Artykuły

Koty na polskim dachu

"Koty" w reż. Wojciecha Kępczyńskiego w warszawskim Teatrze Muzycznym Roma. Pisze Wojciech Fułek.

Polska scena musicalowa, mimo wielu udanych inscenizacji i wiernej publiczności, wciąż wydaje się dość uboga i w codziennej teatralnej rzeczywistości ograniczona do Warszawy. To przecież stołeczny Teatr Muzyczny "Roma" i jego dyrektor Wojciech Kępczyński są dziś symbolami musicalowego sukcesu i wzorcem, do którego trzeba przymierzać kolejne muzyczne produkcje. Oczywiście wyjątek od tej reguły stanowiło (stanowi?) "Metro" Janusza Józefowicza i Janusza Stokłosy (bardziej, co ciekawe, kojarzone nawet z choreografem i reżyserem, niż autorami muzyki i libretta). Najnowsze przedsięwzięcie Kępczyńskiego na scenie Teatru "Roma" na pewno tę opinię jeszcze bardziej ugruntuje. Zrealizował on bowiem brawurowo polską prapremierę jednego z najbardziej popularnych musicali Andrew Lloyd Webbera - słynne "Cats", których warstwę tekstową tworzą wiersze Thomasa Stearnsa Eliota. Światowa premiera musicalu miała miejsce w roku 1981 w Londynie, a polską inscenizację tym bardziej warto zobaczyć, iż Teatr "Roma", jako jedyny na świecie uzyskał prawa do wystawienia własnej wersji ("non-replica production"). Reżyser i autor polskiego przekładu

- Daniel Wyszogrodzki, przenieśli w związku z tym koty na polskie podwórka i dachy, a koci bohaterowie (noszący też nieco odmienne od swych pierwowzorów imiona) smakołyki jadają w "Bristolu" czy mieszkają np. w Alei Róż. Nadaje to z pewnością warszawskiemu przedstawieniu pewnych smaczków, choć momentami odnosiłem wrażenie, że tłumacz trochę na siłę usiłował konkurować np. z doskonałym "spolszczeniem" list dialogowych "Shreka", choć to przecież zupełnie inne konkurencje, i to teksty Eliota stanowiły inspirację dla Webbera, a nie odwrotnie. Jednak Wyszogrodzki ogólnie poradził sobie doskonale z poetycko-muzyczną frazą Kotów i wyszedł z translatorskiego zadania obronną ręką, świetnie przekładając też największy przebój musicalu, powielony na świecie tysiącami różnych wykonań, "Memory". Ta polska Pamięć w interpretacji jazzowej wokalistki Izabeli Zając jako Grizabeli, pozostaje w pamięci widzów na długo po wyjściu z teatru i to z pewnością jeden z sukcesów tej inscenizacji. Kolejnymi są dobre tempo, utrzymane przez reżysera dzięki atrakcyjnym pomysłom inscenizacyjnym, niezła choreografia (Jacek Badurek), bogata kolekcja kocich typów z dobrze dobranymi wykonawcami (zwraca uwagę brawurowy Ram Tam Tamek w doskonałej interpretacji Jakuba Szydłowskiego) oraz wyraźnie widoczne efekty "pracy nad kocim ruchem" (Damian Kacperski) i kreacjami aktorskimi większości młodych aktorów (Anna Seniuk). Należałoby też pochwalić oryginalną scenografię (równie ciekawą, jaka obowiązywała do tej pory w przedstawieniach, które stanowiły przeniesienie premierowej wersji), autorstwa Janusza Sosnowskiego oraz niebanalne kostiumy, wspomagane charakteryzacją i perukami. Ten muzyczno-teatralny coctail na pewno jest smaczny, lekki i przyjemny w odbiorze, dzięki czemu zasługuje na specjalną rekomendację dla każdego polskiego wielbiciela musicalowej sztuki. To Koty nasze, polskie, ale w pełni wytrzymują porównanie z wersją londyńską czy nowojorską. Dlaczego zatem, skoro tak chwalę to przedstawienie, odczuwam pewien niedosyt i - ku własnemu zdumieniu - odkrywam w swoim głosie lekki ton rozczarowania? Sam do końca nie wiem, choć zaczynam podejrzewać, iż mój musicalowy apetyt być może został nadmiernie rozbudzony totalną ogólnopolską kampanią promocyjno-reklamową. poprzedzającą warszawską premierę. Zaprezentowano nam bowiem marketing doprowadzony niemal do perfekcji, i to zanim widzowie mogli jeszcze obejrzeć sam spektakl. W ogólnopolskich dziennikach prasowych - Koty, w programach telewizyjnych - dla odmiany Wojciech Kępczyński o Kotach, w radio - reportaż z przygotowań do premiery, w kolorowych czasopismach - sążniste artykuły o wyjątkowości tego musicalu albo wynurzenia Jagi Hupało, stylistki i fryzjerki na temat "kocich fryzur". Jak w starym dowcipie - strach było otworzyć lodówkę. To w zasadzie zresztą żaden zarzut, bo to już dziś marketingowe abecadło, bez którego nie ma przecież sukcesu nie tylko w handlu. ale i w kulturze. A w teatrze widz jest niezbędny jak powietrze, aby spektakl nie okazał się klapą. Nic więc dziwnego, że o Kotach, nawet trochę na wyrost, było już głośno znacznie wcześniej, co wróżyło powodzenie tej produkcji. Tłumy na licznych pokazach przedpremierowych i gorączkowe zabiegi wielu innych osób, aby dostać się na premierę dowodzą bowiem tylko słuszności takiego modelu promocji.

Koty to niewątpliwy sukces komercyjny, frekwencyjny i artystyczny. I może rzeczywiście to tylko ja wciąż odczuwam niedosyt, bo wydaje mi się - może niesłusznie - że warszawskie Koty Kępczyńskiego powinny być musicalową normą. Bowiem wydarzeniem znacznie większego formatu - bo własnym i oryginalnym - mógłby stać się np. Sen nocy letniej z muzyką Leszka Możdżera z Teatru Muzycznego w Gdyni (premiera' 2001), spektakl trudny muzycznie, ale wyreżyserowany (przez Wojciecha Kościelniaka) i zaśpiewany (m.in. przez Justynę Steczkowską) perfekcyjnie. Tymczasem Sen... poza Trójmiastem praktycznie pozostał do dziś nieznany, nie mogąc nawet marzyć o takiej promocji, jak Koty. Jestem jednak całkowicie przekonany, że gdyby trans-opera Sen Nocy Letniej została zrealizowana na deskach Teatru "Roma", zostałaby okrzyknięta dziełem oryginalnym, unikalnym i wspaniałym. Tak się jednak nie stało i po dwóch sezonach praktycznie zniknęła ona całkowicie z desek Teatru Muzycznego. Podobny los podzieliła inna inscenizacja gdyńskiego teatru (przedstawiana dziś raczej zagranicą, niż w kraju) - w mojej prywatnej hierarchii absolutny numer 1 na polskich musicalowych scenach - legendarny już "Hair" z muzyką Galta McDermota i librettem Gerome Ragni i Jamesa Rado. "Hair" został zrealizowany również przez Wojciecha Kościelniaka ze wspaniałą choreografią Jarosława Stańka w październiku 1999 i był (jest?) to spektakl kompletny, nie naśladujący ani broadwayowskiego oryginału ani doskonałego filmu Milosa Formana. I w tym przypadku jestem pewny, że "Hair" w Warszawie byłby okrzyczany rewelacją sezonu, obsypany nagrodami i grany przy pełnej widowni po dziś dzień. I jeśli tak się nie stało, to tak naprawdę nie wiem, kogo za to winić. Może zawinił niezbyt wydolny teatralny system, z założenia premiujący dokonania stołecznych scen, w którym oddalone od stolicy ośrodki mają małe szansę na ogólnopolski sukces? A może zabrakło właśnie skutecznej, prowadzonej z rozmachem kampanii promocyjnej? Trudni winić w tej sprawie publiczność, bo ona głosuje nogami i nigdy jej nie brakowało na przedstawieniach "Hair". Może zatem winić brak determinacji dyrekcji teatru, aby spektakl pokazywać - mimo trudności technicznych - wszędzie, aby utorować mu drogę nie tylko do widzów lokalnych? Czy nie wychodzi jednak ze mnie trochę prowincjusz, kiedy tak sobie narzekam na warszawkę i okoliczności? Wszak to przecież nie wina, ale raczej zasługa Wojciecha Kępczyńskiego, że z niczego stworzył najbardziej znaną w Polsce scenę musicalową. Ja będę się jednak upierał, że w naszym kraju jest dosyć miejsca na co najmniej kilka równie silnych ośrodków musicalu i jednym z nich powinno być na pewno Trójmiasto, mające za sobą nie tylko historię gdyńskiego Teatru Muzycznego, ale i jego aktualne osiągnięcia. Ten mój lekki żal (może z nutką zazdrości) bierze się również stąd, że Teatr "Roma", jak wielki odkurzacz zasysa najciekawszych wykonawców z innych scen, czego dowodem są dwie musicalowe gwiazdy "Romy", wcześniej doskonale znane z desek gdyńskiego Teatru: Tomasz Steciuk i Jakub Szydłowski - dziś obydwaj grający (śpiewający) pierwszoplanowe role w Kotach. Wojciechowi Kępczyńskiemu udało się - niczym musicalowym kotom, spaść na cztery łapy przy zasłużonym aplauzie publiczności. Komu uda się taka sztuka jako następnemu w trudnej muzycznej konkurencji? Obojętnie, kto to będzie, nie może jednak zapominać, że najpierw trzeba wykonać odważny i drapieżny skok, aby bezpiecznie wylądować.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji