Artykuły

Polacy, do toho! - krzyknie podczas meczu szef teatru

- Po sobotnim meczu Polaków i Czechów wypiję dwa piwa, za wygranych i przegranych. Z życiowej miłości do ojczyzn Słowackiego i Hrabala - mówi Marek Mokrowiecki, dyrektor Teatru Dramatycznego w Płocku, czechofil.

Rafał Kowalski: Pana serce będzie rozdarte podczas pojedynku Polaków z Czechami?

Marek Mokrowiecki: Moje serce będzie biało-czerwone.

Znając pana czechofilizm, trudno w to uwierzyć.

- No dobrze, znajdzie się tam miejsce na szczyptę koloru niebieskiego. Doprecyzuję, żeby nie było niedomówień: większa część mojego serca będzie za Polską! Przed rozpoczęciem Euro 2012 wymarzyłem sobie wyjście z grupy reprezentacji Polski i Czech. Kiedy dotarło do mnie, że któraś z nich 16 czerwca zacznie pakować walizki, siarczyście przekląłem. I pewnie zrobię to samo po ostatnim gwizdku sędziego w sobotę. Przecież moja miłość do naszych południowych sąsiadów ma prawie 50 lat.

Kiedy i jak zakochał się pan w tym kraju?

- Po ukończeniu warszawskiej Państwowej Wyższej Szkoły Teatralnej Karol Suszka, mój studencki kolega, namawiał mnie do zostania członkiem zespołu Sceny Polskiej w Czeskim Cieszynie. Początkowo się opierałem, ale kiedy dyrektor zespołu przyjechał do Polski i zaczął przekonywać moją mamę, uznałem, że bardzo im na mnie zależy. Związałem się ze Sceną Polską na osiem lat, potem studiowałem na Wydziale Reżyserii Akademii Sztuk Muzycznych w Pradze. W tym czasie moje uczucie do Czech nie tylko się narodziło, ale eksplodowało, i tak jest do dzisiaj.

W czym konkretnie się pan zakochał?

- Dajmy na to, w sferze kulinarnej. Żadna moja wizyta w Czechach nie może się obyć bez vepro knedlo zeli, czyli wieprzowiny z knedlikami zasmażanej z kapustą. Coś wspaniałego. Do tego czeskie piwo, nic nie ujmując polskiemu. W Czechach mam wrażenie, że przez tzw. czopowanie piwa, czyli specjalne jego nalewanie, wydobywa się z niego prawdziwą esencję. Dlatego tam piję więcej piwa niż w Polsce. Wieprzowina i piwo w Czechach najlepiej smakują mi w prawdziwej gospodzie, nie żadnej restauracji. Jeśli chodzi o inne sfery, jestem zakochany w czeskiej kulturze, półki w domu uginają się od dzieł Milana Kundery, Bohumila Hrabala czy Vaclava Havla. Uwielbiam ich czytać w oryginale. A w pracy mam np. albumową wersję "Gwiezdnych wojen" w języku czeskim, otrzymaną w prezencie od reżysera Cezarego Żołyńskiego, fanatyka gwiezdnej sagi. Bliska jest mi też czeska mentalność.

Czym się ona różni od polskiej?

- Weźmy czeski humor, którego sekret, według mnie, tkwi w dystansie do siebie i otoczenia. Polakom często tego brakuje. Nasi sąsiedzi nawet śmieją się czasem z tego naszego postrzegania siebie jako drugiego narodu wybranego, bycia przedmurzem chrześcijaństwa czy mesjaszem narodów. Nieraz w gospodzie zdarzało nam się dyskutować np. o Napoleonie. Wychowany w kulcie dla cesarza wysławiałem go, a moi czescy przyjaciele pukali się w czoło, nazywając go faszystą. Czesi twardo stąpają po ziemi, często pytają "dlaczego", w czym mistrzem był literacki Szwejk. Nie jest to głupek, ale naprawdę mądry gość. Inne jest postrzeganie religii, pamiętam widok pustych kościołów w Czechach.

Żadnych podobieństw?

- Sceptycyzm. Obecnie widać to po tym, jak czescy kibice oceniają szanse swojej reprezentacji na Euro. Paradoksalnie może dlatego, że kochają piłkę nożną i nie mogą znieść, jak ich gwiazdy dały się ograć Rosji aż 1:4. Popularność futbolu w Czechach ustępuje tylko hokejowi. Kiedy tam studiowałem, nam, aktorom, zdarzało się rozgrywać mecze z reprezentacją górników czy hutników. Przegrani stawiali beczkę piwa, najczęściej wygrywaliśmy.

Jaki będzie wynik sobotniego meczu?

- Podczas czwartkowej wizyty w Warszawie zobaczyłem zabawny samochód, chyba z lat 20. ubiegłego wieku. Z jego głośników płynęła pieśń "Jozin z bazin". Był pomalowany w biało-czerwone barwy i ktoś umieścił na nim napis "Polska - Czechy 2:1". Taki też wynik typuję. Jeśli Polakom uda się uniknąć tzw. czeskiej uliczki, czyli wypuszczania prostopadłym podaniem zawodnika wychodzącego na czystą pozycję, powinno być dobrze. To, moim zdaniem, najgroźniejsza broń Czechów na tych mistrzostwach, wystarczy wspomnieć gol Petra Jiracka w meczu z Grecją. A Polacy, zamiast zastanawiać się, czy przeciwko nim zagra Tomas Rosicky , powinni bardziej skupić się na obsadzie swojej drugiej linii. Jak dla mnie, jeśli chce się walczyć o zwycięstwo, nie powinno się - jak w meczu z Rosją - stawiać na trzech defensywnych pomocników. Jednego z nich trzeba zastąpić pomocnikiem ofensywnym.

Po meczu wypije pan za zdrowie zwycięzców czy pokonanych?

- Wypiję za jednych i drugich. Za biało-czerwonych wzniosę toast jakimś polskim piwem, z myślą o podopiecznych Michala Bilka wypiję czeski trunek. A podczas meczu krzyczeć będę: "Polacy, do toho!". Jak pan widzi, można czasem pogodzić miłość do dwojga. Choć odradzam stosowanie tego manewru w relacji z kobietami.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji