Artykuły

Lalki i kobiety

Grand Prix dla spektaklu "Bastard!" jest wyrazem tęsknoty za wzruszeniem w teatrze, za subtelnością przekazu, perfekcją scenicznego bycia - XLVII Przegląd Teatrów Małych Form Kontrapunkt w Szczecinie podsumowuje Justyna Czarnota z Nowej Siły Krytycznej.

Historia Przeglądu Teatrów Małych Form Kontrapunkt sięga lat 60. ubiegłego wieku. To jeden z tych festiwali, których twórcy nieustanie zastanawiają się nad przyjętą niegdyś formułą i proponują nowe rozwiązania (Dzień Berliński, Mały Kontrapunkt). Staranie obserwują dynamicznie zmieniającą się rzeczywistość, próbują sprostać zadaniu przybliżenia szczecinianom ciekawych spektakli powstałych na polskich i zagranicznych scenach. Kontrapunkt to jednocześnie wydarzenie teatralne cieszące się ogromnym zaufaniem widzów - podobno kolejka ustawia się po karnety zanim jeszcze oficjalnie pojawi się program! Publiczność szczecińska wydaje się niezwykle otwarta - nie tylko tłumnie uczestniczy w wydarzeniach (niemal 200 sprzedanych karnetów mówi samo za siebie), ale także dużo o nich dyskutuje: bezlitośnie punktuje każdą wpadkę sceniczną, skrupulatnie rozlicza z obietnic poczynionych w materiałach prasowych. Potrafi też pięknie i szczerze zachwycać się, gdy zobaczy coś, co naprawdę podbije jej serce. W tym roku był to "Bastard!" DudaPaiva Company [na zdjęciu]. Holenderski artysta nie wygrał li tylko dlatego, że prezentował się ostatni, tuż przed głosowaniem publiczności. Grand Prix dla tego spektaklu jest wyrazem tęsknoty za wzruszeniem w teatrze, za subtelnością przekazu, perfekcją scenicznego bycia. Halina Waszkiel w artykule "Tańczący z lalkami" w kwietniowym numerze "Teatru", poświęconym estetyce teatru Paivy, ostrzegała: "Być może Bękart (w materiałach prasowych Kontrapunktu widnieje tytuł "Bydlak") też znajdzie zagorzałych przeciwników". Nic podobnego - w Szczecinie znalazł tylko zagorzałych fanów. Zresztą sama się do ich grona zaliczam.

Na wielkim wysypisku, na krańcu świata budzi się mężczyzna. Zdezorientowany, może zamroczony alkoholem rozgląda się niepewnie wokół. Znikąd pomocy. Wszędzie tylko hałdy śmieci. Okazuje się, że nie jest sam - spod reklamówek i kartonowych pudełek wyłania się dwoje ludzi - Clementine, beznoga starucha ze smutno zwisającymi workami piersi oraz jej towarzysz - tytułowy pokraczny Bastard. By wydostać się z tego miejsca, przybysz musi wykonać zadania, które tylko na pozór są zwyczajne: po pierwsze należy odnaleźć kota staruszki, po drugie - przygotować jej herbatę. Sytuacja poszukiwania pozwala na zbudowanie szeregu scen niekoniecznie ściśle ze sobą powiązanych - rozmowy, wspomnienia z przeszłości przeplatają się ze snami wędrowca - ale mimo tego stanowiących logiczny ciąg opowieści o niemożności ucieczki ze świata, na który zostaliśmy skazani. Dzięki oryginalnemu połączeniu środków wyrazu (lalki, taniec, multimedia) możliwe jest opowiedzenie tej prostej historii w wyjątkowy sposób. Humor i niezwykła osobowość sceniczna tancerza-lalkarza sprawiają, że widownię na myśl o końcu spektaklu ogarnia przerażenie. Chwilo trwaj wiecznie! - chciałoby się zakrzyknąć. Nieczęsto w teatrze spędza się godzinę w niemym zachwycie.

Lalki wykonane zostały z delikatnej gąbki i mają niezwykłą siłę wyrazu. Brzydkie i pokraczne, z pałąkowatymi kończynami i twarzą zastygłą w niemym grymasie, w sprawnych dłoniach artysty wzbudzają zachwyt i tkliwość. Szczególnie piękna jest scena tańca staruszki - lalce użycza nóg animator i doprawdy ciężko nie ulec złudzeniu, że to jej z nagła odzyskane nogi suną z gracją po parkiecie! Paiva daje lalkom nie tylko życie, ale i dusze. Udaje się do dzięki precyzyjnej animacji oraz tanecznym umiejętnościom Holendra, niezwykle sprawnie łączącego grę żywoplanową z jednoczesną animacją dwóch lalek wielkości człowieka. To wspaniałe widowisko udowadnia łatwo zapominaną w Polsce prawdę, że teatr lalek potrafi znacznie subtelniej i skuteczniej oddziaływać na widzów. Grand Prix szczecińskiego festiwalu pokazuje zmęczenie publiczności spektaklami ważnymi i poważnymi, zaangażowanymi i rozliczającymi Polaków z ich historycznych zaniedbań i pytających o aktualne przekonania. To bardzo ważny głos. Werdykt jury zdaje się sytuować po wprost przeciwnej stronie - nadal najwyżej cenione są spektakle odważnie komentujące współczesność. Z tej perspektywy nie dziwi, że bez nagród wyjechał jeden z najważniejszych spektakli ubiegłego roku - "Bracia Karamazow" w reż. Janusza Opryńskiego (choć na pocieszenie trzeba powiedzieć, że zdobył drugie miejsce w głosowaniu publiczności).

Główną nagrodę jury otrzymał projekt Instytutu Teatralnego "Chór kobiet: Magnificat" w reż. Marty Górnickiej za "radykalną, innowacyjną formę teatralną, która pozwoliła uwolnić ukryty głos polskich kobiet". Mocna wypowiedź podnosząca kwestię pozycji kobiet wobec władzy Kościoła wyraźnie poruszyła widownię i była długo komentowana w kuluarach. Dyskusję wzbudzały zresztą nie tylko wymowa i środki zastosowane w spektaklu, ale także samo zaproszenie zespołu składającego się z 25 osób na Przegląd Teatrów Małych Form. Powiedzieć trzeba, że w istocie niewiele spektakli biorących udział w konkursie rzeczywiście można było określić mianem tradycyjnie rozumianej małej formy - teatru w walizce, możliwego do zaprezentowania w nieomal każdych warunkach. Znakomita większość z nich miała liczną obsadę, a nade wszystko - scenografię, do przewiezienia której z pewnością nie wystarczył osobowy samochód. O tej nieadekwatności nazwy do programu mówi się już od kilku lat i organizatorzy będą musieli się z tym tematem zmierzyć. Co z tym fantem zrobią? - przekonamy się już za rok.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji