Artykuły

Gdy nie ma mężczyzny

Materiał psychologiczny często bywa znacznie obfitszy i nierzadko ciekawszy w obserwacjach wyniesionych z życia od tego, który pomieszczają w swoich sztukach dramaturdzy. Dlatego też reżyserzy, aby oży­wić monotonne, do klasyki za­zwyczaj sprowadzane, tematy swoich rzemieślniczych, rzadziej artystycznych penetracji posłu­giwać się zaczynają utworami powieściowymi.

Ostatnio skorzystał z tej moż­liwości Piotr Cieślak i przeniósł do Teatru Powszechnego w War­szawie powieść "Czwartkowe da­my" -- autorstwa byłej gwiazdy francuskich scen Lolen Bellon. Cóż ta aktorka, a przede wszyst­kim kobieta, ma do powiedze­nia na temat... właśnie kobiet?

Są trzy starzejące się damy, które spotykają się w czwart­kowe popołudnia w mieszkaniu jednej z nich. Spędzają tu pa­rę godzin przy herbacie, plac­ku z jabłkami... Czasem się kłó­cą, wspominają dawne dzieje. I to im w zasadzie pozostało z ongi bardziej lub mniej bujne­go życia.

Kiedy ich pamięć sięga w przeszłość - zarówno gdy od­świeża młodość, lata okupacji, wiek dojrzały - zawsze głów­nym tematem, wokół którego obracają się ich myśli są męż­czyźni. I nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie smutna - płynąca z owych reminiscen­cji - konstatacja. Otóż wartość każdej z owych niewiast wy­znacza tkwiący u jej boku męż­czyzna. Gdy go zabraknie - nie znaczą nic. Są jak opróżniony dzban na pustyni.

Przebąkują bohaterki "Czwart­kowych dam" od czasu do cza­su o kłopotach finansowych. Wiemy nawet, że jedna jest bezdzietna, druga ma dwie córki, zaś trzecia hulaszczego syna. Ale to sprawy odległe od ich "dociekliwych" rozważań egzy­stencjalnych. Oczy każdej roz­jaśniają się, ruchy stają sprę­żyste dopiero wówczas, gdy we wspomnieniach pojawia się męż­czyzna. Nie wiadomo nawet czym zasłużył on sobie na taką atencję, jakie były jego przy­mioty, jakimi wreszcie, przeży­ciami obdarzył każdą z nich. Da się natychmiast odrzuć pust­kę wypełniającą ich życie, gdy owego chłopa - przez los lub własny wybór - zostały pozba­wione.

Może wydawać się zaskaku­jące, że w momencie gdy cały nasz kraj żyje sprawami, o których warto by napisać nie­jeden dramat, teatr nie sięga po sztuki autorów ponoć dotąd nie wystawianych. A może ich po prostu nie ma lub dyrekto­rzy nadal krępowani są niemoż­liwością samodzielnych decyzji? Jeśli tak jest w istocie - cóż pozostało? Zdolny, młody reży­ser, potwierdzający swoje możliwości kolejną, sprawną inscenizacją przygotowuje, spektakl, którego treści niewiele mają wspólnego z tym co nas dzisiaj obchodzi. Daje też role koleżankom z zespołu. Znakomicie są one zresztą zagrane przez Annę Seniuk, Mirosławę Dubrawską i nieco słabiej, przez manieryczną tym razem, Elżbietę Kępińską.

Rodzi się tylko pytanie: czemu służyć ma wysiłek wszystkich realizatorów najnowszej premiery w teatrze Powszechnym, skoro wychodzimy ze spektaklu obojętni? Nie znajdujemy w nim bowiem odbicia własnych przeżyć, bolączek. Znowu okazuje się, że materiał życiowy góruje nad sztuką lub też, że sztuka mu nie dostaje.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji