"Gałganek"
komedia w 3 aktach Dara Nicodemi
Żadna z komedii Nicodemiego nie zadomowiła się na scenach naszych do tego stopnia, co jego "Gałganek". Ta przemiła bajka sceniczna o szlachetnym dziecku ulicy, przywodząca na myśl "Pigmaliona" B. Shaw'a, posiada tyle uroku, że słucha się jej zawsze chętnie, i to z prawdziwym zainteresowaniem, chociażby nawet znało się ją jak to mówią, na wylot. Zawsze też pozostawi po sobie wrażenie miłe, o ile ma szczęście do aktorki, której powierzono rolę Gałganka.
Widziałem "Gałganka" kilkakrotnie w kilku teatrach i w rozmaitych obsadach. Widziałem go między innymi przed laty z wyborną w tej roli Haliną Cieszkowską. I w tym właśnie tkwiło największe niebezpieczeństwo dla wczorajszej premiery w Teatrze Nowym.
Jeżeli nie doznałem zawodu, to wyznam szczerze, zawdzięczam to p. Kwiatkowskiej. Co zrobiły sztuka, doświadczenie i rutyna u jej poprzedniczek, to zastąpiła szczerość i bezpośredniość przeżycia naszej młodej wiele obiecującej (w zakresie ról charakterystycznych) artystki. Jej Gałganek interesował i wzruszał naprawdę i bawił tam, gdzie bawić był powinien. Huczne oklaski i kwiaty były rzetelnie zasłużone.
Całość natomiast dziwnie się nie kleiła. Chromało tempo i nie było należytego kontaktu i oddźwięku wśród reszty artystów, nie było "zgrania" wśród złożonego na prędce zespołu. Nie uratował też sytuacji p. Wroncki, występując gościnnie w roli reżysera i partnera p. Kwiatkowskiej (Tytus Fanti).
Może w dalszych przedstawieniach znikną braki nie sharmonizowanej premiery.