Artykuły

Jak zagra prezesa

- Telewizji bardziej zależy dziś na reklamach niż przedstawieniach Teatru TV - mówi IGNACY GOGOLEWSKI, prezes ZASP.

Niewiarygodne, ale minęło już pół wieku! W 1955 roku młodziutki aktor stanął na scenie stołecznego Teatru Polskiego jako Kordian w słynnym spektaklu Aleksandra Bardiniego. Dziś Ignacy Gogolewski to wielki mistrz, a przed nim zupełnie nowe wyzwanie...

Justyna Hofman-Wiśniewska: - Zniknął Pan prawie z telewizji.

Ignacy Gogolewski: - Telewizji bardziej zależy dziś na reklamach niż przedstawieniach Teatru TV. Gram w serialu "Na dobre i na złe" rolę dziadka i jestem z tego zadowolony.

Czy mistrzowie aktorstwa nie powinni mieć swojego stałego miejsca?

- Mistrzowie... To dziś takie niemodne, nie na fali, nie na topie.

- W serialu, nawet takim jak "Na dobre i na zle", gra się inaczej?

- Tak. To zupełnie inny warsztat - taka szczególna "prawda do kamizelki". Szczególna, bo wymagająca aktorstwa, nie pospolitości. Trzeba umieć grać w serialu.

- Aktorskim fachem para się sporo ludzi z zewnątrz, bez studiów, bez zawodowego przygotowania. Często to oni są gazetowymi bohaterami...

- Ani telewizja, ani film nie muszą poprzestawać na aktorach zawodowych. Co innego teatr. W jednym z filmów obok Laurence'a Oliviera grała Marilyn Monroe. I Olivier był na drugim planie. Bo Olivier nie był seksbombą! Seksbomba przygasiła jego wielkie aktorstwo. To przyczynek do uwag na temat kształcenia następnego pokolenia aktorskiego w Polsce. Dziś aktorów przygotowuje się raczej do występów w filmie i w telewizji niż w teatrze. Zapomniano, że najpierw trzeba tę młodzież wykształcić dla teatru, bo wszystkie inne sztuki od niego pochodzą. Gdy aktor poradzi sobie w teatrze, da sobie radę w filmie i telewizji. Odwrotnie jednak to się wcale nie sprawdza.

- Mając na koncie wszystkie możliwe sukcesy, został Pan prezesem Związku Artystów Scen Polskich. Jak odnowić ducha stowarzyszenia i całego aktorskiego środowiska?

- Jest jedno wyjście. Musi przyjść młodzież. Uzupełnić pokolenie, które odchodzi i zarazem przejąć dziedzictwo. Przyszłość należy do tego pokolenia. Jeżeli ono nie dojdzie do głosu, majątek, który ZASP zbierał przez osiemdziesiąt pięć lat, rozleci się. Pragnę przekonać aktorów do wspólnego działania na rzecz wszystkich, aby w razie czego móc każdemu pomóc. W Wielkiej Brytanii już w szkołach teatralnych młodzi wstępują do związków, gdyż one nie tylko nobilitują aktora, ale też w trudnych chwilach dają mu prawdziwe oparcie, bronią jego interesów. Nie zapominają o tym, by dbać o prestiż i rangę zawodu. Trzeba wypracować zasady, w innych krajach już funkcjonujące.

- Jakie to są zasady?

- Gdy na zaproszenie pana Jana Wojewódki pojechaliśmy do Stanów Zjednoczonych ze spektaklem "Gałązka rozmarynu", on musiał długo i usilnie zabiegać w tamtejszych związkach o zgodę na nasz przyjazd. Nawet go opłacił, gdyż nasz występ odebrał tamtejszym aktorom część pieniędzy z biletów - na inne spektakle przyszło w tych dniach mniej ludzi. Chciałbym też dodać trochę patosu naszemu stowarzyszeniu i doprowadzić do integracji środowiska, także współpracy z innymi stowarzyszeniami artystycznymi. Jeżeli my nie będziemy mówić jednym głosem, nikt nie będzie się z nami liczył.

- Proszę powiedzieć na koniec, czy udało się Panu wygrać już wszystkie marzenia?

- Byłoby przecież ogromnym zuchwalstwem, zarozumialstwem, gdybym dziś tak powiedział. Jeżeli mam jeszcze jakieś szczególne pragnienie, to chciałbym po zakończeniu mojego prezesowania w Związku Artystów Scen Polskich napisać jescze jedną książkę o aktorach i aktorstwie. Nawet wiem już teraz, że powinien się w niej znaleźć rozdział, który zatytułowałbym "Ostatnia rola prezesa".

Na zdjęciu: Ignacy Gogolewski.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji