Artykuły

Joanna, nieszczęśliwa królowa

Wszystko jest inaczej, niż miało być. Książę i księżniczka pobrali się, ale nie żyli długo i szczęśliwie - o spektaklu "Joanna szalona; Królowa" w reż. Wiktora Rubina z Teatru im. Żeromskiego z Kielc prezentowanym na 32 Warszawskich Spotkaniach Teatralnych pisze Katarzyna Piwońska z Nowej Siły Krytycznej.

Nawet oficjalna wersja biografii Joanny Szalonej - hiszpańskiej królowej władającej na przełomie XV i XVI wieku - budzi zdumienie: brak równowagi psychicznej, obsesyjna miłość, lata spędzone w zamknięciu w Tordesillas, gdzie umieścił ją własny ojciec. Dość burzliwe to losy. Automatycznie pojawia się pytanie: jak do tego doszło? W kieleckim spektaklu narratorem historii jest Suchy Fakt - postać przypominająca zwariowanego historyka doskonale zorientowanego w wydarzeniach, precyzyjnie odtwarzającego motywacje i konsekwencje zachowań, czerpiącego przyjemność z ujawnia pikantniejszych szczegółów. Jego typowo historyczna relacja stanowi ramę, którą wypełniają sceny pełne hipotez, domysłów. Uzupełnianie luk w dziejach Joanny staje się jednak pretekstem do rozważań nie tyle o szalonej królowej, co o człowieku w ogóle.

Gdy oglądałam przedstawienie Rubina, miałam pod jego adresem sporo zarzutów - że na siłę obśmiewa tragizm, posługując się w tym celu grepsami na granicy żenady, że bohaterowie przerzucają się frazesami, które dobrze znamy, że po raz kolejny dominuje estetyka brzydoty Wyliczać mogłabym jeszcze długo. I właściwie nie zmieniłam swojego zdania - tak to wygląda na scenie. Pod koniec spektaklu pomyślałam jednak, że mimo tego wszystkiego - a może dzięki temu - udało się dotknąć istoty cierpienia. Tragizm, który potrafi się przebić przez gęstą sieć komizmu wydaje mi się o wiele bardziej przejmujący niż tragizm podany na tacy. U Rubina nie ma krzty patosu - jest banał, poniżenie, niepohamowana chuć Spełnione żądze i ambicje przynoszą więcej rozczarowania i wstydu niż szczęścia. Wszystko jest inaczej, niż miało być. Książę i księżniczka pobrali się, ale nie żyli długo i szczęśliwie.

Sądzę, że słowa samych twórców o tym, że spektakl dotyczy funkcjonowania ciała w kulturze trochę zawężają jego interpretację. Faktycznie - fizyczność bohaterów determinuje ich postrzeganie, narzuca im role społeczne, wpływa na decyzje. Ciało stanowi zatem ważny punkt odniesienia, ale nie jedyny - dla mnie była to opowieść o tym, że szczęście jest niemożliwe. Życie Joanny to pozostające bez odpowiedzi pytanie "Jak być kochaną - przez tego, którego się kocha?". Filip Piękny może mieć każdą, ale jego ambicje nie dotyczą miłości, ale uzyskaniu splendoru władcy. Izabeli wystarczy podziw, ale płaci za niego emocjonalną pustką. Wszystkim zdarzają się tylko chwile spełnienia, ekstazy, zadowolenia. Niekoniecznie cielesnego - jego źródłem może być przejęcie władzy - jak w przypadku Ferdynanda. A po nich nagle pojawia się konflikt: ciało chce nie tego, co rozum czy dusza, ona chce nie tego, co on, ktoś się znudził, ktoś chciałby załatwić przy okazji swój interes, okazuje się, ze władza wymaga poświęceń... C'est la vie. Nic w tym oczywiście nowego, ale dobrze sobie o tym przypomnieć.

"Joanna. Szalona królowa" to dla mnie jeden z tych spektakli, po którym ni stąd, ni zowąd robi się smutno. Po którym wyjście na piwo ze znajomymi przestaje być dobrym pomysłem. Lepiej wrócić do domu, zamknąć się w pokoju i pomyśleć. Paradoksalnie niekoniecznie o spektaklu, ale o sobie, o życiu. I dla mnie jest to niewątpliwy sukces - cieszy mnie, że na WST oprócz przedstawień zabierających głos w bieżących sprawach, pojawiają się też tematy uniwersalne.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji