Artykuły

Bodo i jego tajemnice

W PRL-u odcięliśmy się od przedwojennego kina jako bezwartościowego. Ta pogarda jest przesadzona. A gwiazdy przedwojennego kina i kabaretu - fascynujące - o książce Ryszarda Wolańskiego "Eugeniusz Bodo. Już taki jestem zimny drań" pisze Jacek Szczerba w Gazecie Wyborczej.

Wolański na 400 stronach zawarł to, co niezbędne w opowieści o Eugeniuszu Bodo (1899-1943). Opisy przestawień kabaretowych i operetkowo-teatralnych, w których występował - w "Qui pro Quo" i w "Morskim Oku". Poznajemy je dzięki cytatom z recenzji (np. widowisko "Wykiwali diabła" to była "Rewja ujęta w pomysłową formę życzeń pani Twardowskiej, spełnianych przez djabła, jest sukcesem na całej linji"), choć trochę brak w nich konkretów (nawet w recenzjach Boya-Żeleńskiego), na temat tego, na czym polegały poszczególne numery kabaretowe Bodo.

Są też opisy filmów, w których Bodo grał, a także biogramy ludzi kina, którzy mu partnerowali. Kariera Bodo biegła od ról charakterystycznych (z powodu umiejętności przeobrażania się zwano go polskim Lonem Chaneyem, świetnie udawał np. Maurice'a Chevaliera) po role amantów, choć urodę miał raczej przyciężką, ale za to mnóstwo wdzięku. Sporo jego filmów niestety zaginęło, z komedii "Robert i Bertrand" (1938), z Bodo i Adolfem Dymszą, zachowało się tylko 37 minut. Wolański lepiej zna się na muzyce niż na filmie, więc sporo miejsca poświęca piosenkom Henryka Warsa i Jerzego Petersburskiego śpiewanym przez Bodo, choćby "Umówiłem się z nią na dziewiątą" czy "Seksapil to nasza broń kobieca" - obie pochodzą z filmu "Piętro wyżej" (1937) Leona Trystana.

400 zł miesięcznie za nazwisko

Wolański solennie wylicza najważniejsze zdarzenie z życia Bodo, wśród nich wypadek samochodowy - z maja 1929, na przedmieściach Łowicza. Bodo siedział za kierownicą, zginął wtedy jego współpasażer - aktor Witold Konopka, znany jako Roland. Droga była źle oznakowana. Bodo skazano na sześć miesięcy więzienia z zawieszeniem na trzy lata. Odtąd raczej nie prowadził i rzucił alkohol. A w roku 1929 prowadził chyba wcięty, choć mu tego nie udowodniono. Poznajemy też plany Bodo: w 1939 r. chciał grać w "Karierze Nikodema Dyzmy", wtedy też zaczął zdjęcia do antyniemieckiego w wymowie filmu "Uwaga - szpieg!".

Książka Wolańskiego ma zresztą tę zaletę, że stara się szerzej ogarnąć polskie środowisko filmowe: pokazuje trudności technologiczne przejścia od kina niemego do dźwiękowego (ówczesny anons głosił: "z szacunku do publiczności pokazujemy w naszym kinie filmy w wersji dźwiękowo-śpiewanej (droższe bilety) i niemej (tańsze)", zdradza, że na planie "Bohaterów Sybiru" (1936) to sól i naftalina udawały śnieg. Zwraca też uwagę na początki teatralno-filmowej filmowej reklamy - podawano, że Bodo występował w garniturach firmy M. Schneider, a za 400 zł miesięcznie "użyczył" swego nazwiska warszawskiemu "Café Bodo" na Foksal 17 (w 1930 r. tzw. pracownik umysłowy zarabiał średnio 352 zł).

I co ważne, Wolański wreszcie dokładnie opisuje fakt, który długo był okryty tajemnicą: Bodo zmarł 7 października 1943 r. na gruźlicę płuc w radzieckim łagrze, w obwodzie archangielskim, skąd ambasada polska w ZSRR bezskutecznie próbowała go wyciągnąć. Wolański cytuje radzieckie protokoły przesłuchań Bodo, przypominając, że materiały o Bodo w IPN-ie zaginęły.

70 klaserów i pięć lat łagru

Bodo nazywał się naprawdę Bohdan Eugene Junod. Był synem Szwajcara, właściciela kinoteatrów, i polskiej szlachcianki. Przez całe życie zachował szwajcarskie obywatelstwo, dlatego w czasie wojny nie objęła go radziecka amnestia dla Polaków.

Na scenie zaczął występować jako dziesięciolatek. Był nie tylko aktorem, ale też reżyserem i producentem. Z aktorem Adamem Brodziszem i reżyserem Michałem Waszyńskim miał firmę produkcyjną B-W-B. W Algierii, co było wtedy ewenementem, kręcił "Głos pustyni" (1932), w którym grał szejka. W 1939 r. uciekł przed Niemcami na wschód, występował w zespole Tea Jazz Henryka Warsa, ale nie trafił tak jak koledzy do Armii Andersa. Rosjanie aresztowali go 26 czerwca 1941 r. we Lwowie. Podejrzany o szpiegostwo dostał wyrok pięciu lat łagru.

Pisanie o Bodo jest trudne, gdyż był człowiekiem tajemniczym. - "Nie uznaję wywiadów - mówił - bo uważam, że aktor nie potrzebuje innego kontaktu z publicznością niż ten, który uzyskuje za pośrednictwem sceny lub ekranu".

Ale i tak wiemy o nim rzeczy zabawne: że kolekcjonował znaczki (miał blisko 70 klaserów), wyszywał makatki, był amatorem mazurków wielkanocnych i psów: sławny był zwłaszcza jego dog arlekin Sambo.

Wolański powołuje się na Magdalenę Żakowską, która w swojej pracy o Bodo zastanawiała się m.in. nad domniemanym homoseksualizmem aktora. Bodo całe życie mieszkał z matką, obracał się w kręgach zdeklarowanych gejów i chętnie przebierał się w filmach za kobietę. Ale Wolański tego tematu nie drąży. W ogóle, jest aż przesadnie taktowny. Owszem, wspomina o romansie Bodo z Tahitanką Reri, która zagrawszy w "Tabu" Murnaua, trafiła do polskiej "Czarnej perły" (1934), przypomina, że partnerująca Bodo Zula Pogorzelska miała "najpiękniejsze nogi Warszawy", i pyta, czy Bodo łączyło coś poważniejszego z Norą Ney. Woli jednak poprzestać na opinii Ludwika Starskiego, że Bodo "nie nawiązywał nigdy romansu z piękną aktorką, gustował za to w cichych, skromnych dziewczynach z ludu, w pannach sklepowych, w szwaczkach czy krawcowych. A już największą słabość miał do kobiet o kolorowej skórze".

Są w książce Wolańskiego fragmenty wywiadów prasowych z Bodo, brak mi jednak szczerego wspomnienia kogoś, kto powiedziałby, jaki on był prywatnie, jak odnosił się do ludzi, na czym polegał jego urok. Niektóre informacje padają tu jakby mimochodem i nigdy nie zostają rozwinięte - np. że w latach 30. Bodo popierał Romana Dmowskiego i prenumerował "Po Prostu". Ten tytuł to oczywiście błąd, chodzi raczej o "Prosto z mostu", podobnie jak nie było wyborowej Baczyńskiego, tylko Baczewskiego.

Kto opisze dawne gwiazdy?

Defekty biografii Bodo to jednak konsekwencja szerszego zjawiska. W PRL-u odcięliśmy się od przedwojennego kina, jako bezwartościowego. Ta pogarda była przesadzona. Na szczęście stopniowo przemija, nie ma jej nie tylko w pracach Stanisława Janickiego, speca od starego kina, ale również np. w "Historii kina polskiego" Tadeusza Lubelskiego. Z tej pogardy wynikły zresztą szkodliwe zaniedbania. Z samej książki o Bodo można się dowiedzieć, ile przedwojennych sław żyło w PRL-u w zapomnieniu - m.in. Aleksander Żabczyński (zmarły w 1958 r.), Zbyszko Sawan (1984), Maria Malicka (1992), Helena Grossówna (1994). Nikt jednak nie zadbał o to, by spisać ich wspomnienia. Już nie mówię o opisaniu powojennych losów sław pozostałych na Zachodzie: Stanisława Sielańskiego, Adama Brodzisza czy Zofii Nakoniecznej. One także pozostają nieogarnięte.

Co prawda, w 1996 r. ukazał się szczątkowy "Pleograf: słownik biograficzny filmu polskiego 1896-1939" Jerzego Maśnickiego i Kamila Stepana, lecz autorzy szybko zrezygnowali z jego uzupełniania. Szkoda. Niedawno zaczytywaliśmy się we francuskiej książce Samuela Blumenfelda o reżyserze Michale Waszyńskim (1904-65) - "Człowiek, który chciał być księciem". Część tycząca jego życia na Zachodzie jest świetna, ale ta tycząca Polski żałosna. Dlaczego więc takiej książki nie napisał ktoś stąd?

Myślę, że to zadanie dla Polskiego Instytutu Sztuki Filmowej: zebrać grupę ekspertów i dać im fundusze na uzupełnienie tego braku. O ile nie jest już na taką akcję za późno.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji