Artykuły

Bania z romantyzmem

Pewien cudzoziemiec zaczął swą podróż teatralną po Polsce od Krakowa. Zaprowadzono go, oczywiście, na "Dziady", "Lillę Wenedę", "Noc listopadową". Bardzo mu się podobało, ale nie mógł się nadziwić jednostronności tematycznej tego repertuaru. Kiedy przyjechał do Warszawy, gdzie zarezerwowano mu bilet na "Balladynę", nie dał się porwać nawet perspektywą pędzących nad głowami widzów motocykli i uciekł na Mrożka. Chciał zobaczyć coś polskiego i współczesnego. Nie sądzę aby się pod tym względem "Szczęśliwym wydarzeniem" nasycił, ale miał już dość romantyków. Zważmy przecież, że nie rozumiał - i nie mógł rozumieć - żywej aktualności, jaką ich dzieła dla nas pulsują.

Jednakże ogólne wrażenie zagranicznego gościa było całkiem prawidłowe. Bania z romantyzmem i neoromantyzmem (Wyspiański) rozbiła się nad teatrami polskimi. Zanosi się na to, że sezon Trzydziestolecia w teatrze przyniesie największe osiągnięcia właśnie w repertuarze romantyków. Już przyniósł. Wprowadzone na scenę narodową przez Hanuszkiewicza "Wacława dzieje" Garczyńskiego stały się głośną prapremierą dzieła sprzed półtora wieku. "Balladyna" zamieniona przez tegoż reżysera w świetną, błyskotliwą, choć pustą zabawę ściąga widzów, nawet takich, którzy dotąd bali się jak ognia "nudziarstwa" klasyków. "Lillę Wenedę" w reżyserii Krystyny" Skuszanki w Teatrze im. J. Słowackiego w Krakowie, moim zdaniem, za mało doceniono. Uważam to przedstawienie za rewelację w nowatorskim, uwieńczonym sukcesem ujęciu tego dramatu Słowackiego. W pełni zasłużony rozgłos osiągnęła "Noc listopadowa" w reżyserii Andrzeja Wajdy w krakowskim Starym Teatrze. O tym przedstawieniu już wszystko napisano i to w zachwytach. Istotnie jest to cudo teatralne pod względem plastycznym (zasługa inscenizatora i kostiumów Krystyny Zachwatowicz), aktorskim (kreacja Jana Nowickiego, stawiająca go w pierwszej czołówce naszych aktorów), muzycznym (Zygmunt Konieczny) i merytorycznym (choć Wajdę za to ostrzeliwano, co prawda trafiając raczej kulą w płot). Po tej bombie Stary Teatr ma w zanadrzu już następną: Swinarski przygotowuje "Wyzwolenie" (premiera z końcem maja). Mając w świeżej pamięci jego wspaniałe "Dziady", możemy i tym razem snuć wielkie nadzieje. "Wyzwolenie" zresztą krąży po całej Polsce, co częściowo możemy sprawdzić w kolejnych panoramach kulturalnych w stolicy. Krąży także "Nieboska komedia" Krasińskiego, trafia się nawet "Irydion". Zabłysła nowym blaskiem "Złota Czaszka" Słowackiego w młodym zespole "Estrady". O sukcesach teatralnych tych przedstawień decydują inscenizatorzy i aktorzy, ale niewiele by z tego wyszło, gdyby nie mieli oni do dyspozycji tak bogatego tworzywa literackiego.

Swoją drogą ta siła fatalna i żywotność romantyzmu zdumiewają. Jeżeli spojrzymy na historię ostatniego stulecia w teatrze polskim, to zobaczymy, że główne przewroty dokonywały się w niej za sprawą dziedzictiva naszych romantyków. Wyspiański wyrósł z romantyzmu. Leon Schiller swoją koncepcję teatru monumentalnego wyprowadził z wykładów Mickiewicza i z Wyspiańskiego, a szczytowe inscenizacje osiągał w dramatach naszych trzech największych poetów romantycznych. W pierwszych latach po wojnie romantyków odsunięto na bok. I znowu pierwszym sygnałem odrodzenia były "Dziady" w reżyserii Bardiniego w roku 1955 - wydarzenie przełomowe niezależnie od mniejszych czy większych wartości samego przedstawienia. Odtąd polski repertuar romantyczny wtargnął do naszych teatrów szeroką falą i pozostał w nich na stałe. Towarzyszył repertuarowi współczesnemu w odrodzeniu i wzbogaceniu życia teatralnego. Inspirował swą poetyką inscenizatorów i pisarzy. Stawał się punktem odniesienia dla nowatorów, Grotowski zaczynał swoje poszukiwania od "Dziadów" i "Kordiana" a jego pierwszym wielkim osiągnięciem było "Akropolis" według Wyspiańskiego.

W roku 1967 wystawia "Dziady" w Teatrze Narodowym Kazimierz Dejmek, w roku ubiegłym - rewelacja na miarę czasową nie tylko Trzydziestolecia - "Dziady" Swinarskiego w Starym Teatrze w Krakowie.

I ten wybuch romantyzmu na scenach polskich, jakiego obecnie jesteśmy świadkami. Wszystkie te przedstawienia - może nie wszystkie, ale wiele najwybitniejszych z nich - nie powielają dawnych wzorów, szukają świeżych rozwiązań, tworzą trwałe wartości teatralne. Repertuar romantyczny został głęboko i w różny sposób przeorany - od Hanuszkiewicza do Swinarskiego. Ostatnie lata przyniosły zupełnie nowe ujęcia sceniczne Wyspiańskiego, zrywające z niewolniczym trzymaniem się wskazówek autora i dostosowujące jego dramaty do wymogów dzisiejszego teatru. Wyspiański też dzięki Wajdzie zrobił karierę filmową na skalę nie tylko naszego kraju.

Przy tym nie są to tylko poszukiwania i osiągnięcia artystyczne z zakresu poetyki teatralnej. Mają one mocny, ideowy ładunek treści, odnoszących się zarówno do historii jak i do dnia dzisiejszego. Nic dziwnego, że budzą kontrowersje i dyskusje, niepokoją, podniecają, a niektórych drażnią. To cechy każdego żywego teatru. I można się cieszyć z tych sukcesów teatralnych, z niewygasłej żywotności naszych klasyków (którzy w tym wypadku są romantykami). Tylko że radość tę w szerszym spojrzeniu mąci jedno nieśmiałe pytanie: a gdzie współczesność?

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji