Artykuły

Łódź to miasto z charakterem

- Mnie się bardzo podoba łódzka architektura. Oczywiście, chciałbym przechodzić koło bram, z których nie śmierdzi. Ale to nie jedyny aspekt w jakim postrzegam Łódź. To na pewno miasto, które jest metaforą ludzkich losów - mówi dyrektor Teatru Pinokio KONRAD DWORAKOWSKI.

Anna Gronczewska: Ile lat mieszka Pan w Łodzi?

Konrad Dworakowski: Nie mieszkam w Łodzi. Trzy i pół roku dojeżdżam do niej z Warszawy. Sypiam więc w stolicy, a w Łodzi spędzam dzień.

Jest Pan zatem przykładem człowieka, który pokonuje odwrotną drogą niż wielu łodzian, którzy pracują w Warszawie...

- No tak, ale ja lubię być trochę na przekór i pod prąd. Dla mnie to naturalna sytuacja. Myślę, że dziś w sensie zawodowym i artystycznym Łódź ma mi więcej do zaoferowania niż Warszawa.

W jaki sposób trafił Pan do Łodzi?

- Najpierw realizowałem spektakl w "Arlekinie". A to się pokryło z rozpisaniem konkursu na dyrektora Teatru "Pinokio". Dostałem propozycję, by wziąć w nim udział. Konkurs wygrałem i tak związałem się z Łodzią.

Można powiedzieć, że Łódź jest stolicą polskiego teatru lalkarskiego?

- Do tej stolicy, tak jak do centrum Europy, przyznają się różne miasta. Na przykład Białystok, Łódź, Wrocław, ale też Bielsko-Biała. Moim zdaniem centrum lalkarstwa jest tam, gdzie powstają najlepsze spektakle. Dlatego chciałbym mówić, że znajduje się ono w Łodzi.

Ale Łódź jest jednym z niewielu miast w Polsce, które ma dwa teatry lalkarskie...

- Tak. Poza Łodzią tylko Warszawa ma trzy takie teatry.

Gdy przyjechał Pan reżyserować spektakl w "Arlekinie", to był Pana pierwszy kontakt z Łodzią?

- Tak. Ale to był kontakt, który rozbudził we mnie żywe emocje związane z tym miastem. To miasto nielubiane być może przez ludzi, którzy stąd uciekają, przeze mnie zostało rozpoznane jako miejsce, w którym można zrobić wiele ważnych rzeczy ze względów artystycznych, osobistych. Łódź ma ciekawe zaplecze alternatywne. Pomimo że pracuję w instytucji to prowadzę mimo wszystko teatr o charakterze alternatywnym. Łódź

jest dobrym miejscem do realizacji społecznej misji. Dlatego od razu zaprzyjaźniłem się z tym miastem.

Pan jest warszawiakiem?

- Pochodzę z Białegostoku, ale od kilkunastu lat mieszkam w Warszawie. Choć ostatnio tam tylko sypiam. Warszawa nie jest miejscem, gdzie odnalazłem się tak dobrze jak w Łodzi.

Jak więc człowiek z zewnątrz patrzy na Łódź?

- Jest to miasto, które na pierwszy rzut oka nie jest zachęcające, być może nawet zniechęcające. Podejmowałem działania, które pokazały mi, że żyje w nim wiele osób, dla których warto było przyjechać i z nimi pracować. Są to ludzie, jakich w innych miejscach się nie spotka. Oczywiście, chciałbym aby Łódź była czyściejsza, lepiej dofinansowana. Ale to miasto ma charakter. Ten charakter jest między innymi w ludziach, którzy tu żyją. Chcą dla tego miasta pracować, działać. Są to ludzie, którzy wykonują mrówczą pracę, by Łódź była lepiej postrzegana. Jest to możliwe głównie poprzez kulturę i świadomość tego, co można w tym mieście zrobić.

A samo miasto może się podobać?

- Mnie się bardzo podoba łódzka architektura. Oczywiście, chciałbym przechodzić koło bram, z których nie śmierdzi. Ale to nie jedyny aspekt w jakim postrzegam Łódź. To na pewno miasto, które jest metaforą ludzkich losów, które może wiele powiedzieć o człowieku. I to bardzo konkretnie, wprost. Tego nie zauważymy w Warszawie.

Ale nie zdecydował się Pan zamieszkać w Łodzi?

- Nie, głównie ze względów rodzinnych. Gdyby ta decyzja zależała tylko ode mnie, na pewno mieszkałbym w Łodzi.

Na spektakle "Pinokia" przychodzą głównie dzieci?

- Kiedy rozpoczynałem w nim pracę, był to teatr głównie dla dzieci, i to w określonym przedziale wiekowym. Od 6 do 10-12 lat. Dziś to teatr dla wszystkich. Mamy scenę, na której gramy dla najmłodszych dzieci, a więc od dwóch lat. Wystawiamy spektakle dla dorosłych, czego nie było wcześniej w repertuarze. Gramy przedstawienia dla dzieci od 7 do 10 lat, ale też od 10 do 15. To teatr bardzo wszechstronny, nie tylko jeśli chodzi o odbiorcę, ale też repertuar, charakter, różnorodność estetyk, wizji.

Łodzianie chętnie odwiedzają wasz teatr?

- Przyjeżdżają tu nie tylko łodzianie, ale widzowie z całego województwa. Widać niestety, że Łódź nie jest bogatym miastem i trudno zaprosić widza na kilka spektakli w sezonie, pokazać mu wszystko, co najciekawsze. Postawiliśmy na to, by być teatrem familijnym. Chcemy rozmawiać z naszymi widzami. Nie tylko z dziećmi, ale i rodzicami, nauczycielami. Prowokować ich do rozmowy. Niedługo będziemy mieli trudny temat do dyskusji. W przyszłym tygodniu odbędzie się bowiem premiera spektaklu "Oskar i pani Róża".

Startował Pan w konkursie na stanowisko dyrektora teatru lalkarskiego we Wrocławiu. Chciał Pan tam odejść i opuścić Łódź?

- To była decyzja osobista. Z wizji pracy i współpracy z Łodzią nie chciałem rezygnować. We Wrocławiu mogłem mieć możliwość realizacji dalszych planów artystycznych, w innej skali. Co dla mnie jako twórcy nie było bez znaczenia. Także względy osobiste zadecydowały, że wziąłem udział w tym konkursie. Mogło to ułatwić życie. Dziś wiem, że życie nie polega na ułatwianiu, tylko realizowaniu ważnych rzeczy w miejscu, gdzie się człowiek dobrze czuje. Myślę, że dla mnie jest tym miejscem Łódź. Mam nadzieję, że łodzianie, a przede wszystkim moi współpracownicy, zrozumieją, że decyzja o wzięciu udziału w konkursie we Wrocławiu nie wynikała z tego, że coś jest gorsze, a coś lepsze. Czasem jest to potrzeba nowego otwarcia i paradoksalnie ono następuje właśnie tu. Więc mogę zapewnić, że chcę zostać w Łodzi!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji