Artykuły

GRUDNIOWE WYCIECZKI DO KULTURY

Dni grudniowe były to mroźne, to rozchlapane, śnieżne, to znów siąpiące deszczem. Było słońce i chmury, niże i wyże... i był też "Król walca" w Operetce Warszawskiej i walce na sylwestrowych balach, było "Życie, miłość człowieka" Operetki Bukareszteńskiej występującej gościnnie w Warszawie w ramach "Dni Bukaresztu", i życie teatralne i premiery warszawskich teatrów i tych występujących gościnnie w Spotkaniach Teatralnych. Były to ponoć najlepsze spektakle wybrane w kraju; dwa z nich zaliczono do imprez towarzyszących, poza programem. I tak "Nastazja Filipowna" (jeden z wątków "Idioty" Dostojewskiego) była wystawiona w sali nietypowej, pięknej sali Rzemiosła przy ul. Miodowej. Tam to we wnętrzu ciemnego prawie pokoju (projekt scenograficzny Krystyny Zachwatowicz) w przyćmionych światłach, w gęstej duszności i gęstej atmosferze toczy się rozmowa a raczej milczenie - między księciem Myszkinem, a Rogożynem. Jest tu też przez cały czas obecna nieobecna Nastazja. To cieszący się powodzeniem występ Teatru Starego z Krakowa, częściowa adaptacja powieści Dostojewskiego w reżyserii Wajdy. Trudno mi cokolwiek powiedzieć o innych, tych zaprogramowanych "normalnie", spektaklach, jako że udało mi się dzięki grzeczności jednego z kolegów recenzentów zobaczyć jedynie przedstawienie, także towarzyszące. Była to "Opowieść sceniczna o Aleksandrze Błoku" przywieziona przez Teatr Współczesny z Wrocławia. O innych posłuchałam sobie tylko informacyjnie na spotkaniu dziennikarzy z dyrektorami teatru w warszawskim Ratuszu, gdzie przy okazji dowiedziałam się, że Warszawa w przyszłości ujrzy i inne spektakle innych teatrów z tzw. terenu. Bo fama niesie o świetnych spektaklach tych niewytypowanych na spotkania teatrów. A na razie z małymi wyjątkami przywieziono przedstawienia nie będące szczytami osiągnięć artystycznych. Cieszyły się one na ogół pozytywnymi recenzjami krytyków, układnymi analizami w przeciwieństwie do opinii, które słyszało się podobno w kuluarach i na mieście.

Owa "Opowieść" Aleksandra Sztejna (w tłumaczeniu Romana Szydłowskiego, w reżyserii Kazimierza Brauna) o postaciach i losach ludzkich tak dramatycznych, tak wprzęgniętych w niedawną jeszcze historię, o poecie, który miał i swoje "18 dni w Warszawie" (o czym przypomniał nam w doskonałej książce A. Galis) - także nieco mnie rozczarowała. Wśród pewnych zastrzeżeń znalazło się pytanie: czemu służyło to umieszczenie nas, widzów, na widowni w pomieszczeniu-pokoju, gdzie występowali aktorzy. Wbrew - zapewne - zamierzeniu inscenizatora stwarzało to nie bliskość, nie uczestniczenie, lecz odwrotnie - jakąś ścianę, dystans, sztuczność, a może i pewną tremę aktorów. Jerzy Schejbal w roli Błoka podobno bardzo podobał się (w Katowicach) autorowi; zapewne mógł bronić się skutecznie młodością, żarem, przed zarzutem pewnego jeszcze braku doświadczenia aktorskiego. Urokliwą Lubą była Halina Rasiakówna.

Z okazji Spotkań Teatralnych, dyrektor Muzeum Teatralnego Józef Szczublewski "zafundował" nam świetną wystawę poświęconą Wyspiańskiemu; godne podkreślenia jest to, że jest to pierwsza wystawa o wielkim twórcy złożona wyłącznie z eksponatów tego Muzeum. Ze spektaklami nie związanymi ze Spotkaniami wymieńmy warszawską premierę "Burzy" Ostrowskiego w przekładzie J. Jędrzejewicza, w reżyserii S. Brejdyganta, w scenografii M. Stajewskiego w Teatrze Nowym.

W grudniu o bilety teatralne było jak zwykle dość trudno, choć trafić do przybytków sztuki jest w stolicy łatwo, tym bardziej, gdy ma się w ręku numer świąteczny "Stolicy" z mapą "Atrakcji kulturalnych Warszawy". Przeoczyliśmy że rysownik nie umieścił na tej mapie Teatru Ziemi Mazowieckiej, czyniąc niesłusznie Pragę Północ prawie że pustynią kulturalną. A przecież Teatr przy Szwedzkiej od iluż już lat dobrymi spektaklami raczy publiczność, zarówno stołeczną jak i z województwa warszawskiego. Uczestnicząc niedawno na spotkaniu władz owej dzielnicy z pisarzami i zwiedzając potem wiele obiektów stwierdziłam, nie wiem już po raz który, jak mało wie się o niemałych osiągnięciach tej dzielnicy także i w dziedzinie kulturalnej. A poza tym ta dzielnica ma swój charakter, choć jeszcze może razić pewien "styl" życia niektórych mieszkańców starej Pragi. Poza tym gdzież w Warszawie znajdzie się, na przykład, takie plafony, stiuki, aniołki - malunki, rzeźby i płaskorzeźby jak w kamienicach przy Targowej. Dobrze, że Makarczyński w swoim filmowym "Albumie" przedstawił je i zapewne zostaną uchronione przy realizowaniu architektonicznej wizji Pragi, jako kapitalny obraz przeszłości, socjologiczny nawet znak. Dobrze też, że w przyszłości ma ostać się także, choć w formie bardziej uporządkowanej, Bazar Różyckiego. Ale i teraz jak zwierzyła mi się jedna z uczestniczek Spotkania, młoda poetka, gdy dusi ją chandra idzie tam i wypoczywa wśród tych obrazów z łabędziami, kryształowych kul, wróżbitek, koszyków z cudownym korzeniem mandragory. Można się z tego śmiać, ale może to także i bawić, i rozerwać. Chyba, że będą to eksponaty, pamiątki w rodzaju potworków wystawionych w kiosku z kwiatami przy alejce prowadzącej do ZOO. Wtedy może to tylko drażnić. Te szkaradzieństwa są podpisane nazwą; "Kotek". Owe kotki mogą wystraszyć niedźwiedzie w pobliskim wybiegu. A więc artystyczna Wystawa Pamiątkarstwa w PKiN sobie, a "kotki" sobie. Takie życie!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji