Artykuły

Wolność artystyczna i finansowa

To tylko dzięki wsparciu i zaufaniu ze strony Urzędu Marszałkowskiego Maciej Nowak mógł realizować swój program artystyczny. Sam fakt, iż mógł realizować autorski program, dla wielu kontrowersyjny, świadczy o otwartości na nową sztukę zarówno marszałka, jak i podległego mu urzędu - pisze Arkadiusz Rybicki, dyrektor Departamentu Kultury, Sportu i Turystyki Urzędu Marszałkowskiego Województwa Pomorskiego w Gdańsku.

Ani rząd, ani samorząd nie mogą tworzyć różnych praw dla różnych instytucji.

Odwołanie Macieja Nowaka z funkcji dyrektora Teatru Wybrzeże wzbudziło zaniepokojenie środowiska teatralnego. Naprędce sformułowało ono pogląd, że źli urzędnicy gnębią artystów za ich niezależne poglądy. "Przekrój" napisał nawet, że w istocie powodem odwołania jest publicznie głoszona homoseksualna orientacja Macieja Nowaka. Im dalej od Gdańska, tym obraz jest gorszy: oto w Teatrze Wybrzeże spotkały się dwie parady: "równości" i "normalności", i wygrała ta druga. Opinie te są zbyt proste, aby mogły być prawdziwe.

W ciągu prawie 5 lat bycia dyrektorem Teatru Wybrzeże Maciej Nowak ani razu nie usłyszał ze strony Urzędu Marszałkowskiego krytycznej uwagi na temat wizji świata, jaka przedstawiana jest w sztukach granych na deskach teatru. Mimo wielu krytycznych uwag płynących ze strony autorytetów społecznych i znawców sztuki teatralnej, że gdański teatr wystawia repertuar jednostronny, skierowany do wąskiego kręgu odbiorców, Urząd Marszałkowski nie czynił żadnej ingerencji, szanując autonomię instytucji i jej dyrektora.

Nawet kiedy wystąpił w negliżu na rozkładówce pisma gejowskiego, nikt poza jednym radnym sejmiku, który napisał interpelację na temat godności dyrektora instytucji publicznej, nie zaprotestował. Przez te 5 lat Nowak cieszył się niczym nieskrępowaną wolnością twórczą. Jego niewątpliwym sukcesem było wydobycie teatru z marazmu, stworzenie sceny, o której się mówi i pisze. Jest więc rzeczą zdumiewającą, że niektórzy przedstawiciele środowisk twórczych i mediów starają się wykorzystać powstałą sytuację do stworzenia antagonizmu, którego nigdy nie było: to tylko dzięki wsparciu i zaufaniu ze strony Urzędu Marszałkowskiego Maciej Nowak mógł realizować swój program artystyczny. Sam fakt, iż mógł realizować autorski program, dla wielu kontrowersyjny, świadczy o otwartości na nową sztukę zarówno marszałka, jak i podległego mu urzędu. Dlatego niegodziwością jest stawianie sprawy na głowie i rozpowszechnianie fałszywych opinii, jakoby urząd walczył z wolnością sztuki. Dotychczasowe osiągnięcia Teatru Wybrzeże są przecież tego najlepszym dowodem. Wsparcie ze strony Urzędu Marszałkowskiego Maciej Nowak wykorzystał, czyniąc z Wybrzeża teatr, o którym się mówi w Polsce. Problemem jest, że zrobił to kosztem innych, z rażącym naruszeniem dyscypliny finansowej.

Maciej Nowak został odwołany z powodu długu ciążącego na Teatrze Wybrzeże, z którym nie mógł sobie poradzić, a nie za wybory repertuarowe czy estetyczne. Jako szef teatru występował w dwóch osobach: dyrektora artystycznego i naczelnego. W tej drugiej roli w ocenie urzędu po prostu się nie sprawdził. W wielu teatrach w Polsce te dwie funkcje rozdzielono (np. w Warszawie w Dramatycznym, Romie, Ateneum, Rozmaitościach). Maciej Nowak zarządzał teatrem jednoosobowo. Mało tego. Zdecydował się zostać również dyrektorem Instytutu Teatralnego im. Raszewskiego w Warszawie. Próbując łączyć te funkcje, przez kilka dni w tygodniu przebywał w Warszawie, a przez kilka w Gdańsku. To się nie sprawdziło. Flagowy dla dwumilionowego województwa teatr dramatyczny wymagał o wiele większej uwagi i nakładu pracy.

Teatr Wybrzeże, realizując znaczną ilość spektakli, zatrudniając do nich znanych reżyserów i dając etatowym aktorom pracę, jednocześnie przestał płacić swoje zobowiązania. Wielu artystów, wykonawców czy wreszcie dostawców prądu bezskutecznie domagało się pieniędzy za wykonane usługi. Niektórzy z nich zdecydowali się pozwać teatr do sądu, większość przeklinała po cichu albo wysyłała skargi do Urzędu Marszałkowskiego. Właściciel jednej z agencji artystycznych skarżył się: "W przekonaniu, że Pan Marszałek podziela pogląd, że działalności artystycznej Teatru Wybrzeże nie powinna uchybiać działalność uwłaczająca etyce i europejskim standardom prawa autorskiego (...) proszę o wypłacenie zaległych od września 2004 roku tantiem autorskich z tytułu wykonań publicznych utworów chronionych prawem autorskim. Kradzież własności intelektualnej przez instytucje kultury jest poważnym zagrożeniem dóbr obywatelskich".

W 2003 roku dług teatru wynosił ponad 2,1 mln zł, w 2004 prawie 1,3 mln. Połowę tej sumy stanowiły zobowiązania wymagalne. Jednocześnie rosły koszty spektakli i malała frekwencja. W roku 2002 wynosiła ona 51 000 osób, w 2003 - 44 000, w 2004 - 37 000. Wydaje się, że to nie urząd, ale sami widzowie sygnalizowali, iż repertuar teatru nie trafia do wszystkich, co sprawia, że motto "Teatr dla ludzi" nabierało coraz bardziej ironicznej wymowy. To mogło niepokoić, ale - podkreślę raz jeszcze - nie było przyczyną zwolnienia Macieja Nowaka. Rozwinę jeszcze dane statystyczne. Teatr ma prawie 900 miejsc (na wszystkich scenach), a na przedstawienie przychodziło statystycznie 87 widzów, z każdym rokiem coraz mniej. Wpływy z jednego przedstawienia w 2004roku wynosiły 1576 zł przy wielokrotnie wyższych kosztach. Mimo dysponowania w latach 2001 - 2004 łącznie ponad 31 mln zł dyrektor nie był w stanie uporać się ani ze sposobem zarządzania pieniędzmi, ani z ciążącym długiem, nawet jeśli weźmiemy pod uwagę koszty remontu teatru.

W 2004 roku kultura stała się drugim priorytetem w polityce samorządu pomorskiego. Teatr - podobnie jak inne instytucje kultury - otrzymał o prawie 20 proc. większą dotację na działalność bieżącą. W połowie roku na prośbę dyr. Nowaka marszałek Jan Kozłowski zgodził się przekazać dodatkowo nieplanowaną w budżecie województwa kwotę 0,7 mln zł na oddłużenie teatru. Postawił jednak publicznie warunek: do końca roku dyrektor musi uporać się z długiem. W innym wypadku zarząd województwa będzie zmuszony "wyciągnąć wnioski personalne". Dyrektor Maciej Nowak nie spełnił tego warunku i pod koniec roku oddał się do dyspozycji marszałka. Jan Kozłowski - uznając to zachowanie za honorowe, przedłużył warunek jeszcze o pół roku. Dla obu stron było jasne, że niespełnienie go oznaczać może tylko jedno. Kontrola przeprowadzona w czerwcu 2005 roku wykazała, że dług nadal wynosił ponad 1 mln zł, w tym połowa to zobowiązania wymagalne. Marszałek nie miał innego wyjścia, niż odwołać dyrektora.

Ani rząd, ani samorząd nie mogą tworzyć różnych praw dla różnych instytucji. Domagać się od szpitali, organizacji pozarządowych, fundacji i stowarzyszeń skrupulatnego rozliczania się z każdej złotówki pod groźbą oddawania pieniędzy i jednocześnie tolerować milionowe długi innych jednostek. Gdyby przyjąć, że w imię wyższych racji instytucja publiczna może nie płacić za wykonaną pracę albo zadłużać się, mielibyśmy wyścig "uprawnionych" do takiej postawy. Opery - bo uprawia niszową sztukę, muzeów - bo konserwują narodowe precjoza, szpitali - ponieważ ratują życie, policji - bo ściga złodziei, kolei - bo przewozi tych, których nie stać na samochód, szkół - bo uczą dzieci, i tak bez końca. Porządek społeczny zostałby prędko zburzony. Stojąc przy pustym bankomacie, zorientowalibyśmy się, ile warte było przestrzeganie prostych zasad.

Arkadiusz Rybicki [na zdjęciu]

Dyrektor Departamentu Kultury, Sportu i Turystyki Urzędu Marszałkowskiego Województwa Pomorskiego

Pracownia

X
Nie jesteś zalogowany. Zaloguj się.
Trwa wyszukiwanie

Kafelki

Nakieruj na kafelki, aby zobaczyć ich opis.

Pracownia dostępna tylko na komputerach stacjonarnych.

Zasugeruj zmianę

x

Używamy plików cookies do celów technicznych i analitycznych. Akceptuję Więcej informacji