dobra Barbara Schneider-Hoffstetter).

Wyrazistą postać karła Mime stworzył Uwe Eikötter, a do zagranicznych gości udanie dołączyli polscy wykonawcy - dojrzały interpretacyjnie Bogusław Szynalski (Wędrowiec) oraz Elżbieta Kaczmarzyk-Janczak (Erda) i Aleksandra Buczek (Leśny Ptak).

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji