Artykuły

Kowboj Bodo umiera w łagrze

Łodzianie lubią przyznawać się do swoich gwiazd. Czasem na wyrost. Tak właśnie było z Eugeniuszem Bodo. Gdy jego kariera filmowa zaczęła nabierać rozpędu, łódzka prasa pisała o nim "łodzianin". O łódzkim epizodzie amanta polskiego kina napisał Ryszard Wolański w książce "Eugeniusz Bodo. Już taki jestem zimny drań" - pisze Igor Rakowski-Kłos w Gazecie Wyborczej.

"Kowboj Bodo był rzeczywiście cudownym dzieckiem dwudziestego wieku: kunsztyki, jakie wyczyniał z prawdziwym kowbojskim lassem, budziły zachwyt całej sali. Podrzucał na przykład jeden koniec lassa wysoko w górę i jak zaczął kręcić drugim końcem, który trzymał w dłoni, pętla lassa sztywniała w powietrzu i długo wirowała w kształcie koła nad jego głową i ani nie spadła. Potem zatańczył dżiga (ale jak!), zaśpiewał ładnym głosem Yankeee-Doodle , a na zakończenie wcisnął zza kowbojskiego pasa rewolwer i kilka razy wystrzelił do góry, ma się rozumieć prawdziwymi kulami, bo wyraźnie było widać jak z lufy wyskakuje dym i ogień" - tak występ 10-letniego Eugeniusza Bodo opisał Ludwik Starski, pisarz i scenarzysta, we wspomnieniach nieprzytoczonych niestety w "Eugeniuszu Bodo" Ryszarda Wolańskiego. Występ w łódzkim kinoteatrze Urania był dla późniejszego autora słów do piosenki "Już taki jestem zimny drań" takim przeżyciem, że po 70 latach potrafił szczegółowo opisać popisy małego aktora.

Na rogu Piotrkowskiej i Cegielnianej

Bodo czyli Bohdan Eugene Junod urodził się w 1899 roku w Genewie. Jego ojciec, Teodor Junod, szwajcarski inżynier, objechał z żoną Jadwigą i kilkuletnim synem imperium rosyjskie oraz pogranicze Chin i Persji. Jak to się stało, że Junodowie zatrzymali się w Łodzi? Nie wiadomo, choć wybór wydaje się nieprzypadkowy. Łódź, młode miasto pulsującego kapitalizmu, bez kulturalnych tradycji, otwarte było na nowoczesne, masowe formy rozrywki z kinem na czele.

"Urania" Junoda mieściła się na rogu ulic Piotrkowskiej i Cegielnianej (dziś Jaracza) - tam, gdzie stoi dom handlowy Magda. "Obok znajdował się ogródek, w którym w porze letniej odbywały się także seanse kinematograficzne i przedstawienia kabaretowe. Działa od poniedziałku do piątku między ósmą a dziesiątą wieczorem, a w soboty i niedziele od czwartej do północy, pod hasłem bawić, nie nużyć" - pisze o "Uranii" Ryszard Wolański.

Niedaleko, bo obok Teatru Polskiego przy ul. Cegielnianej, Jadwiga Junod otworzyła restaurację Masque. Matka Eugeniusza niechętnie patrzyła na angażowanie syna w niepoważną działalność rozrywkową. Młody Bodo nie dał się jednak namówić na szkołę handlową ani na studia medyczne. "W poszukiwaniu fachu jednak nie ustawano. Ale gdy postanowiono, że powinien zakosztować, jak jest w kolejnictwie, uciekł z domu. Pociągiem" - kończy łódzki epizod aktora autor biografii.

Sława zaczyna się w podziemiach

Po ucieczce Bodo znalazł się w Poznaniu, później wrócił do Łodzi, za którą ponoć tęsknił. Aktorską karierę można był zrobić tylko w Warszawie, zwłaszcza że w 1918 roku wybuchła Polska, a rok później w podziemiach Galerii Luxemburga powstał kabaret Qui Pro Quo - wylęgarnia artystycznych talentów. Tutaj na zapleczu mijali się Julian Tuwim, Konrad Tom, Jerzy Petersburski, Adolf Dymsza, Hanka Ordonówna czy Zula Pogorzelska. No i Bodo, który uznanie dyrektora Jerzego Boczkowskiego zdobył najszybciej ze wszystkich.

Łodzianie lubią przyznawać się do swoich gwiazd. Czasem na wyrost. Tak właśnie było z Bodo. Gdy na początku lat 20. przyjeżdżał do Łodzi z występami kabaretowymi, prasa pisała o nim "dobrze znany w Łodzi, sympatyczny p. Eugenjusz Bodo". Gdy jego kariera filmowa zaczęła nabierać rozpędu, odtwórca pierwszoplanowej roli w "Czerwonym błaźnie" był to już "łodzianin Eugeniusz Bodo, czołowy aktor warszawskiego teatru Perskie Oko ".

Sławę Bodo zawdzięczał w tej samej mierze swojemu talentowi i scenicznemu obyciu, co okolicznościom. Na początku lat 30. zaczęła się w kinie rewolucja dźwiękowa, a europejskie społeczeństwa odczuwały dotkliwe skutki kryzysu ekonomicznego. Polska publiczność była znużona i zmęczona patriotycznymi produkcyjniakami, historycznymi eposami i melodramatycznymi wyciskaczami łez. Producenci postanowili tworzyć lekkie filmy muzyczne, które będą stanowić odskocznię dla widza borykającego się z niską płacą i rosnącymi cenami. Nagle okazało się, że warszawskie kabarety - na czele z Qui Pro Quo - są pełne tekściarzy, autorów scenariuszy i aktorów, którzy mogą z marszu stworzyć nowe polskie kino. A Bodo obok Aleksandra Żabczyńskiego został etatowym amantem polskiego kina.

Właśnie - etatowym. Gdy przyjrzeć się rolom Bodo, widać schematyczność postaci, w które musiał się wcielać. Trudno dziś bez zdziwienia przyglądać się pełnym entuzjazmu komentarzom na internetowych portalach filmowych, które wychwalają niebywały urok Bodo i tworzony przez niego nurt polskiej komedii muzycznej. Obejrzenie nie więcej niż trzech tego typu filmów, które powstawały na zamówienie właścicieli kin chcących szybkiego zarobku i płaskiego żartu, pokazuje cały repertuar aktorski, jaki był potrzebny, by bawić ówczesnego widza.

Została uliczka

Od ról Bodo ciekawsza jest jego biografia, którą z pietyzmem odtworzył Ryszard Wolański. Widać w niej niebywałą pracę: mozolne odszukiwanie prasowych urywków, programów filmowych i radzieckich dokumentów. "Cudowne dziecko dwudziestego wieku" miało bowiem 40 lat, gdy wybuchła druga wojna światowa. Podobnie jak wielu Polaków uciekł na Wschód - do Lwowa. Miasto zajęła Armia Czerwona i na mocy porozumienia z III Rzeszą zostało wcielone do ZSRR. Niecałe dwa lata później, już po złamaniu kruchego porozumienia pomiędzy Stalinem a Hitlerem, Bodo został aresztowany przez NKWD. Na nic zdały się zapewnienia, że jest obywatelem Szwajcarii. Po dwóch latach przesłuchań i więzienia został oskarżony o szpiegostwo. Skazany na pięć lat obozu pracy poprawczej, zmarł ciężko chory w łagrze w Kotłasie w obwodzie archangielskim - 146 dni po przybyciu na miejsce. Pochowany w masowym grobie przez wiele lat pozostawał postacią na wpół zapomnianą. W pewnym sensie pozostaje taką do dziś. Wolańskiego martwi i irytuje równocześnie, że Bodo nie doczekał się ulicy, placu i tablicy pamiątkowej. Nie jest to prawdą. W Łodzi, tuż obok ronda Sybiraków, między ulicami Przybyszewskiego i Puszkina leży krótka ulica - ul. Eugeniusza Bodo.

Ryszard Wolański, Eugeniusz Bodo. "Już taki jestem zimny drań", Rebis

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji