Artykuły

Noc w teatrze

Znakomita okazja do nadrobienia teatralnych zaległości - o spektaklach "Słodka Fibi" w reż. Iwo Verdala z Teatru Niekonsekwentnego oraz "Don Juan" w reż. Aleksieja Leliavskiego z Teatru Lalek Pleciuga prezentowanych w ramach Szczecińskiej Północy Teatrów na festiwalu Kontrapunkt pisze Justyna Czarnota z Nowej Siły Krytycznej.

Jedną z licznych imprez towarzyszących Kontrapunktowi jest Szczecińska Północ Teatrów - późnowieczorny przegląd repertuaru teatrów instytucjonalnych i niezależnych. Takie wydarzenie trudno byłoby zorganizować w trakcie festiwalu, gdy wszystkie sceny w mieście zajęte są przez przyjezdne zespoły, odbywało się więc - podobnie jak Mały Kontrapunkt - w weekend poprzedzający festiwalowe zmagania. Impreza cieszyła się ogromnym powodzeniem, co nie może dziwić biorąc pod uwagę fakt, że specjalnie na tę okazję cenę biletów obniżono do 5 zł. Można było wybierać spośród 5 przedstawień, rozłożonych w czasie w sposób pozwalający obejrzeć jedynie dwa z nich. Mnie skusiła "Słodka Fibi" z repertuaru Teatru Niekonsekwentnego oraz "Don Juan" z Pleciugi. Dzięki temu spędziłam miło sobotni wieczór.

"Słodka Fibi"

Helen i Frazer (w postacie wcielają się założyciele Teatru Niekonsekwentnego - Małgorzata Klara i Adam Kuzycz-Berezowski) to młode małżeństwo, które poświęciło się karierze. Są zajęci spełnianiem własnych marzeń, osiąganiem wyznaczonych celów. Zdolni, dynamiczni i uparci, robią wszystko, by odnieść sukces, postawić na swoim. Cały świat leży u ich stóp. Spotykają się w domu wieczorami, wspólnego czasu starcza na wyrzucenie z siebie problemów przyniesionych z pracy i szybki seks. Opieka nad powierzonym im przez przyjaciół psem sprawia, że doskonale do tej pory funkcjonujący mechanizm trzeba przeprogramować, ustawić na inny tryb działania. Zaginięcie zwierzaka powoduje rozstrojenie precyzyjnej machiny - świat, który Helen i Frazer zbudowali, rozpada się na kawałki. Poszukując suczki, wędrują ulicami, zaglądają do kolejnych mieszkań, spotykają coraz dziwniejszych ludzi. Potem w domu opowiadają o tym, co im się przydarzyło: historie czasem zabawne, czasem wręcz przerażające.

W ujęciu Verdala spektakl nie jest satyrą na yuppies, ale historią rozpadu - związku i psychiki bohaterów. Pod naporem świata zewnętrznego pęka szklany klosz, którym Helen i Frazer odgrodzili się od świat. Z każdym powrotem do domu, do kolorowego, wypieszczonego wnętrza są coraz słabsi, nie potrafią dać sobie oparcia, gubią się, wycofują się z pracy, zapadają w stan dziwnego odrętwienia. Małgorzata Klara i Adam Kuzycz-Berezowski wypowiadają słowa właściwie na siebie nie patrząc. Są blisko siebie, ale nie ze sobą.

Fibi funkcjonuje jako pewna figura, symbol. Okazuje się przyczyną postawienia pytania o to, czego naprawdę oczekujemy od życia. Dlatego twórcy w opisie do spektaklu zadają pytanie: "Kim jest Fibi?", tym samym sugerują widzom namysł nad życiem. Pytanie dyskretnie unosi się w powietrzu, łatwo rozpływa się, angażując nas w sceniczną akcję, w absurdalne momentami opowieści scenicznej pary. Ale powraca cały czas i nie da się zignorować. "Słodka Fibi" jest przede wszystkim rozrywką na wysokim poziomie, może jednak stać się okazją do poważnej refleksji.

"Don Juan, czyli..."

W porównaniu ze "Słodką Fibi" spektakl w reżyserii Aleksieja Leliavskiego wydaje się nic nieznaczącą błahostką, nieciekawą komedyjką, zwyczajnym przeniesieniem na scenę tekstu, który nie jest szczytowym osiągnięciem Moliera. Współczesne interpretacje "Don Juana" wymagają w moim odczuciu poważnej interwencji dramaturga, by mogły oddziaływać na publiczność.

Celem twórców pleciugowego przedstawienia było ośmieszenie Don Juana jako figury legendarnego amanta, a tym samym zanegowanie całego systemu wartości, które wyznaje. Zabiegu tego dokonano w sposób prosty: tytułowy bohater wykreowany został na bezrefleksyjnego głupka, denerwującego cwaniaka. Animujący lalkę Rafał Hajdukiewicz tonem głosu i zachowaniem denerwująco uwypukla negatywne cechy postaci. W materiałach promocyjnych twórcy piszą, że chcą w spektaklu zapytać o to, kim jest w dzisiejszym świecie Don Juan? Jeśli szukać analogii do współczesności, moim zdaniem najbliżej mu do lepiącego się do wszystkich panienek wyżelowanego kolesia w dresach. Słaba diagnoza - by podbijać serca kobiet mężczyzna musi mieć w sobie nieco więcej finezji, jak mniemam. Sportretowanego w spektaklu lowelasa powinno się omijać szerokim łukiem. A tymczasem na grono wielbicielek, składające się głównie z brzydkich, ograniczonych wieśniaczek i dziewic uciekających z zakonu. Cóż, jaki kawaler, takie amantki.

Choć interpretacyjnie nie jest to interesująca propozycja, warto obejrzeć ten spektakl ze względu na ciekawe lalki, zaprojektowane przez Aleksandra Wochromiejewa. Te niewielkich rozmiarów, groteskowe figury nastolikowe animowane z ręki. Swobodnie puszczone długie ręce z miękkiego materiału nadają ich ruchom - szczególnie Don Juanowi - swobodę i nonszalancję. Zawodzą jednak animatorzy. Nie wykorzystują w pełni swoich możliwości, zbyt zaangażowani w grę w żywym planie, odciągają uwagę od lalek. Często pozwalają sobie na obsceniczne gesty, prowokujące publiczność do pustego śmiechu. Wielka szkoda, bo wierzę w moc teatru lalkowego i denerwuję się, ilekroć widzę, że potencjał został zaprzepaszczony.

***

Żałuję, że nie mogłam obejrzeć większej liczby spektakli. Rzadko bywam w Szczecinie, nie znam więc repertuarowych propozycji. Północ Teatrów jest znakomitą okazją do nadrobienia zaległości - nie tylko dla mnie, przede wszystkim dla szczecinian.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji