Spotkanie Konradów
W SOBOTĘ na scenie Teatru Polskiego w Warszawie zobaczymy inscenizację "Dziadów" Adama Mickiewicza zrealizowaną w lubelskim Teatrze im. Juliusza Osterwy w reżyserii Krzysztofa Babickiego. "Dziady" pojawiły się na afiszu w Lublinie po długiej przerwie - po 75 latach! Ale i w Warszawie już dawno nie widzieliśmy tego arcydramatu.
W obsadzie spektaklu spotykają się Konradowie: ten legendarny - z roku 1955, w pamiętnej inscenizacji Aleksandra Bardiniego na deskach stołecznego Teatru Polskiego - Ignacy Gogolewski; i ten najmłodszy - z inscenizacji Babickiego, dla którego rola Konrada-Gustawa jest właściwie debiutem scenicznym - Jacek Król.
Ignacy Gogolewski występie w nowej inscenizacji "Dziadów" gościnnie w roli senatora Nowosilcowa. Jacek Król dopiero wchodzi w artystyczną samodzielność tak odpowiedzialną rolą, o której marzy niejeden aktor. Podczas zakończonego niedawno festiwalu teatralnego "Klasyka polska" w Opolu młody artysta został wyróżniony przez jury, a spektakl spotkał się z prawdziwym aplauzem publiczności. Sobotnie przedstawienie będzie kolejnym ważnym sprawdzianem tej inscenizacji. Ignacy Gogolewski i Jacek Król z nieukrywanym wzruszeniem czekają na konfrontację z warszawską publicznością.
W PLANIE METAFIZYCZNYM (rozmowa Z JACKIEM KRÓLEM)
To nie jest czas na dramat romantyczny...
- Z "Dziadami" jest tak jak z "Faustem" - to dramaty, które zawsze były grane i do których zawsze się będzie podchodziło. Krzysztof Babicki mawia, że o "Dziadach"myśli każdy reżyser teatralny i że do "Dziadów" się dorasta przez cale życie.
Zawsze jednak "Dziady" były kojarzone z walką o niepodległość.
- To prawda, ale "Dziady" mają przełożenie na współczesność jako kotwica sytuująca nas w tradycji, tak wielki tekst o obrazie świata zawsze jest ważny, w każdym kontekście, także we współczesności
Jednak wątek martyrologiczny stracił na znaczeniu.
- I bardzo dobrze. Proporcje się odwróciły, mamy szansę dostrzec w "Dziadach" dramat jednostki. To nie jest tylko tragedia kilkunastu chłopców spiskujących przeciw caratowi. To dramat rozgrywający się w planie metafizycznym, ukazujący, do jakiego stopnia można zmienić człowieka
Czy to Pana pierwsze spotkanie z dramatem romantycznym?
- Prawdę mówiąc, pierwsze po ukończeniu szkoły krakowskiej. W ogóle to moja pierwsza praca etatowa w teatrze po studiach.
I od razu taka rola! Pogratulować!
- Dziękuję. A do dramatu romantycznego, zwłaszcza do "Dziadów", nikt mnie nie musiał przekonywać. W krakowskiej szkole robiłem dyplom u profesora Jerzego Treli.
Dziękuję za rozmowę.
MIEJSCE NA REFLEKSJĘ (rozmowa z IGNACYM GOGOLEWSKIM)
Jak Pan przyjął propozycję udziału w lubelskich "Dziadach"?
- Dyrektor teatru zrobił mi wielką przyjemność proponując udział w tym spektaklu. Wprawdzie na początku nie byliśmy przekonani, w jakim charakterze. Wahałem się, czy zagrać tak dalece niesympatyczną postać, jaką jest Nowosilcow. Doszedłem jednak do wniosku, że w każdej postaci, najbardziej mrocznej, można znaleźć materiał do niejednoznacznej interpretacji. Mimo że od dzieciństwa mamy zakodowane w pamięci okrucieństwo Nowosilcowa, jest w tej postaci miejsce na refleksję.
Wystąpi Pan na scenie, na której przed niemal 50 laty wygłaszał Pan słynne strofy Wielkiej Improwizacji.
- Nie ukrywam, że jest to dla mnie podróż sentymentalna. Pamiętam, że na tej scenie w roku 1955 mówiłem: "Samotność, cóż po ludziach..." Cóż, będę wzruszony, postaram się, żeby to wzruszenie nie przeszkodziło w wykonaniu mojego obecnego zadania
Tym razem te słowa wypowie Jacek Król...
- To bardzo obiecujący, myślący aktor. Jacek doskonale rozumie wszystko, co robi i mówi. Bardzo dobrze został przyjęty w Opolu. Nagroda dla niego i innych młodych ludzi na tym festiwalu bardzo mnie cieszy. To dobrze, że "generalicja" krakowsko-warszawska została przez jury pominięta - my już się nagród nałykaliśmy, Jackowi i jego kolegom torują one drogę.
Korzystam z okazji, aby pogratulować Panu otrzymanej właśnie odznaki Zasłużonego dla miasta Warszawy i wyboru na przewodniczącego rady Kapituły Zasłużonych Członków ZASP i czekam z niecierpliwością na spektakl.