Noc wspomnień Konrada
To było wydarzenie, a zarazem najlepsze uczczenie Święta Zmarłych: największy dramat romantyczny, mickiewiczowskie "DZIADY" w reżyserii Jana Englerta. Powiem od razu: telewizja wydaje mi się medium, mogącym w sposób najbardziej adekwatny do czasów i naszej dzisiejszej percepcji, właściwym dla przedstawienia go widowni. Mówię to, choć były przecież pamiętne inscenizacje teatralne - legendarna już inscenizacja Leona Schillera, historyczna Kazimierza Dejmka z roku 1968 (miałem szczęście ją oglądać) czy Konrada Swinarskiego.
Dopiero jednak to, co oglądaliśmy, zafascynowało i podbiło bez reszty. Najpierw swą koncepcją - snu Konrada-zesłańca w opustoszałym kościele, będącym jednym z "etapów" w drodze na Sybir. Jan Englert, który przez dwa lata rzecz całą porządkował oraz interpretował, zaproponował odczytanie tego arcydramatu kontrowersyjnie, nasycając współczesnymi środkami artystycznego wyrazu, ba - nawet jaskrawymi anachronizmami (scena z Guślarzem), ale przecież romantycy również nie liczyli się z kanonami, za co ich odsądzał Kajetan Koźmian. Więc w czym rzecz?
Prawda, romantyczne uniesienia Gustawa brzmieć mogą dla dzisiejszego odbiorcy, zwłaszcza rówieśnika bohatera, niewspółmiernie "nadpatetycznie" i bardzo już anachronicznie. Ale wnet zrekompensowało mu je romantyczne, a przecież nie przestarzałe, zmaganie się z Bogiem o rząd dusz.
Wszystkie te aspekty znalazły wysmakowaną oprawę plastyczną scenograficzną i operatorską; aby oddać zasługi autorom, trzeba by przepisać cały afisz. A przecież spektakl był koncertem aktorskim, z rewelacyjnym, bardzo młodym Michałem Zebrowskim na czele. Dodajmy do tego: Senatora Zbigniewa Zapasiewicza, Księdza Piotra Jana Frycza, Guślarza Krzysztofa Majchrzaka, Diabła Mariusza Benoit, i dziesiątki innych. Sfotografował ich Witold Adamek, a przejmującą muzykę skomponował Jerzy Satanowski.