Artykuły

Nowe inscenizacje arcydzieł naszej dramaturgii

Każda nowa inscenizacja arcydzieł naszej dramaturgii jest zarówno wydarzeniem we współczesnym życiu teatralnym, jak i kolejnym ogniwem tworzenia scenicznej tradycji, a co za tym idzie - historii naszego teatru. Cóż dopiero, gdy po pozycje te sięgają czołowi twórcy teatralni przydając arcydziełom narodowym piętno swych indywidualności i artystycznych zamiłowań. Właśnie w tych dniach otrzymała Warszawa takie dwa spektakle, które wydają się niesłychanie charakterystyczne dla scen, na których zostały zaprezentowane.

Zacznijmy od "Fantazego" Juliusza Słowackiego, którym Adam Hanuszkiewicz rozpoczął nowy sezon Teatru Powszechnego, reżyserując spektakl i grając w nim rolę tytułową. Interesująca, bogata indywidualność tego artysty - z miejsca nadała ton całemu przedstawieniu. I tym razem można się z jego propozycją nie zgadzać, można mu stawiać wiele nawet słusznych zarzutów. Nie zmienia to jednak faktu, że spektakl jest fascynujący. Teatr Hanuszkiewicza jest bowiem zawsze żywy. Wychodzi na przeciw widowni, adaptując dla sceny najbardziej znane powieści, a arcydziełom dramaturgii dorzuca nowych barw.

Wystawiając "Fantazego" zdecydował się Hanuszkiewicz na konsekwentne wydobycie komediowości tego poematu, ośmieszając przede wszystkim samego Fantazego. Myślę, że w całej naszej tradycji teatralnej Hanuszkiewicz jest najbardziej wobec niego okrutny. Tego rozbieganego, fircykowatego Fantazego, w nieprawdopodobnym tempie wygłaszającego swoje tyrady, kompromitują nawet zwykłe teatralne rekwizyty, jak dyndający na plecach złocony monokl czy samowar pażący mu palce. A że nie pozbawił przy tym Hanuszkiewicz Fantazego błyskotliwej inteligencji i osobistego wdzięku, bawiąc się nim - bawi przede wszystkim widza.

"Fantazy" z arcyciekawą rolą Hanuszkiewicza i dobrymi rolami pozostałymi (znakomity monolog Zofii Kucówny jako Diany) - mimo pewnych uproszczeń czy niedostatków inscenizacji - zasługuje na uwagę krytyki i oklaski publiczności.

DRUGĄ premierą, o której długo się będzie dyskutować, są "Dziady" Adama Mickiewicza, wystawione na scenie warszawskiego Teatru Narodowego. I ten spektakl - również nowatorski w koncepcji - wydaje mi się niesłychanie charakterystyczny dla jego znakomitych twórców (układ tekstu i reżyseria Kazimierza Dejmka, scenografia Andrzeja Stopki, w roli Konrada Gustaw Holoubek). Otrzymaliśmy tym razem "Dziady", w których obrzędy ludowe (piękne sceny zbiorowe) stopiły się w całość z wielkim misterium narodowym. Na tej samej estradzie, gdzie prosty lud święci "dziady", szukając ukojenia, Konrad walczy o "rząd dusz", szukając ratunku dla gnębionych współbraci. W tak pomyślnej całości słusznie zrezygnowano z części I i IV "Dziadów", pomijając wątek osobisty miłości Gustawa.

Najbardziej konsekwentna i najpiękniejsza wydaje się część pierwsza tego spektaklu, od pochodu na obrzęd "dziadów" - do zakończenia Wielkiej Improwizacji (za którą publiczność owacyjnie dziękowała Gustawowi Holoubkowi). Chór "Harfa" i chór dziecięcy świetnie podbudowały misteryjny nastrój. Ale "Dziady", zwłaszcza w swej III części, są ostrym dramatem politycznym, toteż w dalszych partiach spektaklu razi jego nadto "kościelny" charakter, osłabiający buntowniczą myśl utworu. Zaś ludowość spektaklu jest tak wyraźna, że nie tylko diabły przybrały tu kształt z szopki, lecz nawet Senator (Zdzisław Mrożewski) bardziej przypomina Heroda niż bezwzględnego, zimnego i cynicznego tyrana.

Sezon teatralny jakoś się w tym roku w stolicy opóźnił. Za to obydwa omawiane przedstawienia - choć tak różnorodne - długo powinny przyciągać publiczność spragnioną prawdziwych artystycznych przeżyć i dobrego teatru.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji