Artykuły

Gabinet figur narodowych

"Lilla Weneda", czyli Polacy - zanotowała Krystyna Skuszanka na marginesie krakowskiej inscenizacji dramatu, 11 lat temu. Dziś dodaje: Nie umiałabym znaleźć w polskiej literaturze dramatu mówiącego więcej i odważniej o nas, Polakach lat osiemdziesiątych... I czyta "Lillę Wenedę" poprzez "Grób Agamemnona", poprzez ową dramatycznie nasyconą dwoistość "duszy anielskiej w czerepie rubasznym".

Bo "to Polska właśnie" powtarza inscenizatorka za innym Poetą - co prześwietlał narodowy charakter. Polska waśni i zgody, czynu i iluzji, wzniosłości i pozy. Kraj jedności przeciwieństw jak z podręcznika dialektyki. Dlatego (choćby i w celach dydaktycznych) nie można wyciągać z tego węzła gordyjskiego pojedynczych nici, malować co czarne, co białe, kreować prawych i pokonanych. Z pewnością zaś można to narodowe panopticum sfotografować jeszcze raz, pokazać w pełnej krasie.

Skuszanka pokazuje, kontynuując tym samym melodię Norwidowego "Zwolona", którym, wraz z Krasowskim, otwierała swoją kadencję w Narodowym. Scena tonie w półmroku, ale od razu wiadomo, że to nie legendarna, pradawna siedziba Lecha, nie dzikie ostępy Wenedów. To nierzeczywisty, ubiegłowieczny salon. Ale już trupi, umarły. Snują się w nim sarmata z amazonką, dziewica polska i legionowi młodzieńcy, ktoś w surducie fircyka, ktoś w tużurku filomaty i jeszcze ktoś inny z twarzą Poety. Damy, starcy i młodzieńce. Naród. A może tylko fantom, złuda, przywidzenie? Grób! - odpowiada Skuszanka, mogiła narodowych rekwizytów, rupieciarnia polskich charakterów, święty śmietnik.

Bohaterowie są w żałobie, wszyscy przeklęci, bo napiętnowani tym miejscem na ziemi: Polską. Ci, którzy, jak u Słowackiego, rozdrapują popowstaniowe rany, i ci, którzy, jak u Skuszanki, drażnią świeżo zabliźnione. Zastygli w pół słowa, w pół gestu, w pół spojrzenia. Gabinet figur narodowych.

Owszem. Ożywają one, żeby wieść spór Wenedów z Lechitami - w imieniu własnym, w naszym imieniu. Żeby dobyć ton cudownej harfy, która, jak złoty róg, ma dać zwycięstwo. Żeby pokazać jak ten ideał sięgnął bruku, zbezczeszczony niewinną krwią. I taki obraz, to ta "Polska właśnie". Dwoista, trwająca pomiędzy wzniosłością i brudem historii.

Niezwykle twórczy to zamysł, przeprowadzony z imponującą konsekwencją. Skuszanka chłoszcze, drażni, mami i pointuje, podpowiada, tłumaczy wprowadzając do tekstu dramatu wyimki z "Kordiana", "Grobu Agamenraoma", kilka strof z "Podróży do Ziemi Świętej". Reżyserskim kaduceuszem miesza w tym tyglu, żeby wydobyć jeszcze raz dobrze znany krzyk Poety: "Pawiem narodów byłaś i papugą, a teraz jesteś służebnicą cudzą...". Ale zarówno dopisując jak i kreśląc nie narusza materii dramatu. Ona ja tylko prześwietla, uwydatnia, prowadząc seans osobliwej narodowej psychodramy.

I nie aktorzy wprost, a postaci tych dziwacznie poprzebieranych naszych przodków przyjmują na siebie role z "Lilli Wenedy", żeby jeszcze raz mówić o bohaterach i grobach.

To niezwykłe ambitne i trudne zadanie okazało się ponad siły zespołu Teatru Narodowego. Trzeba się nastawić na to, że ze strony aktorskiej czeka widza wiele rozczarowań, często bolesnych jak w przypadku Rozy Wenedy czy Gwinony. Skuszanka, jak król Wenedów, nie pozyskała złotej harfy, żeby zagrać donośniej swoją pieśń i zwyciężyć ostatecznie.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji