Cziczikow i inni
NAJLEPSZY to wybór repertuarowy Teatru Polskiego w bieżącym sezonie. Zagrana na jesieni "Lilla Weneda" była ryzykowna w pomyśle. Pokazana następnie "Klątwa" od początku przytłoczona została jubileuszowym świętowaniem. Teraz oglądamy "Martwe dusze" Gogola. Nie za wybór Gogola chwale jednak teatr - bo musiałoby to oznaczać, że "gorszy" jest Słowacki czy Wyspiański, co jako wniosek (i jako próba porównywania) graniczyłoby z bzdurą. Zresztą, większe przecież ma Teatr Polski obowiązki wobec Słowackiego, czy Wyspiańskiego niż wobec Gogola. Nie za wybór więc chwalę, ale za to, ze wybrany został do realizacji tekst dobrze dostosowany do obecnych możliwości realizacyjnych Teatru Polskiego. I za to, że realizatorzy świadomi byli tego, co jest dziś silną, a co słabą stroną sceny przy ulicy Karasia.
Scena ta ma przyzwoicie działającą, podwójną obrotówkę. Dobrze prezentuje się w tych warunkach scenografia Teresy Roszkowskiej: kolorowy, w stylu "naiwnych" horyzont teatralny przedstawiający sielsko-wiejską panoramę dawnej Rosji - a na jego tle czworoboczna, obracająca się skrzynka, której boki pokazują nam wnętrza kolejnych siedzib ziemiańskich odwiedzanych przez Cziczikowa. Scena wyposażona jest w dobrą aparaturę głośnikową, która czysto odtwarza opracowaną przez Augustyna Blocha antologia popularnych pieśni rosyjskich oraz dźwięki natury (ujadanie psów, rżenie konia, kwiczenie trzody chlewnej; takie dzwoneczki trojki, dzwony cerkiewne etc). Teatr Polski ma - żeby skończyć omawianie spraw technicznych - dobrą pracownię perukarską i dobre wzory charakteryzacji aktorskich, dzięki czemu twarze, fryzury i figury Gogolewskich postaci są odpowiednio pompatyczne, jak to jest w obiegowej tradycji teatralnego pokazywania Gogola.
Teatr Polski ma - co najważniejsze - dobrych aktorów-solistów i nie ma jednocześnie pełnosprawnego zespołu, w związku z czym rozbicie przedstawienia (jak tego wymaga tekst Gogola) na krótkie, dwu albo trzyosobowe epizody, pozwala w sposób sprawiedliwy zaprezentować aktorów. Udana jest panorama typów rosyjskich właścicieli ziemskich, z rolami charakterystycznymi Mariana Wyrzykowskiego (Maniłow), Marli Żabczyńskiej (Koroboczka), Stanisława Jasiukiewicza (Nozdriew), Leona Pietraszkiewicza (Sobakiewicz - najpełniejsza rola w tym przedstawieniu), Tadeusza Fijewskiego (Pluszkin). Niezbyt ciekawy jest za to ensamblowy bal u gubernatora; jak również scena narady urzędników gubernialnych. raczej bez rytmu i mało barwna.
Na tym tle działa radca kolegialny Cziczikow, główna w tym towarzystwie postać, która coś robi, czegoś chce, ma jakiś plan działania. Dosyć szczególnego działania: wykup chłopów, wprawdzie martwych, ale przecież figurujących w rejestrze urzędowym nie jest co prawda karalny, ma wszakże na celu interes osobisty, stanowi także próbę obejścia przepisów - i zasługuje na nazwę afery. Cudownie pomysłowej, prostej w pomyśle i dlatego tak łatwej w realizacji afery. Cziczikowa gra Wieńczysław Gliński, z talentem, sprawnie, wykonując precyzyjnie zadania wyznaczone przez autorów adaptacji (August Kowalczyk i Jan Kurczab) i przez Władysława Hańczę, reżysera przedstawienia. Ciąży jednak nad tą rolą brak powabności tej postaci, która zdobyła sobie przecież przychylność całej elity gubernialnej, zaś na widowni budzi od początku raczej pogardę niż podziw.
Pokazując takiego Cziczikowa popełnili autorzy przedstawienia pewien błąd wobec Gogola. Akcent położyli bowiem na słowie "afera" Cziczikowa, a nie na słowie "sprawa Cziczikowa". Bo przecież o sprawę Cziczikowa tu przede wszystkim chodzi: o to w jakich okolicznościach rodzą się Cziczikowowie. Wprawdzie w finale przedstawienia cytuje się liryczną, pięknie mówioną przez Władysława Hańczę apostrofę o Rosji mknącej przed siebie jak trojka. Ale komentarz liryczny do serii groteskowych obrazków satyrycznych zawsze będzie robił wrażenie czegoś sztucznego.