Artykuły

Wrocławska "Róża"

W roku 1926 z okazji premiery "Róży" w Teatrze im. Bogusławskiego w Warszawie Karol Irzykowski tak pisał o tym dziwnym, niepokojącym poemacie: .. ."niewykończone torso, stos głazów erratycznych, zewnętrznie nie połą­czonych ze sobą, lecz wew­nętrznie należących do tej sa­mej formacji. Niewykończe­nie, niepokój, nawet pewna niejasność przejść, powiązań i intencji należą tu niejako do formy...". Jak w "Dziadach" i "Nieboskiej komedii" doda­wał krytyk i sam zapytywał jak może się ten "dramat nie-sceniczny" sprawdzić, po­twierdzić na scenie.

Ponad trzydzieści lat upły­nęło od tamtej, dziś już nieco legendarnej premiery (w układzie tekstu W. Horzycy i re­żyserii L. Schillera), dramat Żeromskiego jeszcze kilkakrotnie powracał na nasze sceny, ostatnim razem prezentowany był w roku 1964 w Teatrze Klasycznym w Warszawie, była to zresztą jedyna powo­jenna próba mocowania się z tym tekstem teatru zawodo­wego (fragmenty "Róży" po­kazywał Teatr Propozycji w Koszalinie). Pytanie Irzykow­skiego i w przeszłości i dziś nie traci swej aktualności. Jak można pokazać "Różę", by obroniła się swoim kształ­tem scenicznym, a co więcej, by przemówiła do nas nie tylko jako dokument epoki, nie tylko jako wyraz przeko­nań, wątpliwości i rozważań jej autora.

Wiemy: "Róża" powstała w latach 1906-1909, w okresie po burzliwych wydarzeniach roku 1905, po tej Rewolucji, która uzmysłowiła z całą ostro­ścią konflikty narodowe, społeczne, która sygnalizowała wyraziście podział polityczny społeczności polskiej, sygnali­zując jednocześnie nieuchron­ność pewnych procesów hi­storycznych.

"Róża" nosi w sobie zna­miona czasu, w którym po­wstała, interpretowano ją czę­sto i w różny sposób, jako dzieło sztuki, które swym wy­razem niepokoi i - zastanawia. Spierano się w tych dyskusjach także i o generalną wymowę utworu, a szczegól­nie o jego wizyjne zakończe­nie. O ile jednak odwoły­wanie się do sił narodu uzy­skiwało w "Róży" dość po­wszechny akcept, o tyle owo wyzwolenie przez "material­ny wynalazek", wydawało się przecież utopijne, nierealne, choć tłumaczono je przecież na wiele sposobów.

Andrzej Witkowski zdawał so­bie sprawę ze stopnia trudności, jakie przyszło mu pokonać, by poemat ten mógł znaleźć się na scenie. Dotyczyło to przede wszy­stkim opracowania samego tekstu. Ta "obróbka" była w tym wy­padku niezwykle drastyczna, ale również w dużej mierze słu­szna i niezbędna. Witkowski po­kazał "sprawę Czarowica", tak budując spektakl, by urealnić, przybliżyć sceny wizyjne. Czarowic jest w więzieniu, nie opu­szcza tych murów, jest podobnie jak przedtem Oset brutalnie prze­słuchiwany. Tortury mogą po­zbawić Czarowica przytomności - marzy, śni, przeżywa coś w tym drugim planie. Tu rozgrywa­ją się sceny tak ważkie, jak rozmowa z Zagozdą, z robotnika­mi w fabryce, w ten plan włą­czony jest romans z Krystyną i sceny balu...

Jest w tym konsolidujący całość pomysł, który zresztą potwierdza, choć nie w peł­ni samo przedstawienie. Słu­cha się go, może z wyjątkiem scen końcowych, nie tylko z zainteresowaniem, ale także z pewnym nietajonym zdumie­niem. Ileż tu spraw i proble­mów związanych nieodmien­nie z pojęciem nie tylko prze­cież literackim "doli polskiej", ileż tu wahań i wątpliwości nurtujących nie tylko Żerom­skiego, ale tylu znakomitych poetów przed nim i - po nim. To "niewykończone tor­so" żyje, jest włączone w krwiobieg nie tylko naszej literatury, ale i naszego naro­dowego bytu. Odczytane uładzone, czy jak kto woli skom­ponowane na nowo w roku 1968 - dobitnie zaznacza swo­ją wartość, swoją przynależ­ność. Co więcej, odkrywamy nie bez satysfakcji sceniczną dramatyczność wielu literac­kich sekwencji "Róży", po­dobnie jak jej wieszczy miej­scami charakter. Owo "kot­łowanie idei i uczuć", jeżeli wolno raz jeszcze powołać się na Irzykowskiego nieobce jest, jak wiadomo, pokoleniom wy­rosłym po roku 1909, pokole­niom, z których i my wywo­dzimy swój polityczno - spo­łeczny rodowód.

Jeżeli można przez scenicz­ną prezentację "Róży" odczy­tać tak wiele - potwierdza to wartość zamysłu reżysera - trud się opłacił. Choć prze­cież i tu nie wszystkie sceny wypada akceptować równie gorąco, czasem drażni i ma­niera językowa Żeromskiego i pewne przegadanie i nad­mierna symbolika słów i ge­stów.

Przedstawienie wrocławskie rozegrano na tle przemyśla­nych, osadzonych w klimacie sztuki dekoracji Kazimierza Wiśniaka. Nie odznaczało się ono wielkimi kreacjami aktor­skimi. Czarowica grał Edward Lubaszenko, Zagozdę - Bo­gusław Kierc, Osta - Zdzi­sław Kuźniar, Anzelma - Zbigniew Roman, Naczelnika - Eliasz Kuziemski.

Warto wspomnieć, że Teatr Współczesny wystawił "Różę" w dniach szczególnie uroczy­stych, związanych z nadaniem tej placówce imienia Edmun­da Wiercińskiego i sesją po­święconą omówieniu dorobku tego wybitnego i przedwcześ­nie zapomnianego reżysera.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji