Artykuły

Z wizytą w Gdańsku

Swojego czasu głośno bywało w naszym kulturalnym świecie o Państwowej Operze i Filharmonii Bałtyckiej. Operowe jej zespoły gościły z sukcesami na Warszawskiej Jesieni ("Peter Grimes" Brittena!) i na Festiwalu Oper Polskich w Poznaniu. Kierowany przez Janinę Jarzynównę balet epatował niezwykłą na naszym gruncie śmiałością i nowoczesnością układów choreograficznych.

Dziś o Operze Bałtyckiej jest mniej głośno, a przecież pełni ona nadal swą pożyteczną pracę, choć w niełatwych zaiste warunkach.

Niełatwych - POiFB jest bowiem po pierwsze jedyną w Polsce placówką tego typu, łączącą razem funkcję teatru operowego i Filharmonii. Po wtóre - obecny budynek Opery, przerobiony pono z dawnej ujeżdżalni i traktowany chyba zrazu jako prowizoryczna jedynie siedziba (ale jak wiadomo, prowizorki u nas trwają najdłużej...), z prymitywnym bardzo zapleczem i urządzeniami technicznymi, nie daje odpowiednich warunków dla pracy teatru. Po trzecie - to zresztą bolączka i innych także teatrów - kadra artystyczna znajduje się właśnie w mało stabilnej fazie "wymiany pokoleń".

Przy tym wszystkim jednak przygotowany w tym sezonie przez Operę Bałtycką podwójny spektakl operowy może pod niejednym względem sprawić odbiorcy dużą satysfakcję.

Moniuszkowski "Flis" - sympatyczny sielankowy obrazek, nie należący wszakże do najlepszych dzieł znakomitego kompozytora - przechodzi bez większego raczej wrażenia, stając się w tym zestawieniu jak gdyby wstępem, rozbudowaną szeroko uwerturą do właściwego widowiska; chcąc, by było inaczej, trzeba by zapewne o wiele ostrzej i wyraziściej zarysować charaktery poszczególnych postaci oraz cały, niewinny zresztą konflikt - jednak i tu z przyjemnością słuchało się dobrze poprowadzonej przez Zbigniewa Chwedczuka uwertury, ładnie śpiewających chórów, a także głosów młodych śpiewaków - Jerzego Dąbrowskiego (Franek), Kazimierza Sergiela (Szostak) i Antoniego Tempskiego (fryzjer Jakub).

Mocniej znacznie wbija się w pamięć spektakl "Pajaców" Leoncavalla, ciekawie pomyślany i odznaczający się niewątpliwą siłą dramatyczną. Oczywiście, można by kwestionować różne szczegóły, jak choćby wygląd postaci śpiewających słynny Prolog, jak koloryt horyzontu sugerujący, iż trupa komediantów zjeżdża do kalabryjskiej wsi głęboką nocą miast w biały dzień; dalej - zbytnio zwolnione muzyczne tempo niektórych fragmentów opery... Przedstawienie prowadzone przez Zbigniewa Chwedczuka, a reżyserowane przez Sławomira Żerdzickiego (w oprawie scenograficznej Zenobiusza Strzeleckiego), rozwija się jednak wartko i wciąga widzów. Mocne jego atuty to przede wszystkim pełne niepospolitej siły i ekspresji śpiew oraz gra Franciszka Wareckiego, odtwarzającego rolę zdradzonego pajaca - Cania, a także piękne głosy Elżbiety Gałuszyńskiej (Nedda) i Floriana Skalskiego (Silvio).

W ogóle powiedzieć trzeba, iż Opera Bałtycka miała ostatnimi czasy na swym terenie kilka bardzo udanych scenicznych debiutów - aby poza wymienionymi tu młodymi śpiewakami wspomnieć jeszcze choćby piękny mezzosopran laureatki z Tuluzy - Stefanii Toczyskiej. Obecnie zaś teatr ten przygotował wieczór baletów do muzyki polskich kompozytorów (pisaliśmy o nim przed kilku dniami), w wiosennych zaś planach przewiduje wystawienie "Króla Rogera" Karola Szymanowskiego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji