Artykuły

Wycieczka na Wagnera

Na premierach w warszawskim Teatrze Wielkim zawsze jest dużo kwiatów, ale z objęciem ich olbrzymiego naręcza dawno nikt nie miał takich kłopotów, jak Antoni Wicherek w piątkowy wieczór. Kwiatami i rzęsistymi oklaskami publiczność dziękowała szefowi łódzkiej opery za wspaniałe przygotowanie "Parsifala", jednego z najpiękniejszych wagnerowskich dramatów muzycznych. A najgłośniej i najdłużej klaska­li oczywiście melomani z Łodzi!

Żadna premiera tego sezonu w warszawskim teatrze nie była takim sukcesem jak przedstawienie "Parsifala". Zgodnie potwierdzili to znaw­cy opery obecni na spektaklu. Publiczności zgromadziło się nieco mniej niż na innych premierach: perspektywa spędzenia w teatrze ponad pięciu godzin mogła wystraszyć najwytrwalszych miłośników opery. Ale ci, co przyszli, nie żałowali, bo pięć godzin muzyki pod batutą najlepszego polskiego "wagnerzysty" to przeżycie, którego się nie zapomina.

"Parsifala" wystawiano w Polsce tylko raz. Zrobił to przed wojną Emil Młynarski. Nie mamy własnej tradycji wagnerowskiej, brakuje nam oby­cia z teatrem Wagnera. Po pierwszym akcie spontaniczne oklaski czę­ści widzów zmieszały się ze zniecierpliwionym "psykaniem" innych: wie­le osób nigdy dotąd nie słyszało, że tradycja nakazuje zachowanie po pierwszym akcie całkowitej ciszy... Dopiero na zakończenie niczym już nie skrępowanymi oklaskami nagrodzono bohaterów wieczoru. Przede wszystkim Antoniego Wicherka, bo wspaniale zagrana muzyka Wagne­ra robiła największe wrażenie. Ale podobała się i reżyseria Klausa Wa­gnera, i monumentalna scenografia Thomasa Peknego, i choreografia Emila Wesołowskiego.

Chór zaprezentował się atrakcyjnie, bo występował nie tylko na sce­nie: niektóre partie były śpiewane z najwyższego rzędu balkonów. Mu­zyka płynęła wtedy ze wszystkich stron, wypełniała cały teatr, jak w świą­tyniach. Soliści - Hanna Lisowska, Grzegorz Caban, Włodzimierz Zalew­ski, Zenon Kosnowski, Mieczysław Milun i Ryszard Morka - wzbudzili uznanie i podziw. Aż żal, że takiego śpiewania nie możemy słuchać na co dzień. Po Wagnerze każda inna opera sprawia wrażenie... musica­lu, a zadania dla wokalistów wydają się dziecinną igraszką!

Dyrektor Wicherek przekonał się, że na Łódź można liczyć. Łódz­ka reprezentacja na widowni była tego dnia o wiele liczniejsza niż na innych spektaklach w warszawskiej operze. Przyjechał woje­woda Waldemar Bohdanowicz, prezydent Grzegorz Palka, dyrektor Lech Leszczyński, pół łódzkiego Teatru Wielkiego i liczne grono opero­wych melomanów. "Kibicowaliśmy" dyrektorowi i Włodzimierzowi Zalew­skiemu, łódzkiemu basowi, pięknie śpiewającemu trudną partię Gurnemanza. Czekamy teraz na Wagnera w Łodzi!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji