Artykuły

W polskiej tonacji

Krystyna Skuszanka jeszcze raz potwierdziła swój niezwyczajny słuch teatralny oraz siłę wyobraźni. Lecz ranga spektaklu "Lilli Wenedy" na scenie Teatru Narodowego wykracza daleko poza perfekcję warsztatową. A przecież cała rzecz była ogromnym ryzykiem artystycznym, bowiem wizja reżysera różni się od wizji poety. O kierunku tych zmian za chwilę. Teraz warto sięgnąć do litery tekstu.

W liście dedykowanym Zygmuntowi Krasińskiemu, poprzedzającym "Balladynę", autor zapowiada sześciokrąg kronik dramatycznych. I właśnie "Lilla Weneda" była następną pozycją z cyklu. Wybitny znawca poezji Słowackiego, profesor Juliusz Kleiner, podkreślając urodę tej czarnej tragedii, stwierdzał: "Tutaj wystąpił tragik, w którym obok chrystianizmu ozwały się echami wieków dawnych groźne, mściwe siły pogańskie, który na równi z boleścią wznoszącą czuł straszliwe, niszczące brzemię przeznaczenia".

Badaczy fascynowała zawsze rozległość historiozoficznych perspektyw "Lilli Wenedy". Już sam prasłowiański rodowód został przez Słowackiego usytuowany na bardzo różnych płaszczyznach. Tak więc w pojęciu genezy państwa, jako starcia dwu plemion, znalazły się elementy herderowskiej teorii podboju, wedle której łagodnym tubylcom dopiero okrutni najeźdźcy przynieśli, "energię państwowo-twórczą". Ten rodzaj historyzmu łączy się z mitologią skandynawsko-germańską (np. Król - Harfiarz, Roza - Walkiria) oraz antyczną (oślepiony Derwid - Edyp). Niejednorodna okazuje się również forma dramatyczna. Zasadniczo obowiązuje szekspirowski wzór. Lecz są w nim rysy tragedii antycznej (chóry) i Calderonowskiego teatru (funkcja zaskoczenia).

Tymczasem na Narodowej Scenie prasłowiańskich odniesień nie ma. Śmiertelny bój Wenedzi - Lechici przeradza się w wielki polski spór. Zasadniczą przesłanką tego sporu jest klęska 1831 roku, rozjemcą - ojczyzna. Tłumacząc funkcję powstańczych realiów tragedii, Juliusz Kleiner pisał: "Niewspółmierność pokonanych i zwycięzców w r. 1831 nasunęła Słowackiemu znany motyw mitów starożytnych: motyw klęski olbrzymów w starciu z nowym karłowatym pokoleniem."

Niestety, nie oglądałam wersji "Lilli Wenedy" sprzed lat 11 (Teatr im. Juliusza Słowackiego), kiedy Skuszanka po raz pierwszy wprowadziła XIX-wieczny salon na plan akcji. W obecnym przedstawieniu tragizm, powagę, ton przestrogi wzmacniają perspektywy najnowszej historii. Skuszanka potrafiła zrealizować narodowy wizerunek, dając mu barwy ostre. Dobrze służy tej koncepcji scenografia Władysława Wigury oraz dochodzące akordy szopenowskie (wyk. Franciszek Barfuss). Jest to salon pieczeniarzy i idealistów, salon złudzeń, błędów i rozpaczy. Trzeba podkreślić ogromny wysiłek całego zespołu, który nieprzerwanie uczestniczy w żywym obrazie. Wyraziście brzmią głosy solistów. Oto zapalczywy Rembajło Lech (Witold Pyrkosz). Uwikłana we własne intrygi, wstrząsająca po stracie syna Gwinona (Ewa Krasnodębska). Autentycznie wzruszająca Lilla (Ewa Serwa).

Szczególnie trudne zadania mieli aktorzy, których role operują przede wszystkim symbolicznym skrótem: Roza - Jadwigi Polanowskiej i Polelum Stefana Knothe. Polanowska bardzo pięknie utrzymuje równowagę między patosem a histerią. Aktorka zrealizowała postać świadomie literacką i jednocześnie pełną człowieczego bólu. Z dużą siłą ekspresji przekazuje niełatwe, bo jakże uwikłane w romantyczną retoryką kwestie. Polelum Stefan Knothe. On przecież musi dokonać dramatycznego osądu zwaśnionych. ("i przyszli, kiedy mój lud cały skonał.")

Wreszcie niezwykle istotny nurt tragifarsy. Skuszanka nie bała się ironicznego komentarza. Prowadzą go dwie postacie: Święty Gwalbert Józefa Nalberczaka i Ślaz Wieńczysława Glińskiego. By ironii stało się zadość, tą parę łączy przymierze tchórzostwa i prywaty. Ale nie ma w nim groteskowych szarż, jest raczej smutna zgoda na gorszą stronę ludzkiego ja. Wieńczysław Gliński winien tę rolę zapisać na konto swoich najwybitniejszych osiągnięć. Wyposażył on Ślaza w śmiech przez łzy. A to już sprawa znakomitego rzemiosła i wnikliwej analizy.

Polski salon ramują poetyckie przypisy Juliusza Słowackiego, co sumiennie odnotowuje program. Skuszanka, wierna pierwszej edycji "Lilli Wenedy", dołączyła do tekstu wersy "Grobu Agamemnona". Strofy o Termopilach z rozwagą i wyczuciem rytmu mówi Tomasz Budyta.

"Lilia Weneda" w Teatrze Narodowym ma wiele odcieni. Dominuje kolor powagi. Muszę powiedzieć, że już od dawna nie oglądałam żadnego z polskich arcydramatów zrealizowanego w sposób równie klarowny i przejmujący.

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji