Artykuły

A co z młodzieżą?

Rodzimych autorów tekstów dla młodzieży jest niewielu, ale z każdym rokiem ich przybywa a nurt, który reprezentują, świetnie rozwinął się za granicą - o sztukach skierowanych do młodzieży pisze Agata Drwięga z Nowej Siły Krytycznej.

No właśnie? Co? Mamy teatry grające dla dzieci, powstaje coraz więcej propozycji dla najnajmłodszych, a jednocześnie brakuje ciekawych przedsięwzięć artystycznych kierowanych do nastoletnich odbiorców. Oczywiście, uczniowie szkół gimnazjalnych i ponadgimnazjalnych wypełniają widownie w czasie poranków teatralnych, gdzie serwuje się im (mniej lub bardziej udane) inscenizacje lektur albo spektakl "dla widzów dorosłych" (rozumiany w tym kontekście jako "już nie dla dzieci"). W Polsce powstaje niewiele przedstawień stworzonych z myślą o nastoletnich odbiorcach. Przeglądając repertuary, znalazłam jedynie dwa: "Sło" (Wrocławski Teatr Lalek, premiera: X 2009) oraz "Wnyka" (Opolski Teatr Lalki i Aktora, premiera: II 2012). O luce w polskim życiu kulturalnym, jaką jest brak propozycji kierowanych do młodych odbiorców, a także o sytuacji sztuki adresowanej do nastolatków w Danii i Niemczech rozmawiali: Pernille Welent Srsensen - koordynatorka do spraw edukacji w Teatercentrum w Kopenhadze, Nora Hoch oraz Jörg Schwahlen z Grips Theater w Berlinie, socjolog Katarzyna Kalinowska, Maciej Jakubczyk zajmujący się edukacją filmową oraz Zbigniew Rudziński - wydawca "Nowych Sztuk dla Dzieci i Młodzieży". Panel dyskusyjny "Ach, ta dzisiejsza młodzież!" był punktem kulminacyjnym dwudniowego spotkania "Bohater młodzieży/ Młodzież jako bohater" organizowanego przez Instytut im. Zbigniewa Raszewskiego w Warszawie przy okazji akcji "Dotknij Teatru" i małych Warszawskich Spotkań Teatralnych. W wypowiedziach polskich uczestników rozmowy powtarzało się stwierdzenie, że młodzież jest grupą wiekową wykluczoną przez twórców i dyrektorów instytucji z życia kulturalnego.

Potrzebę rozmawiania z nastolatkami mają co prawda współcześni dramatopisarze, ale co z tego, skoro tak rzadko się wystawia? Rodzimych autorów tekstów dla młodzieży (jako najważniejszych wskazałabym Roberta Jarosza i Piotra Bulaka) jest niewielu, ale z każdym rokiem ich przybywa a nurt, który reprezentują, świetnie rozwinął się za granicą. Dzięki "Nowym Sztukom dla Dzieci i Młodzieży", które konsekwentnie prezentują polskim czytelnikom najciekawsze zjawiska dramaturgiczne, możemy mieć choćby mgliste pojęcie o tym, jak kwestia pisania dla nastoletnich widzów wygląda poza Polską. Treści zagranicznych dramatów często wyrastają z aktualnych problemów społecznych dotykających młodzież. 31. zeszyt "Nowych Sztuk" zawiera dwa teksty napisane z myślą o nastoletnich odbiorcach: "Pacamambo" Wajdi Mouwada (Libańczyka mieszkającego w Kanadzie) oraz "Hikikomori" Austryjaka Holgera Schobera.

"Pacamambo" miało w Polsce swoją premierę 28 listopada 2011 jako jedna z prezentacji Sceny Czytanej organizowanej przez Centrum Sztuki Dziecka w Poznaniu. Tekst wywołał wśród młodzieży zażartą dyskusję oraz wzbudził kontrowersje przedstawioną w nim wizją życia po śmierci (niezwiązaną z chrześcijańskim wyobrażeniem raju). Pierwsza scena dramatu Mouwada przedstawia sytuację post factum - z gwałtownej rozmowy Julii z Psychiatrą czytelnik dowiaduje się, że dziewczyna ma za sobą jakieś traumatyczne doświadczenia, o których nie chce opowiadać. Pod wpływem pytań lekarza, bohaterka otwiera się i przywołuje minione wydarzenia.

Julia była świadkiem śmierci swojej babci Marii-Marii. Nie mogąc się pogodzić ze stratą najważniejszej osoby w życiu, zamknęła się w piwnicy razem z ciałem, które spryskiwała flaszkami perfum. Chcąc nadać trupowi bardziej "żywy" wygląd, nakładała na twarz babci kolejne warstwy makijażu. Tak przygotowana czekała na przyjście Śmierci, by wyładować na niej całą swoją wściekłość. W trakcie spotkania i rozmowy z kostuchą doszła do wniosku, że babcia zawsze będzie żyła w pamięci dziewczyny i że obie spotkają się w Pacamambo - raju, o którym Maria-Maria opowiadała często wnuczce.

"Pacamambo" to dramat inspirowany osiemnastowieczną powieścią "Życie przed sobą" Romaina Gary'ego, a także "Życiem na kredyt" współczesnego pisarza Louisa-Ferdinada Céline'a oraz doświadczeniem wojny w Libanie. Polskiemu czytelnikowi tekst Mouwada może się zatem wydać dziwny i obcy. Sprzeciw budzi zwłaszcza sposób postępowania Julii z ciałem babci - kojarzy się z barbarzyńskim bezczeszczeniem zwłok. Malowanie i perfumowanie rozkładającego się ciała wywołuje odruch obrzydzenia, a makabryczna wizja nastolatki zamkniętej w ciemnej piwnicy i tulącej się do trupa sprawia wrażenie wyjętej z ponurego horroru.

Kwestią budzącą największe kontrowersje wśród widzów Sceny Czytanej była idea Pacamambo, a także postać Śmierci - stworzone bez echa chrześcijańskiej wizji życia ziemskiego jako przedsionka do egzystencji w innym wymiarze. Śmierć nie obiecuje dziewczynie, że jest jakieś "później", zaleca skupienie się na tym, co czeka ją w tym wymiarze, w ciągu najbliższych kilkudziesięciu lat. Pacamambo funkcjonuje jako obietnica złożona naiwnemu dziecku, niekonkretna wizja miejsca, w którym ludzie są szczęśliwi. Nic dziwnego, że budzi opór osób wychowanych w wierze w zmartwychwstanie (nawet jeśli te osoby nie są gorliwymi katolikami).

Pomimo różnic kulturowych oraz mentalnych charakteryzujących rodzimych i polskich odbiorców dramatu, "Pacamambo" porusza uniwersalne kwestie takie jak przywiązanie do bliskich, lęk przed utratą kochanej osoby, bunt i bezradność w takiej sytuacji, a także problem odmienności rasowej. Ostatnia kwestia przewija się w wypowiedziach Julii. Nie wiadomo, jaki kolor skóry ma dziewczyna, ale pewnym jest, że boli ją agresja wobec ciemnoskórych: "Kot wie, że kot jest kotem. / Pies wie, że pies jest psem. / Ptak wie, że ptak jest ptakiem. Ale człowiek nie wie, czy inny człowiek jest człowiekiem." Podobna wypowiedź nie musi paść w kontekście konfliktu o podłożu rasowym, by zostać właściwie odebraną. Nawet jeśli w Polsce nie ma problemu agresji rasowej (co zapewne wynika z niewielkiego odsetka obywateli o innym kolorze skóry), to przecież istnieje wiele grup wykluczonych: niepełnosprawni, bezdomni, o niskim statusie materialnym, z rodzin patologicznych itd.

Julia jest zwyczajną nastolatką - czuje, że rodzice jej nie rozumieją i poświęcają zbyt mało uwagi, ma psa, którego nazywa swoim przyjacielem, chce "zmieniać świat". Także jej przywiązanie do starej kobiety nie jest niezwykłym zjawiskiem - już w baśni o Czerwonym Kapturku pojawia się motyw wyjątkowej więzi łączącej dziecko z babcią. Maria-Maria otaczała dziewczynę szczególną troską i (jak na babunię przystało) opowiadaniem fantastycznych historii starała się przekazać Julii swoją życiową mądrość oraz przygotować wnuczkę do stawienia czoła trudnym sytuacjom, spotykającym każdego człowieka. Kobieta stworzyła Pacamambo (a może usłyszała o nim od swojej babci?), by wnuczka nigdy o niej nie zapomniała. Najważniejszy przekaz dramatu Mouwada mówi o tym, że świecką odmianą nieśmiertelności jest pamięć żywych o zmarłych, która także pomaga poradzić sobie ze stratą bliskiej osoby.

"Hikikomori" Holgera Schobera nie jest dramatem, a zapisem spektaklu o takim samym tytule, którego premiera odbyła się w Wiedniu 19 stycznia 2006 roku. Został podzielony na trzy drogi przekazu scenicznego: projekcje z zapisem rozmów czatowych głównego bohatera, tekst wygłaszany przez niego bezpośrednio oraz nagrane wypowiedzi matki rzucane na ekran. Hikikomori to syndrom skrajnego wycofania się ze społeczeństwa (także określenie używane w stosunku do osób dotkniętych zaburzeniem), od lat 90. ubiegłego wieku jest prawdziwą plagą w Japonii, która przedostaje się poza granice Kraju Kwitnącej Wiśni. W Polsce zainteresowanie hikikomori ogranicza się do bardziej lub mniej ogólnych opisów zjawiska, które (na szczęście) wciąż pozostaje problemem spoza naszego obrębu kulturowego. Niemniej zainteresowanie tematem oraz fakt, że w Austrii już sześć lat temu powstał spektakl przedstawiający hikikomori, a także to, że tekst Schobera miał swoją niemiecką premierę w Deutsches Theater w Berlinie w październiku 2010 roku skłaniają do przypuszczeń o coraz większym zasięgu problemu. Tych, dla których przywoływanie spektakli nie jest dostatecznym dowodem na aktualność tematu poza Japonią, odsyłam do komentarzy pod animacjami "Hikikomori", "Life of a hikikomori" itp. na YouTube.

Bohater Schobera to nastolatek, który mógłby być równie dobrze Europejczykiem co Azjatą. H. jest książkowym przykładem hikikomori: wypadł z wyścigu szczurów o jak najlepsze oceny, kierunek studiów i pracę, rzadko opuszcza swój pokój (tylko gdy chce skorzystać z toalety), ze światem zewnętrznym porozumiewa się wyłącznie przez Internet. O ile w Japonii przyjęło się, że winę za alienację jednostek ponosi restrykcyjny system edukacyjny, powody wycofania H. nie są jasne. Chłopak jest zakompleksiony, słaby psychicznie, zrażony niepowodzeniami w szkole, a przede wszystkim w sprawach uczuciowych, w skrócie - życiowy nieudacznik. Schober wiele uwagi poświęcił Matce H. - kobieta kocha syna i nie może zrozumieć jego postępowania, wyrzuca mu egoizm, obwinia siebie za nieprzystosowanie chłopaka do życia. Przejmująca jest scena, w której Matka przez telefon opowiada o rzekomym tragicznym wypadku, w jakim zginął jej syn wraz z ciężarną narzeczoną. Wolałaby nosić żałobę po zmarłym, niż wstydzić się za żywego.

Zadanie utworu Schobera polega na zwróceniu uwagi na problem choroby cywilizacyjnej. To obraz młodego hikikomori, przedstawiający stosunek chorego do siebie i świata oraz pokazujący bezradność najbliższego otoczenia wobec zjawiska wycofania się jednostki ze społeczeństwa. Wadą tekstu jest to, że nie pokazuje etapów pośrednich takich jak: opuszczanie zajęć, coraz rzadsze spędzanie czasu z rówieśnikami poza domem, wielogodzinne i bezproduktywne przebywanie przed ekranem komputera. Oczywiście podobne zachowania nie muszą w prostej linii prowadzić do sytuacji przedstawionej w tekście, ale pokazane na scenie bardziej przemawiałyby na przykład do polskiego widza niż wówczas, gdy widzimy tylko końcowy etap choroby. Bądź co bądź, osobę taką jak H. wciąż raczej kojarzymy z wykreowaną postacią filmową czy literacką (jak choćby Plague - haker, wirtualny kolega Lisbeth Salander, bohaterki bestsellerowej trylogii "Millenium" Stiega Larssona) niż z prawdziwym człowiekiem. Ponieważ w Polsce nie było jeszcze nagłośnionego przez media przypadku hikikomori, a także temat uzależnienia nastolatków od komputera póki co ominął nasz kraj, trudno by widzowie uznali powyższe problemy za ich dotyczące.

Choć omawiane utwory poruszają pewne uniwersalne kwestie podejrzewam, że wystawione na polskiej scenie bez istotnych zmian w literze tekstu nie zostałyby właściwie odebrane. Głównie z powodu różnic kulturowych, o jakich wspominałam wcześniej oraz z racji tego, że przedstawione w nich sytuacje są zakorzenione w aktualnych problemach społeczeństw, z których wyrastają te dramaty. Przystosowanie ich do polskich realiów wymagałoby napisania scenariuszy, jedynie w pewnym stopniu opartych na pierwowzorach. Niemniej, kolejne prezentacje Sceny Czytanej (a także wypowiedzi uczestników rozmowy "Ach, ta dzisiejsza młodzież") udowodniły, że potrzeba istnienia spektakli młodzieżowych jest duża: po to, by kształtować świadomych odbiorców sztuki, lecz także dlatego, że odpowiednio przygotowana rozmowa z nastolatkami na interesujące ich tematy ułatwia trudny, międzypokoleniowy dialog. Jak zauważył w swoim wystąpieniu Rudziński, w Polsce powstaje coraz więcej tekstów adresowanych do młodych. Potrzeba tylko rozsądnych dyrektorów, którzy zgodzą się je wystawiać.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji