Matki rozpaczają bez krzyku
"Przebudzenie" w reż. Redbada Klijnstry w Teatrze Syrena w Warszawie. Pisze Jacek Marczyński w Rzeczpospolitej.
Przez dwie godziny Danuta Stenka skupia na sobie uwagę, dla niej warto obejrzeć nową premierę w stołecznej Syrenie.
W czasie podróży dookoła świata zaginął 20-letni Adam. Od miesięcy nie daje znaku życia, nie odpowiada na e-maile. Matka chwyta się każdej szansy, szuka pomocy u wróżki, gotowa jest wziąć udział w idiotycznym telewizyjnym show, bo może dzięki temu odezwie się ktoś, kto widział Adama. Rodzina powoli oswaja się z myślą, że chłopak nie żyje. Ona kurczowo trzyma się resztek nadziei, choć jej upór staje się coraz bardziej irracjonalny.
O takich rolach jak w sztuce "Przebudzenie" brytyjskiej autorki Shelagh Stephenson mówi się, że dają szansę na aktorski popis. Tę postać trzeba zbudować, ukazując rozpacz i nadzieję, depresję i gotowość do nieustannych działań, bezbrzeżną rozpacz i upór połączony z wiarą. A przy tym aktorka grająca Lię, matkę Adama, niemal przez cały czas nie schodzi ze sceny.
Huśtawkę nastrojów swej bohaterki Danuta Stenka pokazuje w zadziwiający sposób. Unika skrajnych emocji. Do kulminacyjnej sceny Lia jest wyciszona, jakby tłumiła w sobie to, co najbardziej tragiczne. A jednak widz nie ma najmniejszej wątpliwości, jak bardzo cierpi.
Na takie potraktowanie postaci może sobie pozwolić tylko aktorka z osobowością. Nie musi nadużywać ekspresji, wystarczy, że zrobi trzy kroki na scenie, a widz i tak patrzy tylko na nią. Drobnym gestem czy uporczywym układaniem tych samych książek na stole potrafi oddać psychiczny stan Lii.
Danuta Stenka zdominowała to przedstawienie, jej partnerem jest właściwie tylko Wojciech Malajkat, choć w jego przypadku taki styl narzuca charakter męża i ojczyma, w którego się wcielił. Nick uosabia przecież chłodny racjonalizm, nakazujący oswoić się ze śmiercią.
Shelagh Stephenson reprezentuje dobre brytyjskie rzemiosło dramatopisarskie, ale w "Przebudzeniu" chciała uciec od sprawdzonych konwencji. Kiedy więc wydaje się, że na skutek zaginięcia Adama wyjdą na jaw rodzinne tajemnice, prowadzi akcję w inną stronę. Część druga spektaklu stała się jednak zbyt wykoncypowana, a emocje zdecydowanie słabną. Danuta Stenka nadal jest jednak porywająca.
Całość sumiennie reżyserował Redbad Klijnstra. Pozostali bohaterowie naszkicowani są prostymi kreskami, a z wyjściem poza schematy lepiej radzą sobie Krystyna Tkacz (wróżka Joyce) i Elżbieta Kwinta (dziennikarka Joanna) niż Zdzisław Wardejn jako ojciec Lii. Wszystkim brak zaś jeszcze pewności w prowadzeniu dialogu, więc tempo chwilami siada.
"Przebudzenie" rozszerza artystyczny wizerunek stołecznej Syreny, która chce dotrzeć do widzów nieinteresujących się inscenizatorskimi eksperymentami, a poszukujących w teatrze czegoś więcej niż błahej komedii. Jest to całkiem duża publiczność.