Artykuły

Polska Casta Diva

- Któregoś ranka drzwi mojego gabinetu otworzyły się, weszła TERESA MAY-CZYŻOWSKA, zamknęła je za sobą, usiadła i wbiwszy we mnie wzrok zaczęła: - Po co szukać Leonory na zewnątrz? Ja to zaśpiewam! - artystkę żegna Sławomir Pietras.

Siedzę bezradny nad pustą kartką. Z wakacji na drugim końcu Europy już nie dojadę. Z pogrzebami w Łodzi nie czeka się dłużej niż kilka dni. Zresztą - powie ktoś zgryźliwy - miałeś kilkadziesiąt lat, aby się z nią witać, żegnać, cieszyć, smucić, zgadzać, różnić, sprzeczać, godzić-jak to wżyciu...

Teresa May-Czyżowska była w mojej działalności postacią szczególną. Rozpoczynając pracę w Teatrze Wielkim w Łodzi, postanowiłem zagrać "Fidelia" Beethovena. Stan był wojenny, ludziom doskwierał brak swobody, czuli ucisk, ograniczenia, codzienne niedostatki. Mieli już serdecznie dosyć indoktrynacji, tandetnej propagandy i kłującej w oczy nieprawdy. Od teatru oczekiwali odwagi, determinacji, szlachetnego patosu. O tym wszystkim był "Fidelio".

Każdy, któremu ujawniałem ten projekt, odradzał: to nie na Łódź, rzadko kiedy się udaje, kim to zaśpiewać, kto to będzie oglądał? Itd., itd...

Rzeczywiście nie było odpowiedniego tenora, Delfina nie chciała śpiewać Marceliny, był problem, czy Malczewski wytrzyma kondycyjnie Pizzara, bo Zalewski dostał właśnie kontrakt do Austrii, a o kandydatce do morderczej partii Leonory mogłem myśleć tylko wtedy, gdybym znalazł odpowiedni sopran poza Łodzią (stan wojenny!).

Któregoś ranka drzwi mojego gabinetu otworzyły się, weszła May-Czyżowska, zamknęła je za sobą, usiadła i wbiwszy we mnie wzrok zaczęła: - Po co szukać Leonory na zewnątrz? Ja to zaśpiewam!

- Ależ pani Tereso, to takie silnie wyrazowe, forsowne, emocjonalne - zaoponowałem. - Szkoda pani pięknego lirycznego sopranu. - Tego niech się pan nie obawia. Przejrzałam wyciąg fortepianowy. Moja kondycja, doświadczenie i umiejętności wokalne zupełnie wystarczą, abym dała sobie radę, śpiewając dużym sopranem lirycznym tak mocną partię.

Sukces "Fidelia" [na zdjęciu] był ogromny i nadspodziewany. Ona odniosła największy. Po niegdysiejszych lekkich "Traviatach", "Rigotettach", "Cyrulikach", "Cyganeriach" i "Faustach" zaśpiewała jedną z najtrudniejszych i najbardziej wyczerpujących ról w całym repertuarze operowym. Był to wyczyn budzący podziw i respekt.

Na jeszcze większy szacunek zasłużyła sobie wkrótce podejściem do wykonania partii tytułowej w "Normie" Belliniego. Znowu kondycyjnie bez problemu pokonała tę piekielnie trudną partyturę, niemal trzy godziny nie schodząc ze sceny. Dawała z siebie wszystko: piękno głosu, wirtuozowską technikę śpiewu, urzekającą interpretację i przekonującą postać. Bez niej premiera "Normy" w Łodzi nie miałaby sensu.

Ośmielona tymi dwoma wyczynami podjęła się z sukcesem śpiewania "Nabucca" i "Aidy", chociaż kilka lat wcześniej zadziwiała już mocnym repertuarem ("Hrabina", "Halka", "Don Carlos", "Trubadur", "Wolny strzelec").

Kiedy przyszło do realizacji "Wesołej wdówki", bez wahania przyjęła rolę Hanny Glavary. Wykonywała ją po polsku i po niemiecku, jako że zakontraktowaliśmy spektakl do wielu miast Austrii, Szwajcarii i Niemiec. Tym razem Teresa May-Czyżowska udowodniła, że w operetce klasycznej ma również wiele do powiedzenia. Podobała się wszędzie.

Była operową primadonną w dawnym stylu. Taką, jaką lubi szeroka publiczność, szanuje zespół teatru, ceni każdy dyrektor. Przed kilku laty Kazimierz Kowalski urządził jej jubileusz. Jechałem do Łodzi trochę niepewny kondycji wielce zasłużonej, ale już wysłużonej przecież gwiazdy. Okazała się rewelacyjną Dorotą w Krakowiakach i góralach. Natychmiast zaprosiłem ją w tej roli na gościnne występy do Poznania.

Siedzę bezradny nad dopiero co napisanym tekstem. Podporę mojej łódzkiej operowej pracy żegnam i odprawiam w zaświaty z bardzo daleka. Tam, gdzie właśnie odchodzi, spotka zapewne wielkich moich poprzedników - dyr. Stanisława Piotrowskiego i Zygmunta Latoszewskiego, wspaniałych partnerów - Antoniego Majaka i Władysława Malczewskiego, dawniejsze gwiazdy i koleżanki - Zofię Rudnicką, Lidię Skowron, Alicję Pawlak, Alicję Dankowską...

Coraz większy zespół operowy Łodzi znajduje się już po tamtej stronie. Kiedyś przejdziemy tam również my. Żegnaj, pani Tereso... Weź na drogę tytuł polskiej Casta Diva, koty - co je tak lubisz, nasze łzy i... do zobaczenia!

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji