Artykuły

Między Rubikonem a Styksem

Tańcz, póki możesz. Jesteś do­rosłym, dojrzałym człowiekiem. Znasz już słodycz życia. I znasz jego gorycz. Dziwisz się ciągle z dziecięcą naiwnością, że życie boli. Tańcz. Idź przez to, czego nie znasz. Pozostawiaj w smutku do­mowych bogów. Nie ulegnij chichotowi świata. Nie zastygaj.

Każdy z aktorów ma swój sto­lik w nastrojowej knajpce. Wi­dzowie siedzą tuż obok po trzech stronach scenki. Czwarta ściana to nieprzenikniona czerń. Sączy się dansingowa mu­zyczka. Tadeusz nucąc moczy nogi w misce, Marcin nerwowo wypatruje, Ewa czeka, podpiera rękoma głowę, Adam krąży z czerwonym czajnikiem. Nagle zmienia się muzyka, jest teraz ostra, niepokojąca. Aktorzy zry­wają się do ukłonów w pul­sującym świetle. Boli zginanie karku. Twarze wykrzywiają się w grymasach cierpienia. Roz­ciągają się wargi w wymuszo­nych uśmiechach. A ciała po­chylają się aż do ziemi. Koniec spektaklu?

- Czy znajdę słowa, ton w chi­chocie świata? Czy mnie wysłuchasz? - pyta Ewa. Wszy­scy rozglądają się w poszukiwa­niu kogoś, kto nie przyszedł, kto nie miał czasu, zapomniał. Na kogo czekali. Zaczynają bez nie­go scenę Hyde Parku. Znoszą stoliki, wchodzą na nie i wykrzy­kują swoje przemówienia. Zagłuszają się, przepychają. "Pomówmy o zbawieniu". "Pańs­two, religia, rodzina". "Sztuka!" "Wielkość członka w zwodzie". "Pomówmy o zbawieniu". Robi się nagle pusto, bez sensu. Adam mówi, że stygnie. Wszy­stko stygnie. Tadeusz wybierze się jeszcze na górę Karmel, ale po co? Ewa zaśnie. Marcin roz­czarowany pomyśli o tym, że mógł wziąć plecak i pójść z odważnymi facetami, ale to się nie stało. Ewa spróbuje za­tańczyć z Adamem, ale okaże się, że na ten taniec już za późno. Jeśli ktoś kochał, wie, kiedy nie kocha. Adam w zupełnej ciszy prze­chyli czajnik. Woda ułoży się w kałużę, do której podejdzie Ta­deusz, pochyli się nad nią, położy obok, przytuli. Napije się z niej. Wcześniej mówił: "Żeby stać się tym, kim nie jesteś, mu­sisz iść przez to, czym nie jesteś".

Wreszcie Ewa nakłada płaszcz, mówi o tym, który wy­szedł z domu i nigdy już doń nie powrócił. Mówi z uśmiechem zrozumienia. Wychodzi. A z nią wszyscy. Udają się w podróż z marzeń, z wyobraźni, ze wspom­nień. Unosi się w górę knajpia­ny sufit, zmienia się światło. Aktorzy skaczą na deszczu, cieszą się i śmieją uwolnieni od świata. Idą w podróż po teatral­nej sali, która dzięki muzyce i światłu stanie się bezkresną przestrzenią, pełną powietrza, oddechu. Zmęczeni przysiadają na jednym ze stolików, jak na wzgórzu o zachodzie, a Tadeusz wyciera ich zmęczone stopy. Idą spać przytuleni. Marcin czyta wieczorną modlitwę. Liczy się każda cząstka, którą człowiek zabierze śmierci.

Trzeba się obudzić, iść dalej, czasem na kolanach, czasem jak do walki. Niesamowita jest sce­na zmagania się ze wszystkim, co widzialne i niewidzialne. Wreszcie uderzają w tego niewi­dzialnego wroga razem, znikają w ciemności. Stamtąd dochodzi miarowy marsz. Czworo aktorów wyłania się z konduktem. Idą w ciemność. Znikają w niej. Ewa wraca w czarnym welonie śmierci. Tańczy. Adam pochyla głowę, rozpuszcza włosy, polewa je wodą ze swego czajnika. Rozświetla się nieco czerń czwartej ściany. Wyłaniają się z niej nagie, piękne męskie syl­wetki. Zastygają jak posągi bo­gów, kurczą w bólu, jak bezbron­ni ludzie. Ewa - Charon wiosłuje, kręci się koło sceny, koło życia. Znowu ciemność. Aktorzy wspi­nają się po piramidzie. Na szczycie zapalają lampki, szepczą do nich bezgłośnie. W dole płoną ogniki. Jak na cmen­tarzu we Wszystkich Świętych.

Aktorzy wracają z niezwykłej podróży do knajpki. Sufit opada nisko, nad same głowy. Rozlega się tango. Ewa i Adam tańczą. Nie bez bólu, nie bez trudu... Tańczą. Tadeusz gra na pozytyw­ce i śpiewa bez słów. Marcin krąży niespokojnie. Ewa i Adam tańczą.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji