Artykuły

Jeszcze jedna "Róża"

"Róża" Żeromskiego w nowohuckim Teatrze Ludowym. Kolejna próba sprawdzenia pisarza i jego utworu. Przedsięwzięcie ryzykowne ale i ambitne. Konsekwentne i fałszywe zarazem. Dokonane dużym wysiłkiem i z próbą artystyczno-ideowego uzasadnie­nia. Adaptacja jest dziełem Zbigniewa Krawczykowskiego. Po poprawkach te­atralnych nabrała ona charakteru sy­metrycznego utworu z prologiem i epi­logiem. Sceny wewnątrz zostały oczy­szczone, ujednolicone stylistycznie i przekomponowane służebnie dla zilustro­wania jednego założenia. Jest nim - sprawa Czarowica, bohatera romantycz­nego, który w kilku scenach styka się z wybranymi problemami i ponosi klęskę, oddając swe życie w służbie bardzo indywidualnie traktowanej rewo­lucji.

Adaptacja ta jest praktycznym zabie­giem interpretacyjnym, dokonanym na tekście ,,Róży" w oparciu o dominujące koncepcje historyczno-literackie. Stanowi po prostu ich ilustrację. Bo historycy literatury właśnie Czarowica uznają za głównego bohatera. Stąd obarczanie Cza­rowica wymyślonymi i faktycznymi ograniczeniami ideowymi pisarza, który "nie wyprowadza żadnych wniosków z porażki ideologicznej swego bohatera". Dalsze konsekwencje są już oczywiste w tego typu analizie. Skoro założyło się, że pisarz nie rozumiał mas ludowych i walki klasowej, to musiano wybrać bo­hatera typu romantycznego o obciążeniu prometejskim, który poświęci się za in­nych. Łatwo teraz wskazać - dla po­twierdzenia takiej tezy - odwołania się Żeromskiego do tradycji dramatu ro­mantycznego, cytując sceny więzienne i balową "Róży" jako analogie do III części "Dziadów", a scenę fabryczną - jako pokrewieństwo z ,,Nie-Boską ko­medią".

Badacz literatury jest zainteresowany w wyśledzeniu powiązań danego dzieła z tradycją literacką, w omówieniu i ocenie zawartości filozoficzno-ideowej, którą może odnieść do określonych czy obowiązujących kryteriów. Obowiązkiem natomiast inscenizatora powinno być zaprezentowanie utworu pisarza takimi środkami teatralnymi, aby zbliżyć go do nas, odkryć w nim to wszystko, co jest aktualne, żywe, cenne i nadal funk­cjonuje we współczesnej świadomości. Powiedzmy to dobitniej: zadaniem insce­nizatora nie jest obnażanie słabości pi­sarza, rzeczywistych czy wmówionych przez interpretatorów, lecz proces wręcz odwrotny. Chociażby krytycy zgodnym chórem odsądzali go od prawa do bez­grzesznego ideowo nieba literatury.

Irena Babel zaufała sugestiom egzegetów i poprowadziła spektakl po tropach tradycji badawczej. Wybrała model ro­mantycznego teatru. I romantycznego bohatera. Układem adaptacyjnym i po­mysłami reżyserskimi wsparła koncepcję samotnego bohatera, wydobywając z "Róży" mało frapujące, kiepskie literac­ko powiązania z romantyczną literaturą. Usiłując zbudować jednolity spektakl i monolityczną postać Czarowica zaprze­paściła największą chyba szansę scenicz­ną tego utworu: możliwość ukazania po­przez amorficzną dramaturgię auten­tycznego zagubienia jednostki w rewo­lucyjnym rozrachunku z rzeczywistością. To duże uproszczenie: pokutujący na­wyk patrzenia na złożoną problematykę "Róży" poprzez Czarowica. Jego droga wśród porażek, poszukiwań i upadków jest prowadzona przecież równolegle z postawami i losami innych bohaterów "Róży". W pozytywnym i negatywnym znaczeniu. W tekście Żeromskiego tkwi, okazuje się, ciągle nie odkryty przez teatr prawdziwy dramat człowieczej eg­zystencji tym ostrzej zarysowany, bo ze­spolony z trudnymi sprawami rewolucji i pryncypiami narodowymi.

W ujęciu zaproponowanym przez Ba­bel nie zmieścił się jednak tragiczny los Anzelma - mimo że problem zdrady pojawia się kilka razy w spektaklu. Od­padło pasjonujące przecież zagadnienie wyboru postaw życiowych, które roz­trząsa Oleś, syn zdrajcy Anzelma i Mi­chałek, syn bohatera Osta; przedstawi­ciele nowego pokolenia, ciągle zafascy­nowanego bohaterstwem, określaniem miejsca w życiu i roli w społeczeństwie. Musiał zniknąć w takim rozumieniu "Róży" niewygodny Dan z obsesją wy­nalazcy, którego dzieło życia może być wykorzystane przeciwko ludziom.

To, co zostało w spektaklu nowohuc­kim, funkcjonuje na zasadzie zużytego schematu literackiego o losie roman­tycznego samotnictwa i zaczadzenia po­ezją. Anzelm (Józef Wieczorek) wręcza Czarowicowi (Jerzy Piwowarczyk) za­miast kielicha książkę - vinum daemonum. Bożyszcze (Zygmunt Malanowicz) wkłada mu na ramiona długi, czarny płaszcz i wyprowadza z celi więziennej do hali fabrycznej, na odczyt i do sali balowej. Śmierć Czarowica w trakcie przesłuchania na policji poprzedza roz­mowa z Krystyną (Daniela Zybalanka), która staje się dlań w sensie roman­tycznym kobietą fatalną. Konsekwencja reżyserki w budowaniu jakiegoś nowego wcielenia Konrada-Kordiana-Czarowica, ciągłe umieszczanie go w tradycji odebrało mu właściwie osobowość. I ca­ły ładunek problemów, z którymi się potyka, do końca nie mogąc się z nich wyzwolić. Wyobcowanie, ukoturnowienie Czarowica, przemienienie go w umowny nieomal znak teatralno-literacki dopro­wadziło do sztucznej, miejscami nawet prymitywnie pojętej konfrontacji z ów­czesną rzeczywistością polską.

W narzuconej bowiem dość rygory­stycznie konwencji romantycznej teatru Irena Babel wzbogaciła poszczególne ,,obrazy" rodzajowością. Zabieg ten okazał się zgubny. Rozmowa Czarowica z ro­botnikami w dziwacznej scenerii fa­brycznej robiła wrażenie parodii Witka­cego. Śpiące babiny wiejskie na odczy­cie, poszturchiwane przez Prelegenta (Jan Guntner) - jak z produkcyjnej obyczajówki. Zgrywy Mularza (Zdzisław Klucznik) i Malarza (Edward Raczkow­ski) przed Szopą - rodem z farsy. Bal - bardzo pięknie rozegrany, ale na za­sadzie autonomicznego obrazu. I mon­strualny zgoła popis śpiewających wode­wilowych zuchów w biurze policji. Ma­lowniczy tajniacy, zadający wystudio­wane uderzenia, zawodowo doskonałe ciosy. Cała ta celebrowana fachowość bicia przekreśliła wielką scenę Osta (Stanisław Michno) i Czarowica. "Scena szpiegowska poprzedzająca tortury ma w sobie rysy, na które nie zdobyłby się mistrz okrucieństwa Dostojewski". Tak pisał współczesny Żeromskiemu Stani­sław Brzozowski. Przeszło pół wieku później teatr robi z tego podrzędny kry­minał.

Nowohucka "Róża" to jeszcze jedna porażka Żeromskiego na scenie, mimo ogromnej pracy całego zespołu Teatru. Okazało się, że utworu tego nie należy przypasowywać do literatury i teatru romantycznego. Wówczas pokazuje się wszystkie jego słabości. ,,Róża" musi na scenie porywać, wstrząsać, nawet za­dawać ból swoją ostrością sądów o jed­nostce, społeczeństwie, historii. Jeżeli tego wszystkiego jej brak - przeznacz­my ją lepiej na dysertacje doktorskie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji