Artykuły

"Lilli Wenedy" znamienne przypomnienie

Ten dramat można grać różnie. Można w łykowych łapciach, jak zagrano go w roku 1968 w Teatrze Polskim w Warszawie, w reżyserii Augusta Kowalczyka, jako dzieło próbujące powiększyć mitologię początków Polski. A można też zupełnie inaczej, jako poetycką wizję rozdarć społeczeństwa emigracyjnego, widzianą w dziewięć lat po klęsce powstania listopadowego. Klęsce wciąż ową społeczność drążącej. Do tej ostatniej interpretacji przychyliła się w 1973 r. Krystyna Skuszanka inscenizując "Lillę Wenedę" w krakowskim Teatrze im. Juliusza Słowackiego. Publiczność warszawska widziała wówczas to przedstawienie podczas gościnnych występów Teatru im. Słowackiego na scenie Teatru Polskiego.

Obecnie Skuszanka przypomniała swoją inscenizację - która owego czasu cieszyła się sporym rozgłosem - zaczynając bieżący sezon teatralny w Teatrze Narodowym.

"Lilia Weneda" w reżyserii Skuszanki była widowiskiem dość charakterystycznym dla teatru lat siedemdziesiątych. Kiedy to ze względu na problemy z zakresem wypowiedzi starano się przede wszystkim posługiwać materiałem klasycznym, próbując go "pogłębiać" na rozmaite sposoby, naciągać - czasami bez litości i odrobiny rewerencji dla przodków - do potrzeb dnia współczesnego. Odwaga i swoboda poczynań Skuszanki mogła szokować niejednego. Skreślenie ok. 30 proc. tekstu, dodanie fragmentów z "Kordiana" i "Grobu Agamemnona". Zmiana całkowita konwencji wizualnej - ze stylizacji prasłowiańskiej na stroje dziewiętnastowieczne. Przedstawienie miało jednak dość wolne tempo i nie uniknęło nudy w pewnych partiach.

Teraz, po 11 latach, Skuszanka przypomina swoją inscenizację. Przez ten czas uznawanie klasyki za dobrą na każdą współczesną okazję zakończyło się wyraźnym zmniejszeniem liczby widzów w teatrach. Taki był koniec teatru lat siedemdziesiątych od strony statystycznej. Wykrystalizowały się też dwa typy reżyserów: inscenizatorów i interpretatorów, - ze względu ma wierność wobec literackiego pierwowzoru. Przeżyliśmy dyskusje - co można, a czego nie można - które, jak wiadomo, nie doprowadziły do niczego. Bowiem okazało się, że można - oczywiście wobec tekstu klasycznego - właściwie wszystko. Tylko trzeba umieć. Biada więc maluczkim, którzy wkraczają między ostrza potężnych szermierzy - jak mawiał, cytowany z pamięci, Hamlet. Zatem i pod tym względem też mamy jasność.

Co więc skłoniło inscenizatorkę, żeby wznowić swój zamysł? Poza, oczywiście, bardzo ludzką chęcią przypomnienia jednego ze swoich lepszych dzieł. A te w teatrze są, niestety, tak ulotne. Sądzę, że Skuszanka uznała po prostu, iż główny temat tej inscenizacji jest bardzo aktualny.

Wyczucia aktualności nie można jej przecież odmówić. Kiedy np. jesienią 1980 r. wystawiała w Krakowie w Teatrze im. Słowackiego "Brata naszego Boga" Karola Wojtyły. Była to chwila, kiedy po wybuchu kryzysu i rozwianiu jednych złudzeń a powstaniu nowych, społeczeństwo odczuwało bardzo mocno potrzebę prawdziwego, niepodważalnego autorytetu. Jakiegoś punktu stałego na morzu zmienności, o który można byłoby się oprzeć, który dawałby orientację, gdy zorientować się jest bardzo trudno.

Teraz też aktualność - rozbicie wewnętrzne Polaków po klęsce, po konflikcie. Społeczeństwo emigracyjne po klęsce powstania listopadowego walczące między sobą, w myśl powiedzenia, że sukces ma wielu ojców, klęska pozostaje sierotą. Społeczeństwo ujawniające różne, często nie najlepsze cechy charakteru narodowego.

Teraz też są rozdarcia, rozbicia, podziały wewnętrzne, grożące paroksyzmami.

Ten nurt sporu, walki wewnętrznej jest podkreślony przez Skuszankę bardzo silnie. Osoby z dziewiętnastowiecznego salonu emigracyjnego umiejętnie wplatają się w akcję. Jakby brały udział w salonowym przedstawieniu teatralnym. Albo jakby rozwijająca się akcja była projekcją napięć wewnętrznych, przebiegających między nimi. Władysław Wigura - autor scenografii również w 1973 r. - stworzył bardzo trafną a zarazem efektowną konwencję wyrażającą powyższe zamysły, a zarazem pozwalającą bez zgrzytów przemieszczać się między pomrokiem dziejów a dziewiętnastowieczną współczesnością.

Skuszanka skorzystała z poprzednich doświadczeń. Przedstawienie ma znacznie lepsze tempo. Zniknęła na szczęście nuda, wynikająca ze zbytniej statyczności, nie wszystkie jednak problemy zostały rozwiązane. Bo chyba nie wszystkie problemy, wiażpce się z "Lillą Wenedą" można tak do końca rozwiązać.

Ukazania wewnętrznych różnic i sorzeczności, składających się na charakter narodowy, nie ułatwia warstwa tragiczno-romantyczna, widoczna szczególnie w aktorstwie. Z drugiej strony dramat ten trudno grać tak do końca na zimno i z dystansem. Brzmiałoby to bowiem fałszywie. Nad "Lillą Wenedą" ciąży też Szekspir, co ma także swoje konsekencje w grze aktorskiej.

W ton przedstawienia najlepiej utrafili Czesław Jaroszyński - Derwid i Witold Pyrkosz - Lech. Halina Rowicka - Lilla Weneda - grała po prostu romantyczną bohaterkę, robiła to dobrze w określonej konwencji, która jednak nie zawsze pasowała do koncepcji całości przedstawienia. Jadwiga Polanowska, szczególnie w I akcie, nie potrafiła przekonać do patetyczności granej przez siebie Rozy Wenedy. Ewa Krasnodębska była najwyraźniej nieudaną heroiną romantyczno-szekspirowską, przydałaby się większa powściągliwość wyrazu.

Skuszanka, wiedziona dawnym doświadczeniem, poprzedzielała sceny tragiczne w tonie, mocno zaakcentowanymi scenami komediowymi, wykorzystując w ten najlepszy sposób doświadczenia szekspirowskie. Bardzo to ożywiło przedstawienie i - dając widzowi odetchnąć od patosu - umożliwiło wyrazistsze przeprowadzenie głównej koncepcji. Bardzo pomysłowymi wykonawcami byli: Józef Nalberczak - Święty Gwalbert. a szczególnie Wieńczysław Gliński jako Ślaz. Pan Wieńczysław, zmieniony nie do poznania stworzył w tej roli właściwie samoistną etiudę, pełną nieodpartych walorów komediowych.

Wystawiając jedną ze swoich najwybitniejszych dotychczas inscenizacji, Krystyna Skuszanka przypomniała zarazem w najlepszy sposób o sześćdziesięcioleciu swojego życia tak obfitego w dokonania artystyczne. Dziękujemy za już i prosimy o nowe, wybitne przedstawienia.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji