Artykuły

Spleen po balu

Tym razem na scenie Teatru Rozmaitości zbudowano podwórze czynszowej kamie­nicy. Jest na nim kapliczka, kubły na śmieci, trzepak. Trudno jednak nazwać je zwy­czajnym, bowiem zostało przetworzone na eks­presjonistyczną modłę. Długie cienie, półmrok i cała galeria przewijających się karykaturalno-groteskowych postaci wypełniają niewielką scenę. W założeniu mieszkańcy kamienicy ma­ją być miniaturą polskiego społeczeństwa - zwykłymi szarymi ludźmi z ich problemami, pragnieniami i marzeniami. Tytułowy bal - być może tak jak prawdziwe życie - jest gdzie in­dziej. Ponure podwórze staje się zaś miejscem zupełnie innej zabawy - swoistego balu odrzu­conych...

Tak można by opisać inscenizację Aleksan­dry Domańskiej, gdyby naprawdę udało jej się zrealizować zamierzenia. Niestety to, co widzi­my na scenie, daleko odbiega od ambitnych planów. Powstało przedstawienie rażące pre­tensjonalnością i wtórnością rozwiązań, a co najgorsze - w plątaninie gestów i reżyserskich pomysłów zagubił się tekst Tuwima. Zamiast apokaliptycznej wizji otrzymujemy więc dość niezborny i nierówny spektakl, z gatunku tych określanych mianem muzycznych. Poszczegól­ne sceny raz śmieszą, raz się dłużą, a wynika z nich naprawdę niewiele.

Adaptacja "Balu w operze" nie jest oczywiście sprawą łatwą. Przełożenie poematu na język te­atru wymaga bowiem nie tylko umiejętnej teatralizacji, ale i dbałości o strukturę wiersza. A tego właśnie wyraźnie zabrakło w adaptacji Domańskiej. W konsekwencji powstał szereg le­piej lub gorzej odegranych i odśpiewanych sce­nek, w których tekst odgrywa rolę drugorzędną.

Jedynie scena zbiorowego upijania się przy wy­suniętym na proscenium stole jest pod tym względem dostatecznie czytelna - w dużej mie­rze przez swoją statyczność i bliskość widowni.

Dużą wadą spektaklu jest brak rytmu i tem­pa poszczególnych scen. Wiele pauz robi wra­żenie klasycznych teatralnych dziur, w których absolutnie nic się nie dzieje i które nic nie zna­czą. Nawet ciekawa muzyka Krzysztofa Dziermy niewiele tu pomaga. Być może jest to wy­nik chęci wydłużenia spektaklu, który - po do­daniu kilkudziesięciu wierszy Tuwima - i tak trwa siedemdziesiąt minut.

Plusem przedstawienia jest umiejętna gra ze­społowa wszystkich wykonawców. Sceny zbiorowe są tymi, które zostają w pamięci i pozwa­lają zaliczyć wieczór w Rozmaitościach nie do tych zupełnie straconych. Interesująco brzmi także wykonywana na żywo muzyka, chociaż nie wykorzystano wszystkich drzemiących w niej możliwości.

"Bal w operze" w wersji Aleksandry Domań­skiej wywołuje uczucia, które można określić jednym słowem: spleen... A dzieje się tak wca­le nie dlatego, że poruszeni jesteśmy wymową spektaklu, ale że szkoda nam szansy, jaką była inscenizacja "Balu..." Skoro jednak tekst czekał czterdzieści lat na pełne wydanie (udało się to dopiero w roku 1982), może musi też poczekać na godną siebie sceniczną realizację.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji