Artykuły

Być Piłatem

"Sabat" zaczyna się od poszu­kiwania czarownic. Światła refle­ktorów błądzą po nadmaltańskim niebie, po twarzach widzów.

Trzy drogi zbudowane z pode­stów prowadzą do centralnej areny, punktu, z którego za chwilę wyłoni się czarci wodzi­rej, przewodnik po świecie dusz wykrzywionych, pokracznych, strażnik okrutnego zoologu. Aktorzy w maskach-uzdach tańczą w takt katarynkowej mu­zyki mechaniczny, coraz bar­dziej szalony taniec. W centrum zostaje szatański wysłannik. Od­krywa przed widzami taje­mnicę: klatkę, która zamyka na kłódkę przyrodzenie. Nie on po­wołał do życia ten koszmar.

Kolejna scena to monologi lu­dzi zbuntowanych, innych, od­rzuconych, nadwrażliwych, od­mieńców. Naszych przyjaciół, których nie umiemy zrozumieć, naszych wrogów, których zrozu­mieć nie chcemy. Postaci jed­noczą się. Jakby budowały okręt Naciągają liny, montują sztandary-żagle. Nagle wydoby­wają spod podestu konstrukcję, którą rozkręcają w rozpędzoną, rozszalałą karuzelę. To naj­piękniejszy, najsugestywniejszy obraz spektaklu, który dodatkowo potęguje muzyka. Wir pełnego życia. Zapalają się ognie, nad wirującym światem pojawia się czarna, ponura, rogata postać Szatana szatanów. Karuzela kręci się już sama. Postacie za­stygają w niej. Przysłania je przezroczysty, kolorowy tiul. Uśpienie.

Nagle na przemyślnych pojaz­dach nadjeżdża uosobiony in­stynkt samozachowawczy ludz­kości. Wybawcy. Ci, którzy wie­dzą, co jest dla kogo najlepsze. Zrywają sztandary, na ich miej­sce zawieszają okrutne maski, które wcześniej więziły twarze aktorów. Teraz nastąpi uszczęś­liwienie rodzaju ludzkiego - pre­zent - srebrne, spiczaste czapki. Jak uśmiech przylepiony do smutnej twarzy. Jeszcze raz rozkręci się karuzela, tym razem z ponurymi wesołkami. Głowy mają spuszczone. Ciała złamane. I odjazd: postacie czepiają się po­jazdów swoich wybawców, swo­ich władców, strażników nowego więzienia.

Okrutna baśń została opowie­dziana. Nad światem-karuzelą tańczy Szatan i Małgorzata. Naj­bardziej nobilitowana. Najbar­dziej potępiona. I kobiecy głos na koniec: "(...) teraz boję się już tylko ludzi i ciebie".

Teatr Ósmego Dnia po raz pierwszy zadziałał na widzów tak rozbudowanym obrazem, wizją plastyczną. Niektóre sce­ny czarowały, olśniewały pięk­nem. Były też pęknięcia. Ci, któ­rzy chcieli jednoznacznej oceny - rozczarowali się. Sztuka wymyka się sztywnym sądom. Ci, którzy czekali na trudne pytanie, otrzy­mali stwierdzenie - "boję się cie­bie". Co z nim zrobią, co z nim zrobimy, to kwestia indywidual­nych wyborów. Sztuka wpisana jest w porządek świata ludzi, ich społecznych ról. Najtrudniej być Piłatem.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji