Artykuły

Moja Saragossa

DOROTA WYŻYŃSKA: W 1992 r. przygotował Pan w krakowskim Starym Teatrze adaptację "Rękopisu znalezionego w Saragossie", teraz powraca Pan do Jana Potockiego i jego powieści spektaklem "Saragossa"...

TADEUSZ BRADECKI: Nie jesteśmy świadomi, jak ważna dla naszej kultury jest postać Jana Potockiego i jego powieść. Większość podręczników historii polskiej literatury ani Potockiego, ani "Rękopisu" - jako tekstu przynależnego językowi francuskiemu - długo nie wspominała. A utwór ten to prawdopodobnie najszerzej znane w świecie dzieło polskiej kultury, a co zabawniejsze, nie jest wcale kojarzony z oświeceniem, ale z polskim romantyzmem.

Kiedy trzy lata temu Penguin Press wydał w Anglii pierwszy pełny przekład "Rękopisu", natychmiast pojawiły się entuzjastyczne recenzje. Salman Rushdie wykrzykiwał: "Rękopis... czyta się jak najwspanialszą współczesną powieść, oto polski romantyzm w całej krasie". To powieść kultowa - w Stanach Zjednoczonych, Australii, we Włoszech ma fankluby.

Potocki to wielki oświeceniowy intelektualista, człowiek gruntownie wykształcony, obywatel świata, "Jean voyager", jak go nazywano w Paryżu, cierpiał na manię podróżniczą, zjechał świat od Maroka po Chiny. Był za pan brat z najtęższymi umysłami epoki. Człowiek o niesłychanie bujnym i aktywnym życiu: artysta, pisarz, działacz społeczny, poseł na Sejm Czteroletni, przede wszystkim naukowiec. Przygotował kilkanaście ogromnych tomów z zakresu chronologii dziejów najdawniejszych, stworzył podstawy słowiańskiej etnografii.

DW: Spektakl krakowski trwał 4,5 godziny, wystąpiło w nim ponad 50 aktorów, grając ok. 150 postaci. Była to adaptacja około 60 proc. powieści. Natomiast "Saragossa" jest Pana autorskim scenariuszem skupionym na postaci Potockiego.

TB: "Saragossa" jest fikcyjną wersją okoliczności towarzyszących samobójczej śmierci Jana Potockiego w grudniu 1815 roku. Jest ona legendarna nie tylkp dlatego, że pewien ekscentryk strzelił sobie w łeb - takich indywiduów można znaleźć wielu w każdej epoce. Potocki tym strzałem zamyka nieodwołalnie polskie oświecenie.

Świat w roku 1815 - po Rewolucji Francuskiej, po wojnach napoleońskich - nie ma nic wspólnego ze światem z roku 1761, kiedy Potocki się urodził. W 1815 załamuje się światopogląd Jana wychowanego przez idee promiennego rozumu, optymistycznego oglądu człowieka i świata. To również czas wybuchającego romantyzmu, uwielbienia i kultu dla wszystkiego, co ciemne, nieznane, tajemnicze, okres rozkwitu powieści gotyckiej: duchy, straszydła, zamki. Zaledwie rok później Byron pisze "Manfreda", jedno z najwspanialszych dzieł europejskiego romantyzmu. W Polsce romantyzm formalnie zaczyna się siedem lat później "Balladami i romansami" Mickiewicza. Wraz z szaloną epopeją napoleońską nagle stajemy w przedziwnej sferze tajemnicy, mistycyzmu, czegoś ogromnie irracjonalnego i ogromnie już romantycznego.

To samobójstwo, ten strzał dokonał się dokładnie na granicy epok, rodzi się romantyzm, więcej - rodzi się kształt nowożytnej Europy, nowoczesność.

Problemy Jana Potockiego, który szuka w rzeczywistości przełomu epok sensu, ładu, oparcia, i nam nie są dziś obce. Istnieje godna uwagi paralela między duchową sytuacją Potockiego w okresie kongresu wiedeńskiego a zamętem, w jakim obecnie żyjemy. Dziś, u kresu romantycznego paradygmatu, warto wrócić do sytuacji, kiedy romantyzm się rodził.

DW: Czy starał się Pan być wierny biografii Potockiego?

TB: Podstawą scenariusza teatralnego są ostatnie dni jego życia, które spędził w majątku Uładówka, niedaleko Berdyczowa na Podolu. Jan żył samotnie, raczej w biedzie, nie stać go było już na dalekie podróże. Cierpiał na migreny, nerwice, podagrę, miał piasek w pęcherzu. Zapewne reasumował życie - swe dokonania, dzieła, zwycięstwa, klęski i ten obrachunek skończył się słynnym strzałem.

Obok tych faktów pojawiają się wątki fikcyjne. Tworem mojej wyobraźni są postaci zarządcy Dzieciuszyńskiego i pokojówki Justysi, inny status mają postaci z "Rękopisu znalezionego w Saragossie", które - jak sobie wyobraziłem - odwiedzają Jana we śnie czy marzeniu, u kresu żywota. To z nimi toczy dialog, jak gdyby przewracał kartki swej powieści. Miesza się fikcja z rzeczywistością, literatura z historią. Są tu też cytaty z innych utworów. Spektakl kończy się strzałem.

DW: Czy to samobójstwo można wyczytać z kart powieści?

TB: Jego zapowiedzią są dwie ostatnie strony "Rękopisu...", tzw. Epilog. Jan Potocki kończył powieść niedługo przed śmiercią. Uderza przeraźliwy kontrast między żartobliwą historią 66 dni spędzonych przez młodego Alfonsa van Wordena w górach Sierra Morena a spisywanym kilkanaście lat później Epilogiem, który jest rodzajem podsumowania życia tegoż bohatera. Opisuje w nim zorganizowane życie, oparte na koneksjach, ale z tej relacji wyziera - przynajmniej ja to tak odczuwam - straszliwa rozpacz: powodzenie materialne, zdolność urządzenia się w życiu to tak niewiele. W Epilogu dźwięczy silna, przejmująca nuta bolesnego rozczarowania materialisty.

W szeregu postaci "Rękopisu" odnaleźć można przetworzoną autobiografię Potockiego. Wielu komentatorów zwracało szczególną uwagę na historię Błażeja Hervasa, szalonego naukowca - samobójcy, autora stutomowej encyklopedii, którą chciał objąć całą ludzką wiedzę. Hervasa w przedstawieniu nie będzie, natomiast jego słowa i jego sytuację przenoszę na postać Jana.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji