Artykuły

Atrakcyjny spektakl z niewielkimi emocjami

"Otello" w reż. Michała Znanieckiego w Operze Wrocławskiej. Pisze Jacek Marczyński w Rzeczpospolitej.

Wrocław postanowił udowodnić, że potrafi wystawić "Otella", a to jedna z najtrudniejszych oper świata.

Marzę o Otellu, ale od 15 lat szukam wykonawcy tytułowej roli, jakiego wymyślił Verdi - powiedział mi kiedyś szef legendarnego teatru La Fenice w Wenecji. Nasi dyrektorzy nie mają takich problemów, bo premiera Opery Wrocławskiej jest już czwartą na polskich scenach w ostatniej dekadzie.

We Wrocławiu w Otella wcielił się pozyskany dwa sezony temu Rosjanin Nikołaj Dorożkin. Odkąd z tej roli zrezygnował już Placido Domingo - najwspanialszy Otello ostatniego półwiecza - świat szuka jego godnego następcy również wśród obdarzonych mocnymi głosami tenorów rosyjskich.

Dorożkin też ma takie aspiracje. Wprawdzie w niskiej tesyturze tej partii jego głos nieco się dusi, ale im trzeba śpiewać wyżej, tym nabiera mocy i blasku. Rosjanin wypada więc przekonująco w scenach gniewu i wściekłości prowadzącej do obłędu.

Dramat wykluczenia

To ważne, bo z arcydzieła Giuseppe Verdiego reżyser Michał Znaniecki zrobił kameralny dramat. Bohaterów pokazuje w zamkniętym pomieszczeniu - jak w klatce czy w więzieniu.

Od tragedii zazdrości, a bardziej wykluczenia, nie ma tu ucieczki. Wrocławski Otello ma jedynie lekko poczernioną twarz. Na tablicy wyświetlającej podczas spektaklu tekst nie bywa określany jako Maur, lecz murzyn i to pisany małą literą. To słowo piętnuje Otella jako kogoś gorszego, a niesłusznie wyniesionego na szczyty władzy, dlatego Jago snuje przeciw niemu intrygę.

Suknie pań odwołują się do lat 30. XX stulecia, mundury żołnierzy mogą pochodzić z czasów walk o zjednoczenie Włoch, ale są też tradycyjne weneckie maski karnawałowe. Takie odczytanie opery Verdiego tłumaczy jej niezwykłą popularność. To dramat uniwersalny, a nie renesansowa opowieść wzięta z Szekspira.

Co lubi publiczność

Otella można przykroić do wymogów współczesnego teatru, a przy tym oferuje on ponad dwie godziny muzyki w najlepszym włoskim stylu. Jest zatem idealną propozycją dla operowej publiczności o tradycyjnych gustach, która nie chce jednak oglądać konwencjonalnego koncertu w kostiumach.

Inscenizacja Michała Znanieckiego przygotowana została pod takie gusty, ale skoro reżyser swoimi pomysłami nie chciał przyćmić muzyki, tym bardziej musi ona zabrzmieć pełnym blaskiem. Geniusz Verdiego objawił się w tym, że nie rezygnując z operowej melodyjności, stworzył wspaniały dramat o wielkich namiętnościach i ludzkiej podłości.

Trzeba to jednak umieć odczytać w nutach. Wrocławski spektakl ma wyrównany poziom, ale wielkie emocje ujawniają się jedynie czasami. Potrafi je wyrazić w niektórych scenach Nikołaj Dorożkin, wzrusza w momentach lirycznych Izabela Matuła (Desdemona), choć brak jej doświadczenia, by w scenach zbiorowych nie skupiać się na sobie, lecz dopasować do partnerów. A Bogusław Szynalski jest zbyt posągowym Jagonem.

Najwięcej emocjonalnych niuansów odnaleźć można było w grze orkiestry prowadzonej przez Ewę Michnik. Muzycy Opery Wrocławskiej stali się najważniejszymi bohaterami tej premiery, bo dla śpiewaków Otello to naprawdę trudne dzieło.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji