Artykuły

Malta. Dzień szósty

Scena zalana różowym światłem. Za szybami burdelu snują się ponętne kobiety, odziane tylko w stringi. Wyzywająco tańczą, by zwabić przechodzących po portowym nadbrzeżu mężczyzn. Nad ich bezpieczeństwem czuwają snujący się alfonsi. W oddali widać połyskujące o zmierzchu morskie fale - po szóstym dniu festiwalu Malta dla e-teatru pisze Paweł Sztarbowski.

Nie jest to jednak scena z filmu Almodovara, ale tło do uwertury "Cosi fan tutte czyli szkoły kochanków" Mozarta w reżyserii Grzegorza Jarzyny. Premiera odbyła się wczoraj w Teatrze Wielkim w Poznaniu. Reżyser zamknął dzieło w świadomie użytej, kiczowatej formie. Wszędzie widać jaskrawy róż i krzykliwą zieleń. W takiej scenerii rozegra się historia miłości i podwójnej zdrady, pełna zabawnych intryg. W pierwszej części erotyzm jest jeszcze bardzo grzeczny, intryga dopiero się zawiązuje. Dwóch marynarzy oświadcza swoim kobietom, że muszą wyjechać na wojnę. Te poprzysięgają wierność aż po grób. Nie wiedzą, że stały się przedmiotem zakładu. Ich mężowie postawili duże pieniądze na to, że kobiety pozostaną wierne podczas, gdy sami w przebraniach będą próbowali je uwieść. Jeśli kobiety ulegną - przegrali zakład. Jak widać historyjka to bardzo banalna i reżyser nie silił się, by wydobywać z niej jakieś intelektualne treści. Jego zasługa polega na tym, że spróbował zabawić się konwencją operową i do marmurowych sal wprowadził kulturę pop. Robi to w trochę podobny sposób jak niegdyś w "Magnetyzmie serc" bawił się tradycją wystawiania klasyki. Tyle tylko, że tutaj od początku mamy do czynienia z nowoczesną estetyką.

Kicz jest nieodłącznym elementem inscenizacji operowych. Jarzyna nie próbuje tego ukrywać, ale zestawia z kiczem kultury masowej: błyszczące stroje, statek odpływający po morskich falach, w których odbija się księżycowe światło, rozgwieżdżone niebo czy samolot, którego spaliny układają się na niebie w napis Love. Niestety stylistyka przyjęta w pierwszym akcie doprowadziła do zastosowania wielu niewybrednych, hucpiarskich żartów, robionych wyraźnie pod publiczkę. Na wszelkie sposoby ogrywane są odruchy i pozycje seksualne oraz poduszka przypominająca długiego penisa. Tanim gagiem jest też śpiewanie do wibratora. Tego typu atrakcji jest sporo. Po pewnym czasie staje się to zwyczajnie nudne. Wydaje się, że już nic nie może widza zaintrygować, a jednak sam początek drugiego aktu jest zaskakujący. Zamiast Mozartowskiej partytury słyszymy tandetny przebój disco z lat osiemdziesiątych. Zmieniła się też scenografia. Z góry zwieszają się połyskujące złote frędzle. Bohaterowie znajdują się w bajecznym ogrodzie-klubie nocnym, gdzie odbywa się striptiz i roi się od półnagich osobników płciobojga. W tle ustawiono kilka pionowych rzeźb, z kamieniami ułożonymi u podnóża. Nie jest to jednak ogród japoński, ale wykute w kamieniu fallusy i jądra. Na jednym z nich usadzono dmuchaną lalę. Śpiewakom towarzyszą statyści, którzy swoimi miłosnymi igraszkami i tańcami dodają pikanterii scenicznym wydarzeniom.

"Cosi fan tutte" zgodnie z zamierzeniem Mozarta jest dobrą rozrywką, bo przecież zarówno muzyka jak i libretto są łatwe, lekkie i przyjemne. To właśnie wykorzystuje Jarzyna. I to zarówno w warstwie muzycznej jak i obrazowej. Nawet jeżeli treść jest błaha, na uwagę zasługuje nowatorska forma zastosowana przez reżysera. Czytając przedpremierowe wywiady można było odnieść wrażenie, że cała sprawa zapowiada się na skandal, jednak publiczność przyjęła przedstawienie owacyjnie. Być może więc świat dobrze znany z telewizyjnych reklam jest tym, czego przeciętny widz dziś najbardziej potrzebuje?

Zupełnie inną propozycją był występ Stowarzyszenia Teatralnego Chorea, które powstało w Gardzienicach z połączenia Orkiestry Antycznej i Formacji Tańców Labiryntu. Podejmuje ono wysiłek odtworzenia muzyki i tańca antycznej Grecji. Celem jest realizacja zasady chorei, a więc trójjedni antycznej. Chodzi o trójjedność śpiewu, słowa i gestu ciała. Grupa zaprezentowała swój pierwszy perfekcyjny spektakl "Tezeusz w labiryncie" oparty na znanym micie o Minotaurze. Świetnie wypracowane gesty i tańce. Piękna, nienarzucająca się muzyka grana na żywo. Młodzi aktorzy świetnie sobie radzą z postawionymi przed nim zadaniami. Powstała ludyczna wizja antyku, pełnego zabaw i śpiewów. Podjęty też został ważny kulturowo rytuał inicjacji, obecny we wszystkich kręgach cywilizacyjnych. Szkoda tylko, że młodzi artyści powielają schematy wypracowane już w Ośrodku Praktyk Teatralnych Gardzienice i nie szukają własnego języka, pozwalającego mówić o świecie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji