Artykuły

Operowy Makbet

Teatr Wielki wystąpił w listopadzie z premierą "Makbeta", opery Giuseppe Verdiego opartej na tragedii Szekspira, Dzieło to zostało napisane w roku 1847 przez 34-letniego kompozytora, wśród takich oper, jak "Nabucco" (1842), "Lombardowie" (1843), "Ernani" (1844), "Joanna d'Arc" (1845), "Zbójcy" (1847), "Korsarz" (1848), "Intryga i miłość" (1849). Jak widać z tytułów, inspiracją i podstawą librett tego okresu byty w większości znane dzieła literackie Hugo, Schillera i Szekspira. Niestety, wszystkie te opery nie należą w bogatej spuściźnie Verdiego do najpopularniejszych i najczęściej wystawianych. Były one właściwie wstępem do późniejszych znakomitych dzieł takich, jak "Traviata", "Bal maskowy", "Don Carlos", "Aida" i kończących pracowite życie kompozytora "Otella" i "Falstaffa". W tych ostatnich dopiero stworzył Verdi samoistne arcydzieła muzyczne godne szekspirowskich pierwowzorów.

Wróćmy jednak do "Makbeta", który mimo że po florenckiej prapremierze w roku 1847 przeszedł przez wiele scen operowych Europy, a nawet całego świata (1849 - Warszawa, Hawana; 1850 - Nowy Jork, Konstantynopol, dalej Sztokholm, Buenos Aires, Sydney, Santiago de Chile, Mexico. Wymieniam te najbardziej "egzotyczne".

W swej przeszło 100-letniej historii "Makbet" najczęściej był wystawiany w miastach niemieckich lub po niemiecku. Dopiero w dalszej kolejności byt grany w miastach włoskich, a np. w Anglii tylko 3 razy, (pierwsze zaś wykonanie było w roku 1938) i to we włoskiej wersji. Był też "Makbet" przerabiany. 0becna wersja grana w Warszawie jest wg paryskiej z roku 1865, bez baletu. W Polsce poza rokiem 1849 (libretto tłumaczone było na język polski) był wystawiany jeszcze we Wrocławiu w roku 1964. Ciekawostką jest też, że dyrygował tą operą w roku 1973 Robert Satanowski w Krefeld (RFN). Obecną inscenizację przygotował pod względem muzycznym Andrzej Straszyński.

Po całym tym historycznym wstępie nasuwa się pytanie, dlaczego, zabrano się do przygotowywania tej trudnej (przez swój genialny pierwowzór) opery. Wprawdzie inscenizator i reżyser spektaklu Marek Grzesiński wyprzedza wszystkie tego typu pytania czy zarzuty minoderyjnym stwierdzeniem w programie "...połączenie zaś w jedno zadanie tego, co oczekiwał Szekspir, z tym czego wymaga opera, podnosi niewykonalność do kwadratu i stawia pod znakiem zapytania sensowność tego przedsięwzięcia..." i racja, podziwiam odwagę, bo do tego typu dzieła trzeba mieć ciekawy pomysł, aby na miarę naszych czasów oddać misterną gmatwaninę sytuacji realnych i wizyjno-metaforycznych, a do tego warunki sceniczno-techniczne. Po drugie, odpowiednich śpiewaków będących dobrymi aktorami, tym bardziej, gdy swoje partie śpiewają w oryginalnej wersji językowej. Wokaliści właśnie w "Makbecie" muszą być bogatsi o środki aktorskie, bo nie ma tu popisowych, znanych arii, akcja skupia się na przeżyciach wewnętrznych tylko dwojga bqhaterów, wizjach, ponurych wróżbach itd. Proszę mnie źle nie zrozumieć, nie jestem przeciwko śpiewaniu oryginalnych wersji oper, ale ta konwencja narzuca śpiewakom o wiele wyższe wymagania.

Pierwszy warunek dobrej inscenizacji "Makbeta", którym powinien być ciekawy pomysł inscenizacyjny, został spełniony tylko w części. Operę wystawiono z dużym rozmachem. Ogrom naszej sceny pozwalał na rozegranie wszystkich scen na dużych przestrzeniach lub na tle ogromnych, ponurych dekoracji w bardzo niejednolitych, ale ciekawych kolorystycznie kostiumach. Wiele scen było też jakby z różnych epok. Ekspresjonizm kostiumów wiedźm (inspiracją były chyba "ptako-szkielety" Goyi) nie współgrał z nowoczesnymi "środkami transportu", jakim były krzesełka-huśtawki, na których były spuszczane z nieba. Poza tym wiele scen było rozegranych albo niepotrzebnie (zjeżdżanie łoża z trupem Dunkana po pochylni, obcięcie i pokazanie głowy Makbeta), albo nieciekawie (zabójstwo Banca i reakcja jego syna) albo wręcz nieestetycznie (scena I w akcie 3 wróżby-zjawy). Ekspresjonizm pomieszał się z naturalizmem i dał coś " la horror".

Idąc na tzw. drugą premierę, podczas której śpiewali młodzi wokaliści, ogromnie się bałam czy spełniony zostanie drugi warunek pokazania operowego "Makbeta"... i tu spotkała mnie niespodzianka. Ryszarda Racewicz udźwignęła głosowo arcytrudną partię Lady Makbet i była bohaterką wieczoru. Jej mezzosopran brzmiał niezwyke dramatycznie i czysto, nawet trudne dla tego typu głosu wysokie partie nie raziły zbytnim krzykiem. Przejmująca aktorsko była też w akcie III i IV. Ale tu nasuwa się pytanie, dlaczego tę sopranową partię śpiewają w Teatrze Wielkim mezzosoprany, czyżby nie było sopranów dramatycznych? Ryszardzie Racewicz godnie partnerowali Wiesław Bednarek (Makbet) i Ryszard Morka (Banco), a na szczególne uznanie zasłużył Stanisław Kowalski jako Macduff. Wyrośli więc godni partnerzy Krystyny Szostek-Radkowej i Jerzego Artysza. Na pochwałę zasłużył też chór kierowany przez Bogdana Golę, śpiewał podniośle i czysto. Chórzyści dodatkowo poruszali się sprawnie, co nie było łatwe, ze względu na wymienione już "desantowe" pomysły w scenach z czarownicami i wąskie schody średniowiecznego zamczyska.

Podsumowując inscenizację tej opery, trzeba stwierdzić, że "Makbet" jest kolejnym etapem w rozszerzaniu repertuaru Teatru Wielkiego, o nieznane u nas dzieła operowe, z jednoczesnym wykorzystaniem ogromnych możliwości technicznych naszej sceny. Nie wszyscy chyba wiedzą, że jest to największa scena operowa świata. Kto nie wierzy niech przyjdzie na operowego "Makbeta".

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji