Artykuły

Przez żołądek do mózgu?

Pomyślałem niedawno, dość nierozważnie, że nic już mnie zapewne w mijającym sezonie teatralnym nie zaskoczy - pisze Michał Centkowski w felietonie dla e-teatru.

Pośród listów otwartych, głośnych protestów, zaskakujących i niezmiennie pozakonkursowych nominacji dyrektorskich, niesłabnącej w czasach kryzysu miłości ratusza do M. Kraszewskiego, po raz kolejny najjaśniej na teatralnym firmamencie rozbłysnęła gwiazda Teatru Śląskiego w Katowicach.

Oto bowiem władze tegoż podmiotu, w przypływie jakiegoś niedefiniowalnego geniuszu marketingowego, postanowiły kulturę teatralną krzewić w mieście wojewódzkim przy pomocy licencjonowanego handlu warzywami, prowadzonego w eleganckiej "budzie" usytuowanej obok wejścia do Teatru Śląskiego. W ten oto sposób, jak podkreśla z uroczą, acz obezwładniającą szczerością rzecznik prasowy instytucji, chcą władze TŚ Katowice ożywiać, za pośrednictwem warzyw, przestrzeń publiczną wokół teatru.

Nie wiem, czy ów akt niezwykłej, by nie rzec specjalnej, troski o jakość przestrzeni publicznej wynika z powszechnego w naszym kraju przekonania (właściwego nie tylko ludziom teatru), że na architekturze przestrzeni miejskiej znamy się wszyscy, czy może ze specyficznego, nieco jarmarcznego gustu "czynników decyzyjnych" tej instytucji. Biorąc pod uwagę niezwykłe walory estetyczne tej małej architektury oraz ofertę artystyczną Teatru Śląskiego, skłaniam się ku tej drugiej opcji.

Abstrahując od kwestii współtworzenia przez Teatr Śląski zabudowy od dawna wyczekiwanego w stolicy aglomeracji rynku, szybko dotarło do mnie, że w tym szaleństwie jest metoda. I to metoda niezwykle wprost chytra.

Oto w epoce intensyfikowania wysiłków, a co za tym idzie wydatków na rzecz tzw. marketingu kultury, w czasach organizowania miejskich gier, wszelakiej aktywności wirtualnej i multimedialnej oraz innych tego typu ekstrawagancji, Teatr Śląski - po raz kolejny w awangardzie - stawia odważnie na prostotę i powrót do tradycji.

Warzywo bowiem, powiedzmy pomidor, które przyciągnie widza do teatru, nie tylko zaspokoi jego elementarne potrzeby biologiczne, zapewniając publiczności "bazę bytową", ujmując rzecz fenomenologicznie (ostatecznie to egzystencja wyprzedza esencję), ale i pozwoli wyrazić potencjalnemu widzowi ewentualne niezadowolenie z poziomu artystycznego prezentowanych widowisk.

Chyląc czoła przed wytrawną strategią marketingową, doradzam jedynie przemyśleć rozmach wydatków na kostiumy dla kolejnych realizacji.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji