Artykuły

"Wesele" XXI wieku

Wyspiański w Teatrze Wybrzeże w Gdańsku. Inscenizacja Rudolfa Zioły to pierwsze "Wesele" nowej Polski

W ostatnim dziesięcioleciu na "Weselu" poległo trzech znanych reżyserów - Krzysztof Nazar, Jerzy Grzegorzewski i Mikołaj Grabowski. Wiadomość, że w Gdańsku za "Wesele" bierze się Rudolf Zioło mogła wywołać tylko wzruszenie ramion. "Wesele"? A po cóż grać to młodopolskie truchło? Na sam dźwięk krakowiaka cierpnie człowiekowi skóra, na widok "capki z piór" można dostać wysypki, od chocholego tańca mdli. To wina teatru, że po stu latach dramat Wyspiańskiego zakrzepł w folklorystyczno-historycznym sosie, pod którym nie widać już żywych ludzi ani żywych problemów. Z nielicznymi wyjątkami wystawiano go przez lata jako relikt przeszłości i obowiązkową lekturę. No i osłuchał się - jak hejnał mariacki.

Ale siedzę na widowni Teatru Wybrzeże i przecieram oczy ze zdumienia. Jakbym oglądał tę sztukę pierwszy raz. Sprawiła to odważna koncepcja: otóż Zioło przeczytał "Wesele" jako sztukę współczesną. Wyrzucił krakowiaki, zapaski, obrazki, szable i malowane skrzynie, nie ostała się nawet Matka Boska Częstochowska. Zamiast bronowickiego muzeum narodowych pamiątek scenograf Paweł Wodziński zbudował wnętrze z wysokich, sterylnie białych ścian. Akcję osadziły we współczesności, świetne kostiumy: tylko Pan Młody i Panna Młoda mają stylizowane krakowskie stroje, narzucone zresztą na dzisiejsze, reszta jest ubrana jak na współczesnym prowincjonalnym weselu: w śliwkowe garnitury i turkusowe suknie.

Przeniesione we współczesność, wyczyszczone z nalotu folkloru i rodzajowości, "Wesele" stało się ostrą analizą dzisiejszej świadomości narodowej Polaków. Zioło wydobył ze sztuki polski absurd: od 15 lat Polska jest wolnym krajem, tymczasem rodacy nadal chętnie chwytają za kosy i lecą się bić, choć od dawna nie ma z kim. Nie potrafią za to zbudować tego, co najważniejsze: społecznej solidarności.

Miasto i wieś mówią w tym przedstawieniu różnymi językami i głęboko się nawzajem nienawidzą. Radczyni i Poeta demonstracyjnie nie odpowiadają na "Szczęść Boże" i "Pochwalony", z kolei chłopi naśmiewają się z ekscentrycznych butów Poety. Gospodarz i Pan Młody jako ludzie z miasta gardzą Księdzem, który nie ukrywa chłopskiego pochodzenia. Czepiec w którymś momencie nuci kilka taktów "Barki", która łączyła miliony ludzi na papieskich pielgrzymkach, ale nikt nie podejmuje melodii.

Zioło pokazuje, że tym, co najbardziej dzieli Polaków, jest stosunek do przeszłości. Mówią o tym sceny z widmami, oparte na świetnym pomyśle. Reżyser przesunął horyzont historyczny: punktem odniesienia dla dzisiejszych Polaków nie jest powstanie Szeli, rycerskie czyny Zawiszy Czarnego czy mądrość Stańczyka, ale II wojna światowa i jej następstwa. Dlatego Hetman, choć otoczony carskimi oficerami, nosi garnitur partyjnego aparatczyka, Szela przypomina komendanta ludowej partyzantki, Wernyhora występuje w mundurze oficera z kampanii wrześniowej, a Rycerz Czarny jest powstańcem z biało-czerwoną opaską na wojskowej kurtce. Kilka taktów pieśni Ewy Demarczyk pozwala rozpoznać w nim Krzysztofa Kamila Baczyńskiego.

Ten ryzykowny zabieg, który w pierwszej chwili kłóci się z młodopolską poetyką, z czasem nabiera wielkiej siły. Przeszłość obnaża nędzę dzisiejszych elit, co widać szczególnie w konfrontacji Poety (Piotr Jankowski) z Rycerzem (Arkadiusz Brykalski). Z jednej strony znudzony, modny pisarz, ubrany jak gwiazda talk-show, który dla zabicia czasu bawi się kobietami, z drugiej: poeta-powstaniec, dla którego walka była przedłużeniem poezji. Ale zarazem przeszłość to puszka Pandory, w której wciąż tkwią narodowe upiory. Prawdziwą rewelacją jest pod tym względem wątek żydowski. Ryszard Ronczewski jako Żyd i Magdalena Boć jako Rachela grają ze świadomością wszystkiego, co wydarzyło się między Polakami i Żydami od roku 1901. To Mosiek i Rachela po Jedwabnem. Są jak dodatkowe widma, o których zapomniał Wyspiański. On w wieczorowym stroju, sztywny, uroczysty, zachowuje dystans. Ona - w żałobnej sukni, zgorzkniała, pełna pretensji do wszystkich, odrzucona i jako kochanka, i jako Żydówka, pod maską ironii ukrywa głęboką rozpacz. Goście traktują tę parę ze zdziwieniem i niecierpliwością: to oni jeszcze tu są?

Spektakl Zioły to wielki sprawdzian aktorski, z którego większość zespołu wychodzi zwycięsko. Nie słyszałem w ostatnich latach, aby tekst Wyspiańskiego był mówiony tak, że chłonie się każde słowo. Żeby analiza postaci była tak gruntowna, a wszystkie relacje wydobyte tak przejrzyście. Cały pierwszy akt, który był przeważnie tylko pretekstem do wprowadzenia na scenę widm i rozegrania tematu narodowego, u Zioły urasta do osobnego dramatu. Zamiast szopki w rytmie krakowiaka - studium miłości i porzucenia. Tamara Arciuch-Szyc jako Maryna i Piotr Jankowski (Poeta) pod młodopolską konwencję flirtu podkładają autentyczne namiętności. Dariusz Szymaniak i Małgorzata Oracz tworzą ciekawą parę Młodych, on - zadurzony jak chłopiec, naśladuje pianie koguta, ona rozkosznie naiwna i pobożna, żegna się przed poślubną nocą. Dobry jest Rafał Kronenberger jako Ksiądz, który usiłuje godzić role moralnego autorytetu i biznesmena. Z jednej strony poucza młodych o powinnościach małżeńskich (tak się składa, że zawsze, kiedy mają ochotę na miłość), z drugiej twardo negocjuje z Żydem termin zapłaty czesnego. Michał Kowalski w rewelacyjnej roli Czepca buduje groźny wizerunek antysemity i wiejskiego zabijaki. Tylko Dziennikarz Igora Michalskiego jest nieprzekonujący, to raczej powiatowy urzędnik, niż człowiek mediów. Jedynym nieporozumieniem jest muzyka Stanisława Radwana, która rozminęła się z ideą spektaklu. Puszczana bez pomysłu, wprowadza na powrót klimaty ludowo-bronowickie.

Te nieliczne słabości nie przekreślają jednak wybitnej inscenizacji, która jest pierwszą udaną próbą nowego odczytania "Wesela" w kontekście wolnej Polski. Przedstawienie Zioły ma szansę zmienić klimat wokół Teatru Wybrzeże, od kilku miesięcy atakowanego przez część lokalnych mediów za społeczny program i poszukiwania dramaturgiczne. "Wesele" dowodzi, że gdański zespół należy do najlepszych w kraju, a kurs na zaangażowany teatr sprawdza się także w przypadku klasyki. W ten weekend Teatr Narodowy znajdował się na Targu Węglowym w Gdańsku.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji