Nawet nie marzyłem...
- Nikt nie jest tak mądry, żeby przewidzieć na co ludzie przyjdą do teatru, trzeba próbować. Widownia nie jest nam dana raz na zawsze. Trzeba o nią wciąż zabiegać. Myślę też, że chce różnorodności, chce teatru eklektycznego - mówi KRZYSZTOF BABICKI, dyrektor Teatru Miejskiego w Gdyni.
Dziś Międzynarodowy Dzień Teatru. O czym w tym dniu marzy dyrektor teatru? O pełnej sali. - Widownia nie jest nam dana raz na zawsze. Trzeba o nią wciąż zabiegać - mówi Krzysztof Babicki [na zdjęciu] z Teatru Miejskiego w Gdyni w rozmowie z Grażyną Antoniewicz:
Z okazji Dnia Teatru życzyłbym sobie...
- Teatru, który nie jest omijany przez widzów, bo po trzydziestu latach pracy w teatrze doskonale wiem, że to widzowie nadają mu sens. Teatr, który pogardza widzem nie ma racji bytu.
Gdy zaczynał się nowy sezon frekwencja w Miejskim wynosiła ledwie 18-30 proc. Oczekiwał Pan, że widzowie tak szybko wrócą do teatru?
- Byłem ogromnie zaskoczony, gdy okazało się, że gdyńska publiczność wypełniła widownię w osiemdziesięciu procentach. Jak podliczyliśmy frekwencję za styczeń to wyniosła ona 86 proc., za luty 77 (choć były wtedy ferie). Nawet nie marzyłem o tym.
Pierwszą premierą był spektakl "Rock'n roll" Toma Stopparda.
- Ale graliśmy też sztuki z poprzedniego sezonu "Dzień świra", "Kolację dla głupca" czy "Piaf".
Próbował Pan wznowić znakomity spektakl "Kamienie w kieszeniach"?
- Tak, ale frekwencja była znikoma, a to publiczność decyduje, co gramy. Nikt nie jest tak mądry, żeby przewidzieć na co ludzie przyjdą do teatru, trzeba próbować. Widownia nie jest nam dana raz na zawsze. Trzeba o nią wciąż zabiegać. Wiem, od kilku dni, że publiczność chętnie przychodzi na repertuar typu "Bóg" Woody'ego Allena, ale myślę też, że chce różnorodności, chce teatru eklektycznego.
Zna Pan gdyńską publiczność?
- Tak, mieszkałem przez dwadzieścia lat w Gdyni, więc wierzyłem, że ta widownia doceni na przykład "Antygonę" - antyczną tragedię zrealizowaną przez Leszka Mądzika, który ma w Trójmieście swoich wiernych widzów. "Antygonę" gramy nie tylko dla szkół.
W styczniu przygotowywaliście "Boga mordu", gdy na ekrany kin wszedł film Polańskiego, oparty na tej samej sztuce Yasminy Rezy.
- Bardzo się bałem, że obraz Polańskiego zabierze nam widzów, a jednak nasz spektakl spodobał się. Gramy go przy stuprocentowej frekwencji, a bilety sprzedajemy już na kwiecień.
Przed laty reżyserował Pan w Teatrze Wybrzeże "Białego łabędzia" Strindberga. Czy w tym sezonie zobaczymy sztukę dla dzieci?
- Wiem, że jest ogromne zapotrzebowanie na zwykłą bajkę. Coraz poważniej myślę więc o "Królowej Śniegu" Andersena. Odbyłem już pierwsze rozmowy o piosenkach do tego spektaklu z Januszem Grzywaczem (niegdyś muzykiem zespołu Laboratorium). Chciałbym, żeby to była muzyczna opowieść o kryształkach lodu, które wbijają się nam w oko i tym samym zmieniają nasze widzenie świata. To jedna z piękniejszych baśni Andersena. Chciałbym jednocześnie, żeby ten spektakl nie był karą dla rodziców, którzy będą musieli przyjść z dzieckiem do teatru, lecz przypomnieniem mitu ich młodości. Bajki Andersena to przejmujące opowieści dla dorosłych, schowane za baśniowym tiulem.
Trwają próby do sztuki "Idąc rakiem" wg powieści Güntera Grassa w adaptacji Pawła Huelle.
- Akcja dzieje się współcześnie. To opowieść o zbrodni internetowej. Jedna z postaci - Syn Autora, Niemiec morduje swojego rozmówcę internetowego, uważa go bowiem za Żyda. "Idąc rakiem" jest opowieścią o demonach, które budzi cień przeszłości. Ta jedyna gdyńska powieść Grassa odnosi się do tragedii Gustloffa. Statek wypłynął w swój ostatni rejs z Gdyni z kilkunastoma tysiącami ludzi na pokładzie. Mam nadzieję, że po komedii Woody'ego Allena widownia zechce udać się w podróż z Grassem, odkrywając nie tylko mroki relacji polsko-niemieckich, ale też obserwując katastrofę pokoleń skażonych nazizmem. Powieść Grassa mówi też, jak straszną pułapką cywilizacji może być internet.
Sezon zakończy...
- Premiera na Scenie Letniej - "W kręgu namiętności - Tango Piazzolla" Anny Burzyńskiej w reżyserii Józefa Opalskiego. W lipcu i sierpniu sztuka będzie grana w plenerze, potem spektakl nie zejdzie z afisza, wystawimy go na Bema.
Co dalej?
- Mam nadzieję, że będziemy gościć coraz częściej nie tylko gdyńską publiczność.
Szuka Pan nowych miejsc do grania spektakli?
- Tak, "Idąc rakiem" wystawiamy pod pokładem Daru Pomorza.