Artykuły

Miłość i nienawiść w Królewskiej Hucie

Demonstracje kiboli i nacjonalistów przed teatrem i na widowni, politycy żądający dymisji dyrektora i usunięcia spektaklu z afisza, awantura w prasie i na forach internetowych - spektakl Ingmara Villqista "Miłość w Königshütte" w Teatrze Polskim w Bielsku-Białej wywołał rezonans, jakiego nie miało żadne przedstawienie teatralne po 1989 roku - pisze Roman Pawłowski w Gazecie Wyborczej.

Spektaklowi Ingmara Villqista emocje towarzyszyły od samej premiery pod koniec marca. Oparty na niezrealizowanym scenariuszu filmowym, dotyka śląskich tematów tabu: prześladowań Ślązaków po II wojnie światowej i konfliktów między Ślązakami a ludnością napływową z centralnej i wschodniej Polski.

Bohaterem jest doktor Schneider, młody chorzowski lekarz, który jak wielu Górnoślązaków został przymusowo wcielony do Wehrmachtu. Po wojnie wraca do Chorzowa (niemiecka nazwa: Königshütte, czyli Królewska Huta), aby rozpocząć pracę w miejscowym szpitalu, ale ciążą nad nim śląskie pochodzenie i dramatyczna przeszłość. Aby przetrwać, musi lawirować między rosyjskim dowódcą miasta, polskim Urzędem Bezpieczeństwa a niemieckim Werwolfem.

Jednym z wątków tej wielowymiarowej opowieści jest sprawa obozu UB w Świętochłowicach-Zgodzie, do którego po wojnie oprócz byłych esesmanów trafiali także Górnoślązacy, z definicji podejrzani o kolaborację z Niemcami. Według ustaleń historyków z IPN zmarło tam z chorób lub zginęło kilka tysięcy osób. Schneider, wykorzystując pomoc rosyjskiego majora, zatrudnia się w obozie jako lekarz, aby ratować bitych i maltretowanych.

Polityczne opaski?

Jednak to nie Świętochłowice podgrzały atmosferę ani nawet scena, w której polska nauczycielka bije dziecko nieumiejące bez śląskiego akcentu powtórzyć "Litwo, ojczyzno moja", ale finał spektaklu. Bohaterowie po latach spotykają się w ogródkach działkowych, które urządzono na miejscu dawnego obozu na Zgodzie. To wizja śląskiego raju: ci, którzy przeżyli, i ci, którzy odeszli, zbierają się przy figurze św. Barbary, patronki górników. Nakładają na ręce opaski w żółto-niebieskich barwach Śląska na znak solidarności z ofiarami powojennych prześladowań.

Część widzów i krytyki zinterpretowała ten gest jako poparcie dla Ruchu Autonomii Śląska, politycznego ugrupowania Ślązaków, którego kandydaci w ostatnich wyborach zdobyli miejsca w sejmiku śląskim i weszli do zarządu województwa. Ich działalność publiczna wzbudza wściekłość prawicy, która uważa RAŚ za niemiecką V kolumnę. Oliwy do ognia dolała recenzentka regionalnego "Dziennika Zachodniego" Henryka Wach-Malicka, która w swojej relacji napisała o rzekomej umówionej demonstracji, którą działacze RAŚ mieli zorganizować w bielskim teatrze podczas oklasków.

Recenzja, której streszczenie ukazało się na internetowych stronach dziennika pod tytułem "Skandal w Teatrze Polskim z RAŚ w tle", wywołała lawinę niewybrednych ataków na teatr i twórców przedstawienia. Na forach wylała się skrywana na co dzień niechęć do hanysów, czyli Ślązaków. Do nagonki na teatr dołączyły autorytety. Dr Jerzy Polak z Bielsko-Bialskiego Towarzystwa Historycznego na łamach lokalnej prasy porównał finał spektaklu Villqista ze sceną z "Kabaretu" Boba Fosse'a, w której młody nazista wkłada opaskę ze swastyką.

"Spektakl wyolbrzymia krzywdy Górnoślązaków, pokazuje prawie że dobrych Sowietów, a złą nauczycielkę Polkę. W moim odczuciu wpisuje się w aktualną politykę Ruchu Autonomii Śląska, czyli żonglowania historią, licząc na to, że ludzie nie pamiętają" - stwierdził dr Polak.

Kibole pod teatrem

Nie pomogło oświadczenie teatru, który odciął się od związków z RAŚ, ani samego RAŚ, który dystansował się od całej awantury. Kiedy tydzień temu spektakl wrócił na afisz, przed bielskim teatrem zebrała się kilkudziesięcioosobowa grupa kiboli miejscowej drużyny piłkarskiej Podbeskidzie. Skandowali "Bielsko bez Śląska" i "Ślązacy precz z Podbeskidzia", przegoniła ich dopiero straż miejska.

Skąd kibole pod teatrem? RAŚ kilka tygodni temu zwrócił się do prezydenta Bielska-Białej z prośbą o przywrócenie dawnej nazwy miejscowemu klubowi piłkarskiemu Podbeskidzie. Od 1935 roku do połowy lat 90. ubiegłego wieku klub nazywał się Bielsko-Bialskie Towarzystwo Sportowe, co było polską wersją wcześniejszej niemieckiej nazwy Bielitz-Bialaer Sport Verein. RAŚ chce, aby z powrotem nazywał się BBTS. Propozycja wzbudziła ostre protesty w mieście, które podkreśla swoją podbeskidzką odrębność wobec Śląska.

Następnego dnia przed zaplanowaną dyskusją z udziałem historyków z IPN-u, publicystów i twórców przed teatrem dyżurował już policyjny radiowóz. Temperatura wewnątrz była równie wysoka: kiedy w finale aktorzy znów nałożyli żółto-niebieskie opaski, siedzący na balkonie miejscowy działacz LPR Rajmund Pollak wywiesił w odpowiedzi biało-czerwoną flagę.

Debata tylko na chwilę rozładowała napięcie. Bogusław Tracz i Sebastian Rosenbaum z katowickiego IPN-u wytknęli Villqistowi nieścisłości, ale przyznali, że spektakl jest potrzebny, bo porusza ważny dla Polaków i Ślązaków temat powojennych rozrachunków. Przedstawienie krytykował politolog i były działacz Unii Wolności z Bielska-Białej Janusz Okrzesik, przekonując, że to nie Polacy prześladowali Ślązaków w Świętochłowicach i innych obozach, ale narzucony przez Sowietów komunistyczny reżim. A opaski w śląskich barwach kojarzą się dzisiaj wyłącznie z marszami Ruchu Autonomii Śląska.

Spektaklu bronili widzowie: - Tragedia, która kryła się za drutami obozu na Zgodzie, do dziś nie miała swego katharsis. "Miłość w Königshütte" stanowi katharsis dla tych, którzy przeżyli ją sami albo w swoich rodzinach. Spektakl jest przerysowany, ale nie jest to teatr faktu. To próba przedstawienia tragedii całego ludu śląskiego, który trafił w żarna historii - mówił jeden z uczestników.

Na Podbeskidziu tylko o Podbeskidziu

Prawdziwa bomba wybuchła dopiero w tym tygodniu: na sesji rady miejskiej bielsko-bialski poseł PiS Stanisław Pięta nazwał spektakl "antypolską hecą" i zażądał dymisji dyrektora Roberta Talarczyka. Poseł Pięta jest znany z awanturniczych wypowiedzi, to on nazwał wybór Baracka Obamy na prezydenta "końcem cywilizacji białego człowieka" (co powtórzył w Sejmie inny orzeł intelektu z PiS Artur Górski). O dziwo, opinię Pięty podzielił zachowujący wcześniej neutralność prezydent Bielska-Białej Jacek Krywult, który zażądał od dyrektora Talarczyka wyjaśnień, dlaczego teatr wystawił spektakl o Ślązakach.

"Ten temat w naszym mieście jest nieznany. Dziwi mnie, że taką sztukę wystawia się u nas, a nie w miejscu, którego ona dotyczy. Uważam, że jeśli ktoś chciał wystawić taką sztukę, powinien to zrobić na Śląsku" - powiedział lokalnej prasie Krywult.

Anna Guzik, która gra w przedstawieniu rolę Marzeny, polskiej nauczycielki i żony Schneidera, nie rozumie zarzutów prezydenta: - Dlaczego taki tekst w tym miejscu? Nie rozumiem pytania. A dlaczego realizujemy dramaty Martina McDonagha, skoro ich akcja toczy się w Irlandii? Po co realizujemy Yasminę Rezę, skoro jej bohaterowie są Francuzami? Po co nam cała klasyka - Szekspir, Czechow, nawet akcja "Zemsty" nie rozgrywa się przecież w Bielsku-Białej.

Guzik mówi, że po spektaklach przychodzą do niej ludzie z wypiekami na twarzy i opowiadają historie swoich krewnych, znajomych, rodziców, którzy przeżyli obóz Zgoda w Świętochłowicach lub mieli z nim styczność.

- Dostaję telefony z podziękowaniami i zamówieniami na kolejne bilety. Dla nas artystów to najważniejsze - zainteresowanie widza, chęć wzięcia udziału w dyskusji, ożywienie teatru. Bo teatr musi żyć, musi poruszać kwestie newralgiczne i zmuszać do myślenia. Skrajnie różne opinie o tym spektaklu świadczą o tym, że jest o czym rozmawiać i że zrobiliśmy przedstawienie ważne.

Janusz Legoń, kierownik literacki Teatru Polskiego: - Nasz teatr nieprzypadkowo nazywa się Polski - ale pytanie, o jaką polskość chodzi. Uważam, że robiąc takie przedstawienia jak to, idziemy za arcypolskim Żeromskim, który w "Sułkowskim" mówi, aby "rozrywać rany polskie, żeby się nie zabliźniły błoną podłości".

Bestia wyszła z jaskini

Teatr nie ugiął się pod presją, na maj zaplanowano kolejne przedstawienia. 17 maja po spektaklu ma się odbyć dyskusja z udziałem bielskich historyków, 29 maja "Miłość w Königshütte" zostanie pokazana w Chorzowie, gdzie rozgrywa się akcja spektaklu. Tam również zaplanowana jest publiczna dyskusja. A w czerwcu przedstawienie pojedzie do Cieszyna na festiwal "Teatr bez granic". Kwestie powojennych rozliczeń są na Śląsku Cieszyńskim równie gorące jak na Górnym Śląsku.

Dyrektor Talarczyk nie obawia się dymisji. Teatr nie jest zadłużony i ma wysoką frekwencję, trudno więc będzie znaleźć pretekst do odwołania. Pytanie tylko, co będzie w przyszłym roku, kiedy skończy się mu kontrakt. Czy po tym, co wydarzyło się wokół "Miłości w Königshütte", kolejny szef Teatru Polskiego będzie miał odwagę poruszać ryzykowne, drażliwe kwestie?

Sam Ingmar Villqist dystansuje się od politycznej awantury wokół spektaklu.

- Polityka pokazała swój łeb i okazało się, że jest to wizerunek straszny. Dotknęliśmy bestii schowanej w jaskini, która wyszła teraz na wolność i szczerzy kły - kwituje.

Dla pochodzącego z Chorzowa dramatopisarza kwestia śląskiej tożsamości jest jednak sprawą osobistą. Jego dziadek Jan Faska walczył w III powstaniu śląskim, był komendantem obrony Katowic we wrześniu 1939 roku.

- Scenariusz napisałem pięć lat temu w ramach stypendium z PISF, nie licząc na realizację. Polskie kino jeszcze długo nie będzie gotowe na spojrzenie na II wojnę światową z perspektywy Ślązaków. To był mój obowiązek, żeby opowiedzieć tę historię. Mój obowiązek 51-letniego artysty ze Śląska - mówi Villqist.

Dramatopisarz na razie chce się oderwać od tematów śląsko-polskich. Rozpoczął właśnie próby do następnego przedstawienia w teatrze w Częstochowie. Będą to "Niebezpieczne związki", adaptacja XVIII-wiecznej powieści Choderlos'a de Laclos o miłosnych intrygach francuskich arystokratów.

Tymczasem w komentarzach do wpisu w blogu Janusza Okrzesika ktoś zaproponował, aby idąc za sugestią posła Pięty, wytarzać dyrektora Talarczyka w smole i wygnać z miasta. A w Teatrze Polskim grać tylko piękne sztuki podbeskidzkie o miłości i tolerancji. Na początek baśń "Jak dobrzy Podbeskidzanie złych hanysów przepędzili".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji