Artykuły

"Wszyscy święci". Świętych wyobcowanie

"Wszyscy święci" w reż. Wojciecha Farugi w Teatrze Polskim w Bydgoszczy. Pisze Joanna Derkaczew w Gazecie Wyborczej.

Debiutant Wojciech Faruga z dużą odwagą pokazał wiernych w sadomasochistycznym związku z Kościołem

Teatr Polski w Bydgoszczy nie rozpoczął swojego nowego cyklu "Oburzeni" od odgrywania scen okupacji Wall Street, warszawskich squatów czy baru Prasowy. W inaugurującym serię prapremier spektaklu "Wszyscy święci" nie pojawia się nawet najdrobniejsza wycieczka w stronę Krakowskiego Przedmieścia, ACTA, kibiców czy poruszonego śmiercią małej Madzi Sosnowca. Bydgoscy oburzeni okupują jedynie własną kuchnię, gabinet i skierowaną w stronę telewizora wersalkę.

Rekonstruktor (Marian Jaskulski) chce iść w ślady Jezusa i dać się ukrzyżować na przenośnym krzyżu. Dobiegający czterdziestki Areczek (Jakub Ulewicz), którego rodzice wyhodowali na wersalce wśród obelg i uszczypliwości, wybiera się na pielgrzymkę. A raczej wybrałby się, gdyby ojciec (Jerzy Pożarowski) nie odebrał mu resztek sił tyradą o niedopasowanych butach. Tymczasem jego matka (Alicja Mozga) wybiera się w zaświaty. Trumienna suknia przygotowana, peruka utrefiona, noski nienoszonych nigdy pantofli błyszczą elegancko. Można umierać. Jeszcze tylko obdzwonić wszystkich znienawidzonych bliskich. W siostrze wzbudzić poczucie winy. Na koleżance wymóc zwrot prodiża.

Młodociana wideoblogerka (Magdalena Łaska) na lodówce rozwiesiła mapę Bydgoszczy z rozrysowanymi trasami od kościoła do kościoła. Codziennie zbiera w nich hostie, które konserwuje lakierem do paznokci Nude Princess lub Holly Kiss. Opracowała w tym celu wyrafinowany system wysuszania języka i ukrywania opłatka przed pozostałymi wiernymi. Czy jednak faktycznie do tych kościołów dociera? Nie trafia tam z pewnością Ksiądz (Mateusz Łasowski), który swoje przerywane załamaniami kazanie wygłasza, wstępując nie na ambonę, ale na pudło telewizora.

Wojciech Faruga zamknął swoich bohaterów w przestrzeni, gdzie oburzenie może przerodzić się wyłącznie w autoagresję, absurdalne rytuały i snucie paranoicznych marzeń. "Marzeń moich nie zna nikt" - podśpiewuje za Violettą Villas zaniedbywana żona psychiatry (Małgorzata Trofimiuk). Mąż (Roland Nowak) nie chce jej dać rozwodu z przyczyn ideologicznych, zakleszczają się więc w pasywno-agresywnym potrzasku.

Zbudowana przez Agatę Skwarczyńska przestrzeń jakby przypadkiem przypomina formą kościół. Gabinet i kuchnia odstają od salonu jak nawy boczne. Na ścianie salonu wisi apteczka, na której jak przy tabernakulum pali się czerwona lampka - wieczne światło.

Faruga nie oskarża Kościoła wprost, że czyni z wiernych ludzi zgorzkniałych, pełnych wzajemnej nienawiści, obsesyjnie tropiących u innych przewiny i powody do wstydu. Prowadzi opowieść subtelnie. Pokazuje religijne rytuały jako bezrefleksyjnie odgrywany element życia małej społeczności torturujących się wzajemnie ludzi. Drobne gesty pozwalają dostrzec, jak głęboko pod skórę dostały się wyniesione z Kościoła słowa i nawyki. Jak bardzo się udomowiły i oderwały od prawdziwej wiary.

Nie trzeba mówić o wpajanym przez katechetów poczuciu wstydu. Wystarczy spojrzeć na Małgorzatę Trofimiuk, jak przed seksem i samobójstwem histerycznie dezynfekuje wszystkie znajdujące się w zasięgu spryskiwacza powierzchnie. O automatyzmie uczestnictwa w obrzędach nie trzeba wygłaszać wykładu. W spektaklu jest za to scena, gdy wszyscy bohaterowie przestają na chwilę dręczyć siebie i innych. Zbiorowo dokonują kapłańskiego gestu "podniesienia". Nie podnoszą hostii, ale buty, perły, krawat, nuty - co akurat wpadnie im w ręce.

Tekst Jarosława Jakubowskiego (autora sztuki o Wojciechu Jaruzelskim "Generał") i debiutującego w roli reżysera Wojciecha Farugi nie ma morału ani fabuły. Składa się z obrazków przypominających komiksy Marka Raczkowskiego. Jest w nich dowcip, za którym kryje się nieprzeciętna zdolność obserwacji i trafnego wskazywania źródeł problemów.

Nie jest antyklerykalny. Nie wskazuje Kościoła jako wroga, ale jako miejsce, w którym żyjemy i które sami zmieniliśmy w piekło. Nad drzwiami wiszą krzyże, w przejściach zalegają drewniane figury świętych. A jednak nie ma żadnej wyższej instancji, do której bohaterowie mogliby się zwrócić. Domowi asceci i męczennicy bywają okrutni nie z powodu zepsucia, ale lęku i samotności. Pragną religii, obrzędów, świętości. Kościół nie ma im nic do zaoferowania poza świętymi figurkami. Marzeń moich nie zna nikt - Violetta Villas.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji