Artykuły

Zdolni amatorzy na scenie

Coraz większą furorę robią spektakle grane przez naturszczyków, oparte na ich życiorysach - pisze Jacek Cieślak. Najbardziej utytułowanym projektem jest Chór kobiet Marty Górnickiej zrealizowany przez Placówkę Nowego Teatru przy Instytucie Teatralnym.

Kilkanaście pań w różnym wieku, z różnych profesji odnawia formę chóru, mówi tekstami antycznymi i współczesnymi o opresjach, jakie tworzy cywilizacja, dzieląc nasze role społeczne według płci. Przedstawienie "Magnificat" wygrało niedawno szczeciński Kontrapunkt i jest sensacją zagranicznych festiwali. Było już pokazywane w Chinach, Japonii, Indiach i na Ukrainie. Dostało zaproszenie na tourne po Niemczech, Szwajcarii i Francji.

Wejście smoka

To niejedyny społeczny projekt Placówki.

- Choreograf Rafał Urbacki przeżył wypadek, poruszał się na wózku i m.in. to doświadczenie skłoniło go do realizacji spektaklu "W Przechlapanem" z osobami o "alternatywnej motoryce" - powiedziała Kaja Stępkowska, rzecznik prasowy Instytutu Teatralnego. - Mówią o barierach, z jakimi spotykają się na co dzień. Na naszej scenie nikt ich nie marginalizuje.

"Grubasy" z udziałem osób "puszystych" są o otyłości.

- Jestem teatromanką i żeby znaleźć się na scenie, zgodziłabym się nawet zagrać żyrafę albo grzybka. Teraz zaś mogę mówić o tym, co mnie dotyczy również prywatnie - mówi Katarzyna Wróblewska, dyrektor centrum korporacyjnego PeKaO SA występująca w "Grubasach".

- Obserwując teatr, można dojść do wniosku, że 99 procent aktorów to ludzie idealnie piękni, zadbani, bez wałka tłuszczu, w skrajnych sytuacjach ratujący urodę botoksem.

Wróblewska tłumaczy, że spektakl ma pokazać, iż osoby puszyste nie odbiegają od normy. - To, że jesteśmy grubi, nie przeszkadza naszemu pięknu - dodaje - zaś fakt, że się różnimy, sprawia, iż musimy pracować nad naszym wnętrzem i stajemy się równie atrakcyjni lub wręcz atrakcyjniejsi. "Grubasy" pokazują naszą grację, piękno zewnętrzne i wewnętrzne. Ale też lęki i zmory. Mimo że przedstawienie jest chwilami smutne, zawiera optymistyczne przesłanie dotyczące akceptacji siebie.

Amatorzy trafiają na profesjonalne sceny poprzez castingi związane z akcjami społecznymi. Na taki model stawia Łaźnia Nowa w krakowskiej Nowej Hucie.

- W polskiej tradycji teatry często odwołują się do doświadczeń wspólnotowych - tłumaczy Bartosz Szydłowski, dyrektor Łaźni Nowej. - Zwykle jednak polega to na tworzeniu wspólnoty w obrębie sceny, bywa, że zamkniętej, hermetycznej. Widz czuje się profanem, nie może być uczestnikiem, tylko widzem, a to osłabia rolę kultury w życiu społecznym. Moim zdaniem zamiast konsumentów lepiej wychowywać współtwórców sztuki.

Dlatego od początku Łaźnia Nowa nie miała być wyłącznie tradycyjnym miejscem grania spektakli. - Chodziło o zakorzenienie się w społeczności lokalnej i zintegrowanie z nią - dodaje dyr. Szydłowski.- Wprowadziliśmy na scenę tematy, które przynosili nasi sąsiedzi i występowali u nas wraz z zawodowcami. Tak jest w spektaklu "Fakir, czyli optymizm", a także w "Wejściu smoka. Trailer", gdzie razem z amatorami grają Jan i Błażej Peszkowie.

Walcząc z wykluczeniem z kultury, Łaźnia Nowa nie chce poszerzać sfery wykluczonych.

- Zamierzamy łączyć emerytów z ludźmi młodymi, bezrobotnych z dobrze zarabiającymi, młodzież resocjalizowaną z tą "z dobrych domów", artystów sceny z muzykami, działaczy ultralewicy z przedstawicielami środowisk Radia Maryja - zapowiada Bartosz Szydłowski. W planach ma spektakl zainspirowany filmem "Misja". Jego tematem będzie utopijna walka o uczciwość w relacjach człowiek - system i tęsknota za sprawiedliwym porządkiem. Paweł Kamza przygotuje "47 roninów, czyli bezrobotnych samurajów" o społecznej alienacji kobiet walczących z problemem braku pracy. A już pod koniec czerwca odbędzie się premiera "Miłości po sześćdziesiątce", nad którą opiekę sprawują Maria Spiss i Oskar Hamerski. Nie będą wszechmocnymi demiurgami, tylko "akuszerami kreatywności".

Seksualne spełnienie

- W warszawskim Teatrze IMKA w trakcie czteromiesięcznych warsztatów zrealizowaliśmy wcześniej dwa spektakle z amatorami z wykorzystaniem tekstów literackich - mówi Maria Spiss. - W Łaźni również odwołamy się do literatury i filmu, ale scenariusz będzie oparty na przeżyciach i marzeniach naszych bohaterów.

Powstały już teksty o pierwszych miłościach oraz problemach związanych z niespełnieniem seksualnym starszych.

- Zazwyczaj próby z profesjonalistami obfitują we wzajemne pretensje, są pełne frustracji. Tym razem spotkaliśmy się z ludźmi, których możliwość pracy w zespole dosłownie unosiła ponad ziemią, wprawiała w euforię - mówi Maria Spiss. - Kilka osób ma rodzinę, dzieci, wnuki, ale dla wielu bycie w teatrze jest koniecznością: daje szansę na przełamanie samotności, i, jak to bywa na scenie, psychoterapię.

Jedna z pań musiała pokonać niemal dziecięcy wstyd. Inna wyznała, że marzyła o aktorstwie w młodości, ale dopiero teraz, po 50 latach, może spełnić swoje marzenia.

- Dzięki temu projektowi ludzie, którzy byli widzami nie tylko w teatrze, ale i w życiu, stają się aktywni, grają główne role - dodaje Maria Spiss.

Projekt Nowej Łaźni uzyskał dotację 500 tys. zł z UE, kolejne 300 tysięcy dołożyło Ministerstwo Kultury i Dziedzictwa Narodowego.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji