Artykuły

"Fantazy"

Rok 1841 stanowi bardzo ważną datę w historii polskiej literatury: powstaje wówczas "Fantazy" - najpiękniejszy pewnie dramat napisany w języku polskim.

Tak często bywa, że drobne przyczyny wywołują wielkie skutki. Skończył się właśnie w twórczości Słowackiego pierwszy okres wieszczenia, a nie ogarnęły jeszcze poety mgły towianizmu. Czadowi spalanych uczuć należało dać ujście; nieszczęśliwy kochanek stał się szczęśliwym artystą.

Bo "Fantazy" jest rzeczywiście aktem literackiej zemsty, wymierzonym w Zygmunta Krasińskiego i panią Joannę Bobrową. Akt ów ukryty został starannie w sekreterze; nadejdzie przecież czas, kiedy świat dowie się o magnetyzmie umysłów, kiedy romantyczni kochankowie zostaną prześwietleni. Słowacki jest jednak za wielkim poetą, by mógł poprzestać jedynie na pamflecie. Ale skoro już ma być pamflet - niechże będzie wymierzony przeciw całej szkole romantycznej pozy, trzeba mu nadać znaczenie ogólniejsze.

Tak się też stało. Świadectwem - treść dramatu i przeciwstawione sobie postacie dwojga par kochanków. Jedni - Idalia i Fantazy - umysłem bujają w obłokach, biorąc pozę za uczucie, drudzy Dianna i sybirski wygnaniec oddany w sołdaty - sercem przeżywają swoje i narodu nieszczęścia.

Gdybyśmy jednak, nie ufając swemu wrażeniu, chcieli poszukać jakiejś wskazówki objaśniającej ideowy i artystyczny sens utworu - możemy ją łatwo znaleźć w wyznaniu samego poety. Rokiem wcześniej pisał Słowacki w liście do autora "Irydiona":

"Ile razy więc zwyczajem teraźniejszych poetów chciałem zacząć kwilącą serca dyssekcją, lub melancholizowaniem sztucznym obrazów prostą legendę okrasić, tyle razy mary zjawione krzyczały z krajów przeszłości. "Serca nasze były zdrowe i ciała, w mowie naszej nie było niespodziewanych concetti, choć córki królewskie, nie wzdychałyśmy do księżyca, choć synowie królewscy, pędziliśmy woły na paszę...".

Temu to wyznaniu wtóruje głos ekspiacji, obwieszczający bankructwo romantycznej pozy, głos Fantazego w zakończeniu dramatu: "Nasze otrucie było błazeństwem!...".

Lecz i pod wielu innymi względami "Fantazy" budzić musi naszą ciekawość. Poeta ujawnił w nim nie tylko zupełnie inne oblicze swej twórczości, osadzonej mocno w realizmie psychologicznym, ale, co więcej, niejako motorem całej akcji uczynił pieniądz. To przecież wokół niego kręcą się dumy i żądze cofającej się z widowni dziejów klasy półpanków. Obnażał więc Słowacki w "Fantazym" choroby współczesności, cała ta bowiem "tragikomedia - jak już zauważono - jest parodią stosunków, panujących wśród polskiej magnaterii, a zarazem parodią źle pojętego i źle zastosowanego romantyzmu, przeciwstawieniem komedianctwa poświęceniu, pustocie słów - czynu.

W Teatrze Narodowym ukazano nam "Fantazego" (reżyserował Henryk Szletyński) w sposób realistyczny i komediowy, trochę żartem, trochę serio. Tej bardzo starannej, bardzo konsekwentnej inscenizacji brakło jednak, moim zdaniem, poetyckiego polotu. Tak, była to rzecz niewątpliwie dobrze wypracowana. Ale - choć oczywiście wolno rozmaicie interpretować pomysł teatralny - w wypadku wystawiania utworu Słowackiego trzeba dać jednak zawsze pierwszeństwo poezji. Powiedziano kiedyś, że Słowacki budował swą sztukę na dwa fronty; w realistycznym przedstawieniu w teatrze uwidocznił się tylko jeden.

Co do wykonania aktorskiego - bardzo nierównego - tym razem trzeba zacząć od ról męskich, bo nimi stało przedstawienie w Teatrze Narodowym.

Fantazy Mieczysława Mileckiego był przede wszystkim ironiczny, kiedy błądził po obłokach, i bardzo ludzki, bardzo dramatyczny w końcowej partia utworu. Utalentowany artysta stworzył sylwetkę ciekawą, bogatą, bez zastrzeżeń prawdziwą. Umiał stwarzać zmienne nastroje, jak chciał poeta. A wiersz w jego ustach brzmiał piękną muzyką.

I Jan Kurnakowicz. Zadziwiające opanowanie rzemiosła połączył z wielką wrażliwością artysty świadomego swych celów. W trudnej scenie umierania Majora udało się świetnemu aktorowi osiągnąć nie byle jakie zwycięstwo, bo nad samym autorem, który tu nie poskąpił akcentów melodramatycznych. Kurnakowicz był pełen prostoty i głęboko wzruszający.

W zespole dobrych ról męskich wymieńmy jeszcze bardzo malowniczego Jana w wykonaniu Jana Żardeckiego oraz wyrazistą postać komediową Rzecznickiego w błyskotliwej interpretacji Tadeusza Bartosika.

Nie było niestety na scenie harmonii między romantycznymi kochankami. Idalia Ewy Bonackiej pewniejszą stopą krążyłą po ziemi, aniżeli po obłokach. Pięknie mówiony i inteligentnie akcentowany wiersz nie uratował sytuacji; partnerka Fantazego winna być postacią bardziej fantastyczną. Nie znalazł godnej siebie partnerki sybirski zesłaniec - Dianna w ujęciu Ewy Krasnodębskiej nie miała w sobie ani poetycznego wdzięku, ani siły wyrazu. Burzliwa rozmowa z Fantazym brzmiała w jej ustach zgoła posmakiem kłótni. Stella Hanny Zembrzuskiej wnosiła na scenę wiele szczerego wdzięku. Zofia Tymowska i Władysław Krasnowiecki (Hrabiostwo Respektowie) zagrali raczej postacie Fredry, nie Słowackiego.

Piękne rozwiązanie scenograficzne zaprojektował Marian Stańczak przy współpracy Władysława Daszewskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji