Artykuły

Dobrze jest mieć czas i komfort wyboru

- Wciąż jesteśmy na drodze do osiągnięcia zamierzonych jakości artystycznych. Niemniej jednak to pierwszy sezon, który planowaliśmy z dwuletnim wyprzedzeniem. Mieliśmy czas i komfort wyboru - mówi WALDEMAR DĄBROWSKI, dyrektor naczelny Teatru Wielkiego - Opery Narodowej.

Jacek Marczyński: To będzie Rok Verdiego czy Rok Wagnera? Którą z wielkich światowych rocznic wybiera Opera Narodowa? Waldemar Dąbrowski: W szczególny sposób potraktujemy 200. rocznicę urodzin Giuseppe Verdiego. Zainaugurujemy ją chyba najwcześniej ze wszystkich europejskich teatrów, bo galą sylwestrową. Jej gwiazdami będą Andrzej Dobber oraz dawno niesłyszana u nas Agnieszka Zwierko, która robi obecnie intensywną karierę na świecie. W styczniu planujemy koncert z "Requiem" oraz premierę "Don Carlosa". Reszty dopełnią prezentacje spektakli verdiowskich, które mamy w repertuarze.

A czy doświadczenia zebrane przy premierze "Latającego Holendra" zachęcają do sięgnięcia po inne dramaty Richarda Wagnera?

- Jak najbardziej. Jest ogromne zainteresowanie tym spektaklem publiczności. Prysnął mit o nieufności w stosunku do muzyki Wagnera, która rzekomo jest światem zamkniętym i dostępnym tylko dla najwierniejszych jej wyznawców.

Ważnym wydarzeniem będzie też "Sprawa Makropulos", pierwsza koprodukcja Opery Narodowej z festiwalem w Salzburgu.

- Christoph Marthaler zrobił znakomity spektakl. Ponadto niewiele osób jest świadomych, że jedna z pierwszych wybitnych powieści science fiction wyszła spod pióra czeskiego pisarza Karela Čapka i to ona posłużyła za libretto tej opery. Kompozytor Leo Janaček jest zaś dziś obecny na afiszach wszystkich poważnych teatrów operowych świata. Inscenizacja "Sprawy Makropulos" była ozdobą festiwalu w Salzburgu, u nas też zostanie zaprezentowana w międzynarodowej obsadzie pod batutą Gerda Schallera.

Z dużym spokojem mówi pan o przyszłym sezonie. Czy to znaczy, że teatr wszedł w okres stabilizacji?

- Wciąż jesteśmy na drodze do osiągnięcia zamierzonych jakości artystycznych. Niemniej jednak to pierwszy sezon, który planowaliśmy z dwuletnim wyprzedzeniem. Mieliśmy czas i komfort wyboru, dlatego mam nadzieję, że jakość poszczególnych zdarzeń będzie wysoka, tym bardziej że współpracujemy z najlepszymi partnerami. O "Sprawie Makropulos" już mówiłem, premiera "Manon Lescaut" powstaje w koprodukcji z Théatre La Monnaie w Brukseli oraz z Welsh National Opera. A "Don Carlo" w inscenizacji Willy Deckera narodził się w De Nederlandse Opera w Amsterdamie.

Łatwiej dziś dobierać partnerów?

- Zdecydowanie tak. Nie chciałbym przez to powiedzieć, że staliśmy się wybredni, ale nie musimy zabiegać, by inni nas dostrzegli. Co więcej - zyskaliśmy wiarygodność jako partner wielu znaczących teatrów.

A wierzy pan, że dojdzie do skutku odkładana już tyle razy prapremiera opery "Qudsja Zaher" Pawła Szymańskiego?

- To nie jest kwestia wiary, wiem to na pewno. Reżyser Eimuntas Nekrošius już pracuje nad spektaklem. Bardzo się też cieszę, że nowe utwory pisze dla nas dwójka niezwykle utalentowanych młodych kompozytorów: Jagoda Szmytka i Wojciech Blecharz. A obraz sezonu trzeba uzupełnić jeszcze spektaklem niezwykłej piękności, jakim jest "Lady Sarashina" Petera Eötvösa oraz dwoma pracami legendarnych choreografów - Johna Neumeiera i Williama Forsythe'a.

Nieco na uboczu zdarzeń budzących zainteresowanie mediów działa zaś w teatrze Akademia Operowa.

- Jest ogromnie ważna. Niedawno zakończyły się kolejne zajęcia dla młodych śpiewaków. Prowadzili je Amerykanin Dale Fundling, który był pedagogiem Piotra Beczały, oraz Paola Larini. Uczestnicy Akademii twierdzą, że te zajęcia niwelują braki ich edukacji, przybliżają do pracy w teatrze, gdzie wymagania stawiane śpiewakom są nieporównywalnie większe niż kiedyś.

Czy jest szansa, by zachęcić tę grupę talentów do udziału w przyszłorocznym Konkursie Moniuszkowskim?

- Tak planujemy. Konkurs przejdzie istotną modyfikację. Na prośbę Marii Fołtyn jego prezydentem została Aleksandra Kurzak, dyrektorem - Beata Klatka, odpowiedzialna za Akademię Operową. W jury zasiądą przede wszystkim dyrektorzy castingów Covent Garden, Opery w Los Angeles, La Scali, Theater an der Wien czy Semperoper w Dreźnie. Daje to laureatom szansę zaistnienia w świecie.

A jakie jest szczególne marzenie dyrektora na nowy sezon?

- Mam je i postaram się urzeczywistnić. Chcę zorganizować Galerię Opera w Salach Północnych i oddać w niej hołd klasykom polskiej awangardy takim jak Jan Tarasin, Stefan Gierowski, Jerzy Tchórzewski czy Jerzy Nowosielski. Mam długą listę nazwisk, a jeśli po pewnym czasie wyczerpie się, sięgnę do następnych pokoleń. Niech ta galeria służy rozwijaniu idei wspólnoty sztuk w gmachu Teatru Wielkiego.

Czy zna pan już pomysł Mariusza Trelińskiego na "Manon Lescaut" Puciniego?

- Znam. Odbyły się prezentacje w Warszawie i w Brukseli, weszliśmy w fazę szczegółowych rozmów technicznych.

I będzie to inscenizacja zaskakująca?

- Z pewnością tak, ale nie mogę nic ujawnić. To przywilej Mariusza Trelińskiego.

Na zdjęciu: Waldemar Dąbrowski i Mariusz Treliński, Warszawa, marzec 2012 r.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji