Uśmiechnięte zmyślenie czy ponura fikcja Prawdy?
Z DOMINIKĄ KNAPIK, aktorką i tancerką w spektaklu "Le Sacre" prezentowanego na 32 Warszawskich Spotkaniach Teatralnych, rozmawiają Katarzyna Lemańska i Karolina Wycisk z Nowej Siły Krytycznej.
"Święto wiosny" Strawińskiego powstało w atmosferze skandalu. Czy Wasz spektakl również ma wywołać skandal, czy potwierdzić, że cielesność i tematy, o których mówi współczesny taniec, już nie bulwersują?
Dominika Knapik: Nie wydaje mi się, żeby nasz spektakl został zrobiony po to, by wywołać skandal. Nie został również zrobiony po to, żeby coś [sic] potwierdzić. Nasze "Le Sacre" jest zaproszeniem do stworzenia własnej wersji wydarzeń. Jest to raczej polemika ze "Świętem wiosny" i mitem ofiary; wyzwanie dla percepcji widza. Pełna aluzji podróż przesączona groteską i erotyzmem.
Czym w "Le Sacre" jest ofiarowanie? Oznacza ofiarowanie swojej cielesności, prywatności?
- Pozostawię to pytanie bez odpowiedzi, gdyż zawiera w sobie zbyt duży i niebezpiecznie pozbawiony poczucia humoru pierwiastek "ofiarniczości".
Jaką rolę pełni libretto autorstwa Leszka Bzdyla? Czy słowo jest integralną częścią spektaklu, czy można opowiedzieć tę historię tylko poprzez taniec, ewentualnie dołączywszy program?
- Mam nadzieję, że słowo jest integralną częścią przedstawienia - w końcu to ja pełnię głównie funkcję "wypowiadacza zdań". Gdyby w 1993 roku Jeff Perec nie odnalazł fragmentów korespondencji pomiędzy Igorem Strawińskim i Mikołajem Roerichem i nie wysłał do Teatru Dada von Bzdulow propozycji udostępnienia pierwotnej partytury, to tego przedstawienia by nie było.
Co symbolizuje biały kwadrat na przedzie sceny - przestrzeń pustki i negacji czy niedostępny obszar prawdy i świętości? Czemu nie można przekroczyć jego granicy?
- O to już zdecydowanie należałoby zapytać Mikołaja Roericha - ma to bezpośredni związek z jego ostatnim listem do Strawińskiego, wielką ofiarą Filipa i bractwem Bezpopowców. Ja sama upatruję w nim nawiązanie do suprematyzmu Kazimierza Malewicza i jego kompozycji "Czarny kwadrat na białym tle".
Jaka jest Twoja rola w przedstawieniu? Nosisz "błazeńską" czapkę - czy to oznacza, że jesteś błaznem, a może przewodnikiem, komentatorem czy mistyfikatorem?
- Zawsze marzyłam o tym, by zatańczyć w "Święcie wiosny" ofiarę-dziewicę. Jednak los jest przewrotny i przypisał mi rolę błazna-konferansjera.
Jaka jest rola Leszka Bzdyla w opowiadaniu tej historii? Podpowiada Ci słowa, wchodzi w dialog, prowadzi w tańcu
- Rola Leszka Bzdyla jest dla mnie zagadką. Bardzo przyjemną i trudną do uchwycenia. Nie zgadzam się jednak z określeniem "prowadzi w tańcu". Momenty mojego odejścia od mikrofonu i improwizacji brutalnie przerywane są przez jego cielesne ataki - spowodowane "głodem spiskowej narracji".
Na scenie prezentujecie świat na opak, następuje przewartościowanie sfery sacrum i profanum, zabawy przeradzającej się w agresję - czy to efekt proklamowanej przez Was "niespójności stylistycznej"?
- To bardzo interesująca interpretacja naszej scenicznej mistyfikacji. Mam wrażenie, że wszystkie nasze czynności są inspirowane ideą "niespójności stylistycznej". Przypominam, że w swoich listach Roerich napisał: "Zwierzę jest przykładem spójności stylistycznej. Przeciwieństwem zwierzęcia jest człowiek". W kontekście tych zdań nowego znaczenia nabrało dla mnie określenie "zwierzę sceniczne".
W spektaklu tańczy wielu tancerzy, każdy z nich wypracował swój własny język ciała. Czy Wasz taniec jest "uśmiechniętym zmyśleniem", czy właśnie on jest Prawdą, a nie "ponurą fikcją Prawdy"?
- Praca w tym doborowym towarzystwie nie polegała na wypracowywaniu języka ciała. Była raczej eksperymentem, próbą spotkania ośmiu różnych osobowości "tu i teraz". A jak myślicie Wy? "Uśmiechnięte zmyślenie" czy "ponura fikcja Prawdy"?
Dziękujemy za rozmowę.