Artykuły

Magia świata z tektury

Przybywa fabryk dekoracji. Konkurencja jest duża. Polskie firmy próbują podbić zachodnie sceny. Rynek produkcji dekoracji rośnie, nie tylko dlatego, że publicznych teatrów nie stać na zatrudnianie wszystkich specjalistów - pisze Jacek Cieślak w Rzeczpospolitej.

Imponujących rozmiarów zamek lorda Farquaada, smoczyca o rozmiarze XXL, wirujący w tańcu las złożony z 15 gigantycznych drzew - to tylko nieliczne atrakcje pierwszej polskiej inscenizacji musicalu "Shrek" [na zdjęciu] w Teatrze Muzycznym w Gdyni, która powróciła obecnie na afisz. Zobacz galerię zdjęć

Stutonowa scenografia dotarła do teatru w kilku tirach i wypełnia cały obiekt. Kosztowała wraz z montażem ponad 850 tys. zł. Łącznie inwestycje w spektakl wyniosły 2 mln zł.

- Nakłady na "Shreka" są tak duże, że będziemy mieli w tym roku jedną premierę - mówi Maciej Korwin, dyrektor Muzycznego i reżyser spektaklu. - W tych warunkach nie opłaca się nam utrzymywać wszystkich pracowni, które współtworzyły kiedyś przedstawienia w teatrach publicznych. Zatrudniam jeszcze modelatorów, ślusarzy, krawców, kapeluszników, szewc zbliża się do wieku emerytalnego. Jednak na Broadwayu, w kolebce musicalu, teatry nie trzymają fachowców na etacie. Producenci zamawiają dekoracje do konkretnych tytułów w wyspecjalizowanych firmach. My również rozpisaliśmy przetarg. Kiedy zwożono wszystkie elementy, okazało się, że ogołociliśmy cały polski rynek ze sztucznych liści. Poleć swoje wydarzenie kulturalne

Przetarg wygrała firma Decobau z Lubina, która wyprodukowała również scenografię do "Les Misarables" w warszawskiej Romie. Działa na rynku od 2006 r. i ma na koncie zlecenia od polskich i zagranicznych scen.

- Pracy jest dużo, ale mało płatnej, nie tylko w Polsce - mówi Mariusz Bugajczyk, prezes Decobau. - Kiedyś byliśmy konkurencyjni jako podwykonawcy na rynku austriackim, a teraz, gdy występujemy już pod własnym szyldem, przebijają nas lokalne firmy. Walczą na śmierć i życie, zaniżając koszty, żeby przetrwać kryzys. Chcemy się jednak rozwijać. Czynna będzie u nas hala - pojemniejsza niż największa w Polsce scena Teatru Wielkiego. Umożliwi sprawdzenie gotowej scenografii, odbywanie prób, a nawet przedpremierowe prezentacje dla impresariatów.

Rynek produkcji dekoracji rośnie, nie tylko dlatego, że publicznych teatrów nie stać na zatrudnianie wszystkich specjalistów. Zamówienia zewnętrzne są coraz popularniejsze, ponieważ rzemieślnicy starej daty nie nadążają za nowymi technologiami. - Jednym z efektów specjalnych, które stanowią atrakcję musicalu "Upiór w operze", jest spadający żyrandol, a w granym u nas od niedawna "Aladynie" - dywan latający nad widownią - mówi Wojciech Kępczyński, dyrektor Teatru Muzycznego Roma, reżyser obu spektakli.

- Wymaga to sterowania urządzeniami komputerowymi, a w tej dziedzinie nie do pobicia jest szwedzka firma Visual Act, która odpowiada m. in. za oprawę otwarcia i zamknięcia igrzysk olimpijskich w Vancouver, a także konkursy Eurowizji. - Ich ofertę poznałem na targach dekoracji w Berlinie, gdzie spotyka się branża - mówi Kępczyński. - Można tam obserwować wszystkie nowinki. Obecne są tam również polskie firmy.

Korzystając z usług zewnętrznych firm, Roma zatrudnia tylko kilku rzemieślników pomagających w bieżących naprawach.

Scenografię do "Opowieści afrykańskich według Szekspira" Krzysztofa Warlikowskiego, najnowszej premiery Nowego Teatru w Warszawie, wykonała również firma Decobau.

- Było to jednak zlecenie belgijskiego teatru w Liege, który jest współproducentem - mówi Paweł Kamionka z Nowego. - Naszym zagranicznym partnerom jest zdecydowanie łatwiej, ponieważ nie dotyczą ich przepisy o konieczności rozpisania przetargu na zlecenie o wartości przekraczającej 14 tysięcy euro. W innych krajach UE próg jest kilkakrotnie wyższy, dzięki czemu nie ma problemów proceduralnych.

Firma Decobau została polecona Belgom, po tym jak wykonała dla Nowego dekorację do "Końca" Warlikowskiego. Na co dzień jednak polskie teatry dramatyczne korzystają z mniejszych firm, produkujących przede wszystkich na zamówienie telewizji.

Średni koszt produkcji dekoracji dla teatru dramatycznego wynosi od 50 do 250 tysięcy zł. A 130 tysięcy zł kosztowała dekoracja do "Kniazia Igora", superprodukcji Opery Wrocławskiej.

1,5 mln zł tyle kosztują imponujące scenografie do hitów stołecznej Romy - "Nędzników" i "Alladyna"

- To monumentalna scenografia - na 30 metrów szeroka i 15 metrów wysoka, ale jej produkcja nie jest droga - zapewnia dyrektor Jerzy Słoniowski z Opery Wrocławskiej. - Na koszty składa się tylko wypożyczenie rusztowań, a plastyczne elementy, jakimi są obłożone, wykonujemy w naszej pracowni. Na zewnątrz zlecamy prace stolarskie i ślusarskie.

Pierwsza na rynku, tuż po 1989 r., powstała krakowska Fabryka Dekoracji, założona przez Marcina Pietucha. Zrealizowała m. in. projekt "Upiór w operze" Pawła Dobrzyckiego w warszawskiej Romie.

- Kocham to, co robię, i gdy Romie zabrakło pieniędzy, dołożyłem z własnych, zarobionych w telewizji, bo pamiętam, że gdy we Francji tworzono operetki - pakowano w nie miliony, żeby przeżyć piękne chwile, i nie pytano o rachunek - mówi krakowski scenograf. -Świat z tektury naprawdę może być magiczny, ale rzemieślnicy muszą mieć talent. Niestety, teraz wszystko ma być rentowne: rządzi pieniądz. Dlatego zainteresowałem się współpracą z muzeami.

Marcin Pietuch wykonał już aranżację Muzeum Podziemia Rynku w Krakowie. Oby tylko placówki muzealne nie były jedynym miejscem, w którym można podziwiać piękne projekty.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji