Artykuły

ABY PRZESTAŁ "ZAGLĄDAĆ W CIEMNĄ WSPOMNIEŃ TRUMNĘ..."

(W związku z artykułem A. Mauersbergera "Ten staw odbite niebo w sobie czuje...")

Artykuł Mauersbergera ma charakter programowy. Wychodząc z założenia, że sztuki polskiego romantyzmu są bardziej historyczne niż Szekspir - Mauersberger żąda od inscenizatora większej wierności postaciom i detalom historycznym. Na przykładzie kilku scen z dwóch przedstawień "Kordiana" próbuje pokazać, ile to teatr traci sprzeniewierzając się zawartej w tekście dokumentarnej prawdzie. Wszystko to, jakkolwiek sporne, jest zrozumiałe i można chyba powiedzieć, że krytyk-erudyta, filolog i historyk może tego pragnąć, by inscenizator wystawiając utwór o powstaniu listopadowym zgłębił historię szlacheckich rewolucji i w każdym, historycznym szczególe zachował wierność epoce, jej postaciom i wydarzeniom, a historyk literatury może się domagać, by nie przepadło w spektaklu nic z tego, co stanowi właściwość utworu, związaną z czasem jego narodzin. Nie można się tylko zgodzić, kiedy wbrew zdrowemu rozsądkowi oświadcza znienacka, że swoje uwagi pełne pietyzmu dla zawartej w dziele romantycznym historycznej dokumentacji wymierzył przeciw tradycjonalizmowi i opisywactwu, by "oczyścić grunt pod sztukę nowoczesną".

Z nowoczesnością w sztuce rzecz ma się podobnie jak z demokratyzacją w polityce. Każdy twórca nowego programu, prorok i szarlatan i utopista, dzierżymorda i agent kapitalizmu w polityce i w sztuce - przywłaszczają sobie te hasła, bo bez nich "na obecnym etapie" warta nie przepuści. Z faktu jednak, że oczyszczamy dopiero grunt pod sztukę nowoczesną, nie wynika, że można na tym gruncie posiać smocze zęby lub kukułcze jaja. Staną temu na przeszkodzie doświadczenia naszego teatru, które choć krótko trwają dały już wyniki, ma podstawie których można powiedzieć, że nowoczesna inscenizacja, utworu klasycznego to przede wszystkim wydobycie i ukazanie jego aktualnej treści filozoficznej czy politycznej. Dlatego Skuszanka dostrzegła w "Balladynie" problem walki o władzę, a w "Miarce za miarkę" "zagadnienia prawno-moralne społecznego życia". Dlatego też o sprawach XX Zjazdu KPZR mówią ze sceny Hamlet i Joanna (Shawa i Anouilha), Kordian, Konrad i Don Karlos, a sztuka napisana przed dwunastu laty jako ostrzeżenie przed powstaniem bije dziś niemiłosiernie w kult jednostki i w kłamstwo polityczne ukryte w rewolucji oszukanej przez ideowych spekulantów. Przecież na tej zasadzie aktualizacji treści politycznych dotyczących spraw żywo nas obchodzących teatr nasz pozbawiony niemal zupełnie sztuk współczesnych odegrał rewolucyjną rolę w okresie walki o obalenie do niedawna panującego systemu rządzenia. Cele polityczne, które przeważająca większość pisarzy osiągała za pomocą publicystyki, rezygnując z literackich ambicji, teatr załatwiał skutecznie za pośrednictwem najlepszych pisarzy wszystkich wieków.

Z wyżej przytoczonego powodu wydaje się, że dla nowocześnie pracującego teatru nie ma chyba głębszego znaczenia, owo rozróżnienie Mauersbergera między historycznością polskiego dramatu romantycznego a dramatu szekspirowskiego. Jeden i drugi zawiera dostateczny ładunek treści przystosowalnych do naszych czasów i potrzeb. A zawarty w historiozoficznej przenośni historyczny detal zainteresuje reżysera w wypadku, jeśli jego wierne ukazanie pomoże lepiej wyrazić aktualny sens utworu.

Powróćmy jednak do Mauersbergera. Rozgraniczenie między Szekspirem a Słowackim wprowadza on po to, żeby powiedzieć, że ze Słowackim trzeba inaczej, bo tam chodzi "o samą historię, o programy ideologiczne, o publicystykę". Postulaty historyka literatury, którego z natury rzeczy interesują przede wszystkim czasy, do jakich odnosi się utwór, próbuje narzucić teatrowi, którego z natury rzeczy obchodzą przede wszystkim czasy, w jakich się ten utwór wystawia. Zgodnie z takim założeniem Mauersberger zarzuca obu reżyserom "Kordiana" Axerowi i Dąbrowskiemu zbyt patetyczne ujęcie Prezesa-Niemcewicza,, który wedle świadectwa współczesnych nie zasługiwał na tak poważne traktowanie; chwali Dąbrowskiego i Wykę za zgodne z prawdą historyczną odtworzenie przysięgi koronacyjnej i ma pretensję do Axera za nieodczytanie tej samej sceny jako też za scenę na Placu Zamkowym; zarzuca obu monotonię i brak kontrastów w scenie spisku w podziemiu katedry oraz to, że "z obu spektakli wyprzątnięto karykatury sprawców klęski powstania listopadowego" (Z wyjątkiem nie generała w inscenizacji Axera, jak omyłkowo podaje Mauersberger, ale Lelewela).

Można zapewne niejedno jeszcze zarzucić Axerowi i Dąbrowskiemu i za niejedno pochwalić obu. Wszystkie jednak pochwały i nagany będą miały sens o wiele poważniejszy niż go w tej postaci mają, jeśli krytyk zada sobie trud odczytania myśli interpretacyjnej reżysera i pod tym kątem zechce oceniać walory poszczególnych scen i obrazów. Można, nie wątpić w ciekawą i słuszną interpretację sceny przysięgi koronacyjnej u Dąbrowskiego, zwłaszcza skoro na nią spojrzeć w powiązaniu z koncepcją przedstawienia, które krytyka odczytała jako wierne epoce i tradycji. (Nie widziałam, niestety, do tej pory krakowskiego "Kordiana"). Robienie jednak zarzutu "niewierności" Axerowi, który z miłości dla współczesności świadomie zbagatelizował tradycję - jest manewrem, nie zasługującym na rozsądną polemikę. Można, się zgodzić z Mauersbergerem, że scena na placu Zamkowym, w przedstawieniu warszawskim wypadła niedobrze, ale chyba, nie z powodu braku czerwonego sukna, i rewolucyjnie roznamiętnionego tłumu, ale dlatego, że w jasnej koncepcji przedstawienia zagrała nijako i bez wyrazu. Pozostałe zarzuty, dotyczące warszawskiego spektaklu, uderzają po trosze w próżnię, skoro taki czy inny gest cara zaprzysięgającego konstytucję czy też bardziej wulgarna sylwetka Niemcewicza stanowiłyby zapewne ciekawostkę czy urozmaicenie obrazu, ale nie wzbogaciłyby antykonformistyeznej koncepcji spektaklu, z którą te zarzuty nie mają nic wspólnego.

A teraz zostawmy w spokoju obu Kordianów i wyobraźmy sobie, że na podstawie zachowanych dokumentów stwierdzimy raz na zawsze, że Juliusz Cezar był wysoki i opanowany, Napoleon mały i gwałtowny, Joanna d'Arc wątła i pyskata, Elżbieta perfidna i małostkowa a Maria Stuart wielkoduszna i szlachetna, oraz że tak a nie inaczej każemy te postacie grać aktorom. Teatr pełniłby wtedy rolę fotoplastikonu dla młodzieży interesującej się historią, albo części artystycznej na sierpniowe konferencje nauczycieli. Tymczasem Juliusz Cezar u Szekspira i Shawa to zupełnie inne postacie i każdy z nich w wykonaniu artysty różni się zwykle w sposób dość zasadniczy od tej samej roli w innym wykonaniu. Tak samo dzieje się z każdą Joanną, Kleopatrą, Marią Stuart czy Antygoną. Artystę bowiem o wiele mniej interesuje zewnętrzna sylwetka postaci historycznej niż filozofia czy psychologia tej postaci, która spowodowała jej dziejową rolę czy legendę. Wydaje się, że ów niepokój filozoficzny cechujący zarówno pisarzy jak artystów naszego stulecia, który każe im zrywać więzy tradycji i nie liczyć się z faktami historii, kiedy idzie o wyjaśnienie ważnego dla nich zagadnienia, mającego w historii siwe źródła lub analogie - jest jakąś rzucającą się w oczy cechą nowoczesności. Wołanie zaś o wierność historii czy wierność utworowi dla samej zasady wierności ma tyle wspólnego z nowoczesnością, ile mają archeologiczne eksponaty wzbogacające nowocześnie urządzone muzeum.

Albo też sprawa dekoracji. W imię nowoczesności, operującej rzekomo wielością barw, oraz w imieniu Słowackiego, który każe rozwiesić "kotarę z rąbka niebios tęczy" krytykuje Mauersberger szarzyznę i ciemność świateł i dekoracji. Nie wiem, kto jest bardziej nowoczesny - Daszewski, który kocha się w stonowanych barwach czy np, Eibisch, który jest zamiłowanym kolorystą - toteż wydaje mi się, że skoro krytykowi nie odpowiada, "szaro-czarne" tło dramatu romantycznego, wystarczyłoby powołać się i na autora i na własne upodobania, dwa wystarczające w tym wypadku autorytety. Nowoczesność bowiem i w tym wypadku gotowa jest zdradzić krytyka wzywającego nadaremnie jej imię, zwłaszcza że wystawy najmłodszych i najbardziej nowoczesnych naszych malarzy i grafików są czarno-szare jak przepaść, z której jedynym wyjściem jest brama muzeum.

Brecht w powszechnie cytowanym fragmencie rozprawy o krytyce teatralnej ostrzega zarówno przed kanonizacją dzieła klasycznego, jak i przed jego "formalistycznym odnawianiem". "Wielkość dzieła klasycznego polega na jego ludzkiej wielkości", a tę powinno chyba każde pokolenie odczuć inaczej, po swojemu. Mauersberger zaś wzywa, by w imię nowoczesności "nie została odaktualizowana i pozamykana w ponadczasowe ogólniki" "utopia społeczna i aktualna karykatura", zawarta w utworze romantycznym, ale aktualność tę rozumie najbardziej tradycyjnie i opisowo, choć od tradycjonalizmu i opisowości odżegnuje się ostentacyjnie. Toteż niełatwo jest rozplatać i przyczesać ową wichurę myśli, połyskujących lecz nieuczesanych jak włosy czarownicy z "Przygotowania". Jeśli zrobiłam to grzebieniem nazbyt chropawym i niemiłym w użyciu, proszę wielce szanownego i miłego autora, by zechciał to złożyć na karb wadliwej, jak wiadomo, produkcji nowoczesnych grzebieni.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji