Artykuły

Goryle liczyć nie muszą, dyrektorzy powinni - o klęsce "Tarzana"

A powinni zwłaszcza wtedy, gdy gra idzie o 1 700 000 zł wydanych z budżetów dwóch miast po połowie. A powinni zwłaszcza, że o czym się raczej nie mówi, te 1 700 000 to pieniądze dodane do budżetu Gliwickiego Teatru Muzycznego, który to teatr w całości i tak z gliwickiego budżetu miejskiego jest utrzymywany. Faktyczny koszt "małpiej produkcji" jest zatem dużo wyższy. O kosztach tzw. "eksploatacji spektaklu" lepiej tu nie mówmy, bo będą astronomiczne - pisze Dariusz Jezierski w serwisie InfoPoster.eu

Miał być sukces. Jak zwykle otrąbiono go na długo przed premierą. Gęsto padały argumenty za tym dlaczego warto wrzucić do kapelusza tak ogromne pieniądze. Spełniły one swoje zadanie - zarówno samorząd Gliwic jak i Zabrza solidarnie dorzuciły po 850 tysięcy. Przepraszam bardzo, wyrzuciły. Nie trzeba tego specjalnie udowadniać. Przejrzę jedynie na szybko argumenty orędowników. Po kolei zatem

"Tarzan", to dzieło tak dobre, że samo w sobie jest jakością.

Bo Phil Collins, bo sukces w Hamburgu, bo rozmach, bo wszystko Tak, wszystko to, czego nie potrafi niestety unieść mały prowincjonalny teatr z rozdętym budżetem, którym stał się w ciągu ostatnich lat GTM. Nie ma aktorów - co rusz, na potrzeby kolejnych spektakli kreuje się nowe gwiazdy z castingu (czytaj zaciągu, bo trzeba za niego dodatkowo płacić). Nie ma artystów specjalizujących się w musicalu. Nie da się pogodzić operetki i musicalu. To inne estetyki, inny sposób śpiewu i gry. Artyści GTM często zaledwie nieźle sobie radzą w tym repertuarze i to zupełnie nie ze swojej winy. Dlatego też u ich boku stosunkowo łatwo zabłysnąć wschodzącym dopiero gwiazdkom z naboru. A rozmach? Cóż, dokładnie to, czego gliwickiemu teatrowi prawie zawsze brakuje. Bo rozmach to nie medialne bicie piany, kupowane Rekomendacje Trójki (dla "Wakacji Don Żuana" Radiowa Trójka potrafiła się ośmieszyć), programy w regionalnych telewizjach. Rozmach to prawdziwa energia wylewająca się w przestrzeń publiczną, a tej nie dostrzegłem w moim mieście od dawna. A może rozmach to mega oprawa sceniczna? Proszę poczytać komentarze na temat scenografii i jej porównań do Hamburga u tych osób, które widziały oba spektakle. Jest po prostu biedna. Jedna z osób zapytała mnie dosłownie "Na co poszła taka kasa, skoro lepsze palmy zrobiłby mój tata?". Właśnie, na co poszła kasa? Wrócę do tego w podsumowaniu.

"Tarzan" to spektakl rodzinny.

Tak, w tym miejscu już nie wiem, czy się śmiać, czy płakać. Wystarczy spojrzeć na to jak rozchodzą się bilety na najbliższe spektakle aby stwierdzić, że to bzdura. Przede wszystkim uściślijmy co uważamy za spektakl rodzinny. Dla mnie to oczywiste - taki na który wybiorą się rodzice z dziećmi lub dzieckiem. Tę drugą opcję przyjmijmy zatem, aby było taniej takiej rodzinie. Zatem 3 osoby. Na spektakl rodzinny w Dniu Dziecka bilety kosztują od 20 przez 30 i 40 do 50 zł. Zatem w skrajnych opcjach od 60 do 150 zł za rodzinę. Ciekawostka - wszystkie najdroższe bilety zostały sprzedane, a pozostało jeszcze dużo tych najtańszych. Świadczy to tylko o tym, że rodziny dobrze sytuowane jeśli się wybiorą, to kupią bilety niezależnie od ceny. Dla tych gorzej sytuowanych 60, czy nawet 40 zł to nadal za drogo. Trudno w to uwierzyć komuś? To mam radę - niech się obudzi. "Tarzan" zatem to nie spektakl rodzinny, ale co najwyżej spektakl dla rodzin majętnych.

W kwestii rodzinności dodam jeszcze tylko, że zastanawia mnie dość duża niekonsekwencja. Skoro produkujemy spektakl rodzinny, to dlaczego zaraz po premierze wprowadzamy do terminarza dwa spektakle szkolne (będą grane o 11, więc szkolne, chyba że "Tarzan" jest tak dobry że rodzice będą brać urlopy i zwalniać dzieci ze szkoły). To jak to jest? Bo wygląda na głupotę. Jeśli rodzice wzięli dzieci na spektakl rodzinny, to nie puszczą go już na szkolny prawie na pewno. A jeśli dziecko było na szkolnym, rodzice zapewne zrezygnują z rodzinnego, zamieniając go na jakiś serial i to za darmo. Wiem jedno, promując produkt rodzinny nie można robić sobie takiej dywersji już przy trzecim spektaklu!

"Tarzan" przyciągnie ogromną publiczność.

Uff! Tu właśnie kłania się boleśnie przywołana w tytule arytmetyka. Policzmy razem. Załóżmy zatem, że wszystkie sprzedane na wszystkie spektakle bilety będą miały najwyższą z proponowanych cenę, a więc 50 złotych. To nie jest możliwe rzecz jasna (spektakle szkolne kosztują w ogóle 25 i 30 zł - a może ktoś mi powie przy okazji dlaczego dzieci się oszukuje i miejsca normalnie wycenione na 20 zł sprzedaje się im po 25???), ale niech tam. Uzupełnijmy dane. Wypchany do końca DMiT może pomieścić 1970 osób. Załóżmy zatem, że ciągle mamy do czynienia ze sprzedanymi 1970 biletami i to po 50 zł, że nie ma darmowych, prasowych, itd. - mamy 100% sprzedaży po najwyższej cenie. Ostatnia wartość dana to 1700000 zł wydane na spektakl przez samorządy. Załóżmy znowu, że nie wydano więcej, załóżmy, że pokazywanie spektaklów nic już nie kosztuje, krótko mówiąc ograniczmy się tylko do tej sumy. A teraz liczmy. Z jednej pełnej sali po 50 zł zarobimy 98500 zł. Podzielmy teraz 1700000 przez tę wartość. Wyjdzie nam, że aby zwróciły się nakłady musimy wypełnić DMiT po brzegi ponad 17 razy! Inaczej - 34 000 osób musi obejrzeć Tarzana i zapłacić 50 zł aby zwróciły się pieniądze z kasy dołożonej przez samorządy. Już widać, że to niemożliwe. Świadczy o tym dynamika sprzedaży. Po tak fenomenalnej, wielkiej premierze bilety na 5 najbliższych spektakli powinny zniknąć natychmiast, zwłaszcza, że tylko 3 z nich idzie w wolnym obiegu, dwa są szkolne. Wcześniej były tylko dwa - z mnóstwem darmowych wejściówek i zaproszeń dla oficjeli i mediów, z Metropolitalnym Świętem Rodziny. Tymczasem w dniu przed rozpoczęciem pięciodniówki z Tarzanem, na 2 godziny przed spektaklem zostało:

na 30 maja - 944 miejsca

na 31 maja - 569 miejsc

na 1 czerwca - 452 miejsca

na 2 czerwca - 492 miejsca

na 3 czerwca - 467 miejsc

Przypominam, że dwa pierwsze to spektakle szkolne (25 i 30 zł), 1 czerwca to okazja idealna, a 2 i 3 - weekend. Lepiej już nie będzie. Tuż po wielkiej premierze nie zostały jeszcze sprzedane 2924 miejsca! Można powiedzieć, że to klęska. A bilety nie są przecież w cenach przesadnie wysokich. Już teraz widać, że przedsięwzięcie było chybione. Sądzę, że marketing i impresariat dwoiły się i troiły aby zapewnić publiczność na spektakl dodatkowy 30 maja (wstawiono go chyba w nadziei, że biletów zabraknie). A jak sprzedać spektakl ósmy, dziewiąty i dziesiąty? A jak do siedemnastego dobrnąć? I skończmy już żarty - przecież tych spektakli trzeba w "Domicie" zagrać co najmniej dwa razy tyle, bo przyjęliśmy maksymalne wskaźniki, aby uwypuklić absurd tego przedsięwzięcia.

"Tarzan" to świetna promocja miasta i regionu.

Tak, promocja to gliwicka specjalność. Proszę mi wskazać jakieś recenzje, takie z prawdziwego zdarzenia, sięgające poza nasz grajdołek. Nie z Dziennika Zachodniego czy z Głosu Zabrza, ale takie entuzjastycznie obwieszczające na całą Polskę, że oto na Śląsku stała się rzecz wielka. Będą jak się je kupi. Póki co, chociażby na portalu e-teatr mamy bodajże 14 zapowiedzi i tylko 3 "recenzje", z których tylko ta Marleny Polok - Kin zasługuje na uwagę. Nie ma sukcesu w skali kraju. I już nie będzie.

A co z promocją miasta? A którego? Bo jeśli chodzi o Zabrze, zrobiło ono w sumie niezły interes. Wszędzie, jeśli już się czyta, to o "Tarzanie w Zabrzu", o tym, że największy musical na Śląsku powstał w Zabrzu itd. Pani Małgorzata Mańka - Szulik imponująco otworzyła Metropolitalne Święto Rodziny. Od strony PR jest całkiem dobrze. Wrzucając do kapelusza swoją działkę, tak naprawdę wszystkie kłopoty zostawiła po gliwickiej stronie, zarówno te z produkcją jak i eksploatacją. Dobry układ i można jej pogratulować. Znaczna mniejszość czytających uświadamia sobie, że to produkcja teatru z Gliwic. Bo tak naprawdę, co to kogo obchodzi? We współczesnym marketingu liczy się to, co z przodu i na wierzchu. A w większości prasowych nagłówków na wierzchu jest Zabrze.

"Tarzan" podbije polskie sceny. - Ten argument pozostawię w zasadzie bez komentarza. W "eksploatacji" poza Zabrzem spektakl będzie bowiem tak kosztowny, że niewiele scen mogłoby przyjąć go i wygenerować jakikolwiek zysk.

Zupełnie na koniec obiecałem się zająć odpowiedzią na pytanie na co rozeszła się ta cała kasa. Odpowiadam zatem: na najbardziej rozdętą kampanię uliczną jaką od dawna widziałem w okolicy. Haniebne w sensie artystycznym, makabryczne zielone plakaty z odpychającym człekiem na nich zapełniły Gliwice i inne miasta Śląska. Spoty, reklamy w mediach i mnóstwo innych dyrdymałów. Oczywiście licencja. No i wreszcie rzecz kuriozalna - Agata Młynarska podczas premiery. Co to za wymysł? Czy trzeba ściągać z Warszawy gwiazdkę trzeciego rzutu, aby powiedzieć widzom którzy przybyli na premierę Tarzana, że są na premierze, że jest to premiera Tarzana i że są prezydenci obu zacnych grodów, których rzeczona gwiazdka przywita? Ile za to wzięła? Kto zgadnie? Zabawmy się? Proszę podawać sumy, bo ja żądam wręcz informacji w tej kwestii. Może po klęsce tego projektu dyrekcja GTM (ta sama, bo już przestaję wierzyć w możliwość ozdrowieńczej zmiany na tych stanowiskach) dokona autopoprawki i budżet kolejnej tragedii będzie wynosił 3,5 miliona, a premierę otworzy np. Naomi Campbell, gwiazdka takoż samo zleżała, ale światowego formatu. Bo coś mi wygląda, że gliwicki przepis na duży sukces to duży budżet, a na sukces ogromy - budżet ogromny.

Na koniec zupełnie już poważnie zwracam się do Rady Miejskiej, a zwłaszcza do Komisji Kultury z sugestią bardzo dokładnego zbadania "sprawy Tarzana". Na gliwickie warunki mamy do czynienia z budżetem niewiarygodnie wysokim i wymaga on szczególnej troski. Mleko się już rozlało, ale przynajmniej ułatwi to podejmowanie racjonalnych decyzji przy kolejnych produkcjach. Moim zdaniem mamy do czynienia z marnotrawieniem olbrzymich środków. Swoją drogą pododawajmy to co obcięto z "Uliczników" i innych imprez. Uzbiera się gliwicki wkład? Nie? To kto jeszcze dostanie po kieszeni?

Cóż, za skutki takich kalkulacji i chybionych pomysłów ponoszą konsekwencje szefowie prywatnych teatrów i w normalnych warunkach także tych publicznych. Ja sam nabrałem odpowiednich doświadczeń na własnej skórze, kiedy mimo udanej premiery "Białego anioła z czarnymi skrzydłami" okoliczności ułożyły się dla spektaklu fatalnie. Ponoszę wszelkie tego, dotkliwe zresztą, konsekwencje. I tak być powinno. Ryzyko związane z decyzjami na styku sztuki i ekonomii zawsze jest wielkie. Dyrektorom płaci się także za nie. Różnica jest taka, że mnie nikt nie płaci i takie porażki odbijają się na mojej kieszeni. Za kolejne porażki GTM, coraz większego zresztą kalibru, płacimy wszyscy. I nic się nie zmienia, a to już bardzo nie w porządku.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji