Artykuły

O śnie nocy letniej w innych wymiarach

"Sen nocy letniej" w reż. Artura Tyszkiewicza w Teatrze im. Osterwy w Lublinie. Pisze Andrzej Z. Kowalczyk w Polsce Kurierze Lubelskim.

Długo oczekiwany dzień nadszedł - piątkową premierą "Snu nocy letniej" Szekspira Artur Tyszkiewicz zadebiutował jako reżyser na lubelskiej scenie. A tym samym już w pełni zainaugurował swoją kadencję dyrektora artystycznego Teatru Osterwy.

W teatrze europejskim utrwaliła się tradycja, iż "Sen nocy letniej" wystawia się jako fantastyczną baśni pogodną komedię, erotyczną zarazem. To podejście atrakcyjne dla widza i uzasadnione fabularną warstwą sztuki. Wszelako trzeba pamiętać, iż Szekspir w swoich dziełach nigdy nie jest jednoznaczny i jednowymiarowy. W jego tragediach nietrudno odnaleźć motywy komiczne, a w komediach - smak goryczy. Zawsze też są tam kolejne poziomy, tyle tylko, że nie każdy chce (lub potrafi) wniknąć w ową polimorficzną strukturę. Tyszkiewicz chciał i potrafił. W efekcie czego powstał spektakl z owej wspomnianej tradycji wyrastający, ale jednocześnie daleko poza nią wykraczający. Mamy w nim więc zajmująco opowiedzianą historię i wyborne poczucie humoru, lecz to jedynie cienka warstwa skrywająca rzeczy znacznie poważniejsze i wcale nie wesołe. W tej głębszej warstwie realizacji reżyser każe młodym bohaterom podjąć wyprawę nie tylko do podateńskiego lasu, lecz przede wszystkim odbyć podróż w głąb podświadomości. A to nie jest doświadczenie kojące ani krzepiące. Mogą tam bowiem czaić się demony, z którymi trzeba się zmierzyć. I choć wszystko w końcu ma się wydawać jedynie snem, pozostaje nam świadomość, iż owe demony wciąż tam są i czekają. Nie mniej ciekawe jest przedstawienie świata elfów, zgodne z sugestią Jana Kotta. To świat odchodzący, schyłkowy, zaś one same to starcy. To wyjaśnia, dlaczego Oberon każe Pukowi ingerować w życie śmiertelników; dzięki temu bowiem może przypomnieć sobie siebie sprzed lat. Zobaczyć się takim, jakim był niegdyś. Trafia mi do przekonania taka interpretacja. A jeszcze trafniejsze wydaje mi się obsadzenie w roli Pazia wspaniale śpiewającego kontratenora Piotra Olecha. Zabieg ów czyni zrozumiałym spór między Oberonem a Tytanią (świetnie zagranymi przez Romana Kruczkowskiego i Joannę Morawską); wyprowadza go z poziomu pospolitego robienia sobie na złość przez małżonków, których uczucie dawno przebrzmiało. Paź reprezentuje tu niezwykłość i piękno, a więc te wartości, które chce się mieć u schyłku życia, gdy nie ma już miejsca ani czasu na namiętności. Realizacja Tyszkiewicza wyjaśniapewne tajemnice i niedopowiedzenia sztuki Szekspira. Ale widz na tym nie traci, jednocześnie bowiem otwiera przed nim nowe wymiary i pola refleksji. To wielki walor..

Na uznanie zasługują również wykonawcy. Obok już wspomnianych - Kruczkowskiego i Morawskiej - znakomity jest występujący gościnnie Przemysław Stippa jako naznaczony wyraźnym rysem demonicznym Puk, wywołujący autentyczny dreszcz niepokoju. Bardzo dobre wrażenie robią Halszka Lehman (Hermia)i MartaSroka (Helena), które wyprowadzają swoje postacie daleko poza wymiar jednowymiarowych ślicznotek. Wreszcie - cała ekipa rzemieślników, z Przemysławem Gąsiorowiczem (Kloc), Wojciechem Rusinem (Podszewka) i Danielem Doboszem (Piszczała) na czele. Wszyscy stosownie komiczni, ale w żadnym razie nie popadający w niewybredną błazenadę. I na koniec jeszcze jedna uwaga. Mam wrażenie, iż swoją realizacją Artur Tyszkiewicz dał wyraźne wskazanie, jaki będzie teatr pod jego dyrekcją - niestroniący od klasyki, ale prezentujący ją w sposób współczesny, w najlepszym tego słowa rozumieniu.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji