Ubu rządzi, ale nie klnie
"Ubu, słowem Polacy" Teatru Śląskiego jest wielką parodią "Hamleta" i "Makbeta" Szekspira. Szkoda, że chwilami spektakl sączy się leniwie, a Ubu jest nieco zbyt grzeczny.
Groteskową historię Ubu - prymitywnego chama, którego do działania pcha pazerność, Alfred Jarry pisał jako pastisz dramatu historycznego. Pierwowzorem tytułowej postaci był jego szkolny profesor fizyki, zaś literackich inspiracji należy szukać przede wszystkim u Szekspira. To właśnie jego kroniki historyczne posłużyły Jarry'emu za wzorzec kompozycyjny, dostarczyły także schematu uzurpatora zdobywającego władzę, którą później traci. W tekście odnaleźć można wiele parodystycznych nawiązań do "Hamleta" czy "Makbeta".
Właśnie ów karykaturalno-parodystyczny ton najpełniej i najlepiej zabrzmiał w przedstawieniu Laco Adamika. Znów króluje Szekspir - postać Ubichy konstruowana jest na wzór lady Makbet, Ubu jest karykaturą Makbeta, a do jednej z najlepszych scen przedstawienia należy monolog Ubu w otoczeniu czaszek, parodiujący słynną scenę z "Hamleta". Przede wszystkim jednak groteska i parodia panują w formalnych rozwiązaniach scen. Zabawne sceny wojenne pokazywane w zwolnionym tempie zdają się drwić z hollywoodzkich filmów akcji, w których trup ściele się gęsto. Dobrze pomyślane zostały także sceny, w których Ubu rozprawia się ze szlachtą, sędziami i finansistami - bądź to wieszając ich na ogromnych hakach, bądź strącając w czeluść.
Niestety, poza tymi scenami w przedstawieniu brak dramaturgii. Całość sączy się zbyt leniwie. Swoją strukturą bardziej przypomina ciąg obrazów, inne sceny nużą nadmiernym przegadaniem. Swoje zadanie dobrze spełnił nowoczesny przekład Jana Polewki, choć początkowo trudno przestawić się na nowe nazewnictwo postaci. Jednak złagodzenie kolokwializmów, od których roi się tekst Jarry'ego, zubożyło postać Ubu, pozbawiając go biologicznego prymitywizmu.
"Ubu, słowem Polacy" pokazał siłę zespołu Teatru Śląskiego, bo sceny zbiorowe wypadły świetnie. Spektakl opiera się jednak głównie na postaciach państwa Ubu. Adam Baumann doskonale pokazał wszystkie aspekty swojego bohatera: jego prymitywizm, tchórzostwo, pazerność, głupotę i brak lojalności wobec kogokolwiek. Jednak przyćmiła go Barbara Lubos-Święs w roli Ubichy. Za każdym razem, kiedy pojawiała się na scenie, trudno było skupić uwagę na kimkolwiek innym. Jej Ubicha to przebiegła kobieta, siła napędzająca Ubu do działania, a jednocześnie zdrowy rozsądek próbujący powstrzymać go przed popełnieniem największych błędów. Tylko jej udaje się bezkarnie oszukiwać Ubu, w czym z pewnością pomaga jej seksualność - lekko wulgarna, wyuzdana, a jednak przyciągająca niczym magnes. Katowicki spektakl może zachwycać plastyczną urodą, którą tworzą scenografia Milana Davida i kostiumy Jany Huskrechtovej. Momentami odnaleźć w nim można dalekie echa estetyki Kantora. Rozczarowań z pewnością nie dostarczą aktorzy. Jednak całości przedstawienia czegoś zabrakło. Pozostawia widza obojętnym i należy do tych spektakli, o których bardzo szybko się zapomina.